Dom Gwen Stacy [NOWY JORK, ZIEMIA]
-
-Ach, to już zostawiam tobie, bo ja się gówno na takich sprawach znam. Dla mnie takie rzeczy to strata czasu, ale cóż. Niestety to ja jestem symbiontem, a ty nosicielką, nie na odwrót.
Na całe szczęście nie zgubiła tej wizytówki. Miała ją schowaną w etui do telefonu. Przynajmniej tyle farta jak na dzień dzisiejszy. -
Tak, tyle farta. No to co, chyba trzeba zadzwonić do pana Fantastica, co zrobiła.
-A, Red, kostium Spider-Gwen na mnie teraz. -
-Naturalnie. - odpowiedziała lekko monotonnym tonem głosu, po czym nałożyła na swoją nosicielkę klasyczny kostium Spider-Gwen, jakiego używała do tej pory, wcześniej rzecz jasna wciągnąwszy się z powrotem do jej ciała w całości.
“Tutaj Reed Richards. Nie mogę odebrać z powodu ważnego badania lub najazdu z innego wymiaru, zostaw wiadomość.” - powiedziała poczta głosowa, aby następnie wydać charakterystyczny dźwięk, sygnalizujący początek nagrywania wiadomości. -
-Doktorze Richards, to ja, Spider Gwen. Kapitan Stacy został zainfekowany czymś na kształt neurotoksyny. Jego stan się cały czas pogarsza. Proszę, niech pan jak najszybciej wyśle do jego domu - tutaj podaje adres - kogokolwiek lub cokolwiek, co byłoby w stanie go stabilnie przetransportować. Przeniosłabym go sama, jednak nie wiem, jaki jest jego stan ani czy to nie pogorszyłoby jego stanu.
-
I… Wiadomość została nagrana i poszła do Richardsa. Teraz pozostaje mieć nadzieję, że odbierze w miarę możliwości jak najszybciej. A w czasie, gdy Gwen już odłożyła słuchawkę, nagle usłyszała poprzez zmysły wzmocnione za pomocą Red i pajęczych mocy, krzyk kobiety, z odległości około… 400 metrów na północ najprawdopodobniej.
-
-No do jasnej… - po czym wzięłatatę i umieściła go w łazience (pomieszczenie na parterze bez okien, często tak jest w amerykańskich domach), a dokłądniej połozyła go na podłodze, zamknęła drzwi, po czym zaczęłabiec/huśtać się w kirunku tamtego krzyku.
-
Tata wciąż w stanie letargu nie stawiał wręcz żadnego oporu podczas bycia przenoszonym, a pajęcza siła Gwen tym bardziej ułatwiła zadanie.
Jak można się było domyśleć, krzyk dochodzi z okolicy wyglądającej na ciemny zaułek. Taki, w którym nawet za dnia przez układ budynków powstaje duży cień. Jej pajęczy zmysł delikatnie sugeruje, że coś tu jest nie tak, ale nie pozostaje inna opcja, niż samemu obadać sytuację. -
“Spokojnie Gwen, dasz sobie rqdę.” Powiedziała sobie w myślach i przymocowawszy się do ściany idzie spokojnie, obserwując.
-
Coś tu zaczyna śmierdzieć coraz bardziej. Krzyk kobiety dochodzi z końca zaułku… A jednak nie widać żadnego ruchu ani sylwetek.
-
“To nie jest normalne. Przyszykuj się na najgorsze.”- i idzie dalej, ale nieco wyżej, w razie czego.
“Jeśli masz rozjaśnianie wizji, to będę wdzieczna Red”. -
“Uhuhu, już czuje ten dreszczyk… Znaczy, już włączam.”.
Wizja Gwen zmieniło się nieco. Nie jest to rozjaśnienie, ale raczej coś bardziej zbliżonego do naturalnej noktowizji. Trochę ograniczonej, ale to zawsze coś. Dzięki temu przy dojściu do końca alejki mogła zobaczyć, że dała się nabrać na najbardziej głupią sztuczkę ze wszystkich. Krzyk nagrany na dyktafon. A pajęczy zmysł uderzył ją niczym młot kowala prosto w gorący metal. -
REakcja była chyba natychmiastowa. Wystrzeliła do góry, jednocześnie przechodząc w tryb obronny, natychmiast szykując pajęczowody i strzelajac wkilkulosowych kierunkach małymi kulkami i jednoczesnie “Wyłączyła” tęnoktowizję, po czym zaczeła obserwować otoczenie.
-
Zanim się obejrzała, z dachu budynków wychylili się żołnierze wyglądające na członków sił specjalnych. Ich umundurowanie swoją drogą było dość charakterystyczne. Nie mieli żadnych emblematów, symboli, ani oznakowań. Innymi słowy, niczego, co by mogło wskazać, w czyim imieniu pełnią swoją służbę. Zanim Gwen się obejrzała, zamontowali na narożnikach szczytów budowli urządzenia, które wystrzeliły do siebie po kolei wiązki energii, na końcu tworząc pole, które miało chyba zasłonić Gwen drogę ucieczki górą… Ale trudno to stwierdzić, ponieważ ci sami żołnierze właśnie przeskoczyli bez problemu przez pole, lądując na balkonach i gzymsach.
-ZATRZYMAJ SIĘ W TEJ CHWILI! - rozkazał jeden z nich, wciąż stojący na dachu i wskazujący prosto na Gwen. -
//Jak w yglądająichmundury tak BTW?
-
//
-
//SCP albo ludzie Oscorpu.
Obejrzała się na nich.conajmniej z 15 ludzi, nie wiadomo, ilu jest dalej. Jeszcze ta siatka, pewnie na Red.
-Kim jesteście?! -
-NA ZIEMIĘ, JUŻ! - odpowiedział, najwidoczniej nie mając ochoty na pogaduszki ze swoim celem.
-
Powolipodniosła ręcę i zaćzęła klękać na ziemi.
“W razie czego, jak będzie przy walce? I czemu mam wrażęnie, żę tasiatka jest na ciebie?” -
“Dużo jest tych skurwysynów! Jak z tą siatką to nie wiem, ale za sam sposób w jaki się do mnie odzywają mam ochotę i rozwalić te zamaskowane łby o chodnik, po czym rozmazać jak marmoladę. Gdybyś tylko dała mi chwilę kontroli…”
-I ani drgnąć! - wykrzyknął, po czym wskazał na kilku żołnierzy - Obezwładnić cel, w razie oporu zneutralizować.
Kilku operatorów niżej usytuowanych pod względem pozycji taktycznej zeskoczyło na samo podłoże, zbliżając się powoli, a na pewno ostrożnie, do Gwen. Trzymają w dłoniach coś, co wygląda na połączenie paralizatorów i pałek policyjnych. -
“NA razie się opanuje. W trakcie walki można poturbowac, ale nie zabić. Jeśli coś zrobią, walczymy, a na razie spokój. To jest najgorsze, co możę my zrobić teraz”