Nowy Asgard
-
-
-
Vergis:
Nie udało mu się po raz kolejny. Najwidoczniej ze wszystkiego co mógł mieć, kontrolą przedmiotów za pomocą siły woli to Vergis obdarzony nie jest.
Czarna:
-Do… Dobrze ciociu… Ale co jeśli nie zdążysz krzyknąć, jeśli nas na przykład zaskoczą?! - odpowiedziała mocno spanikowana tym wszystkim. Nie ma co się dziwić, to przecież jest jeszcze tylko dziecko i nie można jej obarczać wszystkimi problemami tego świata.
Peach:
To… To wszystko jest tutaj podejrzane! To jest na pewno sad… Ale… Wszystko tu jest takie… Martwe! Liście pożółkły, jabłko zgniły doszczętnie i upadły na ziemię, tocząc dookoła siebie wyjątkowo paskudny odor… Nawet ptaki przestały śpiewać! Do tego nad tym wszystkim dosłownie zataczają się czarne chmury… W przenośni również.
Sigyn:
Źródła handry tak łatwo nie da się znaleźć… Ale dopiero po wyjściu na zewnątrz Sigyn zobaczyła w jaki beznadziejnym stanie są wszyscy mieszkańcy Nowego Asgardu. Mają wory pod oczami, czerwone spojówki… A na dodatek tego wszystkiego są przestraszeni siebie nawzajem i nawet mimo tego tłoku ma ulicach, skuleni starają się siebie unikać za wszelką cenę, nie nawiązują nawet kontaktu wzrokowego. Warto dodać, że pogoda jest taka, jakby zaraz miała się rozpętać burza, jakiej ta planeta nie widziała. -
Vergis
Poobserwował otoczenie. Jeśli nikogo by nie było w zasięgu, to szybciutko by podbiegł i zabrał perłę w zęby, po czym udał się w bezpieczne miejsce. Jesli nie, to postaralby się nieco okrążyć jegomościa.
Czarna
Pogłaskała Alexa lo głowie.
-Alex, rozumiem twój strach. Sama też taka byłam, możesz mi uwierzyć. Jednak jeśli zostanę poofnięta, to znaczy to samo. Masz za mną sie nie oglądać. Tylko biec. -
Vergis:
Niestety, nie było okoliczności co dot tego, żeby przechwycić Perłę. Trudno byłoby też spróbować okrążyć intruzów, ponieważ teraz tak właściwie tajemniczy uzbrojony osobnik oraz jego “cień” rozdzielili się i chodzą dookoła sadu oddzielnie.
Czarna:
Alexa natomiast tylko kiwa głową na zgodę, starając się o to, żeby nie wybuchnąć łzami, pogarszając sytuację dla ich obojga. -
Vergis
Spróbował wycofać się do wejścia. Może tam będzie jakaś możliwość, by kogoś zawolać.
Czarna
Spojrzala sie na Alexa smutnym wsrokiem. Przez kilka sekund myślała, ale w końcu jej przyszło
-Albo wiesz co… Właź mi do klejnotu. -
Vergis:
Lepiej, żeby się śpieszył, ponieważ wygląda na to, że jest to jedyne wyjście na uratowanie się.
Czarna:
Alexa się zarumieniła, co w połączeniu z niedoszłym płaczem sprawia, że wygląda naprawdę godnie politowania.
-Zł-Słucham? - spytała się niepewnie. -
Czarna
-No do klejnotu wejdź. Na miejscu dostaniesz przyrząd do oddychania z systemem odzyskiwania tlenu z wydychanego powietrza. Tam będziesz bezpieczny.
Vergis
I tak też eobił powoli i ostrożnie, by nie zostać wychwycony. -
Czarna:
Alexa się spojrzała na nią jak na skończoną wariatkę. Właściwie, każdy nieobeznany w temacie rzucił by jej w takiej sytuacji ten rodzaj spojrzenia.
Vergis:
Całe szczęście, że nie zabrnęli daleko w ten cały sad. Vergis po chwili skradania się, znalazł się ponownie przy drzwiach do swojego domu. -
Czarna
-W dosyć dużym skrócie. Każdy klejnot jest wejściem do wymiaru kieszonkowego właściwego dla każdego klejnotu. Niestety, nie ma tam atmosfery. No i będziesz się musiał zmieścić z 1700000 moimi innymi osobowościami i Sorrowem. Mógłby grać chór w tragedii klasycznej. - mrug.
Vergis
Więc… W te pędy do taty. Może on znajdzie rozwiązanie. -
Czarna:
Alexa spojrzała się po prostu zdegustowana na swoją ciocię. Trudno powiedzieć, czy jej żartem w takiej sytuacji, czy tym, że w tej sytuacji musi wejść kilka warstw wewnątrz swojej cioci. Bez kontekstu nie brzmi to dobrze.
Vergis:
Tylko teraz pytanie brzmi, gdzie jest tata?! Nigdzie go nie ma! -
Vergis
Najpierw udał się chyba w dość oczywiste miejsce, czyli do jego pokoju. Tam zacznie.
Czarna
-Posłuchaj, to najbezpieczniejsze muejsce w okolicy. -
Vergis:
W jego pokoju nie ma nikogo… Nikogo dosłownie! I pachnie… No, po prostu coś tu śmierdzi. Trupem.
Czarna:
-Śmiem… Wątpić… - odpowiedziała dość niechętnie i sceptycznie. -
CZarna
Chyba nie trzeba mówić, że przybrała wyraz twarzy podobny do Hel?
Vergis
Zaczął wąchać za tym. Wszystkie najgorsze możliwe myśli przetoczyły się po jego umyśle. -
Czarna:
Alexa skuliła się w sobie i nic nie powiedziała.
Vergis:
No cóż… Nie tak łatwo to wywąchać, szczerze mówiąc. Ten zapach wydaje się nie mieć swojego źródła… On po prostu… Jest. -
Vergis
Mimo to nadal próbuje wywąchać źródło. Próbuje wejść do tajnego pomieszczenia taty.
Czarna
Chyba się zreflektowała nad sobą. Zaraza…
-Alexa, słuchaj, to nie czas na kłótnie, jasne? Chcę Ci Apewnić bezpieczeństwo i tyle. -
Vergis:
Tajne pomieszczenie taty jest… Cóż, tajne. I na obecną chwilę Vergis nie może nawet znaleźć wejścia do niego. Najwidoczniej to magia poza jego pojęciem. Ale… Jest jeszcze jedno wyjście… Ciocia!
Czarna:
Alexa skuliła się w kłębek i odmówiła posłuszeństwa. Chyba trochę… Za dużo dla niej na jeden dzień. Szczerze, nie ma co się jej dziwić. -
Czarna
Wzięła na ręcę tę kupkę nieszczęścia i udała się do pokoju Lokiego. Tam będzie lepiej.
Vergis
Że też o tym nie pomyślał! Pobiegł tam jak strzała, pewnie łamiąc kilkanaścir przepisów i zasad panująvych w pałacu. -
Czarna:
Kiedy dotarła z tym kłębkiem smutku na miejsce, poczuła intensywny zapach smoka oraz pootwierane wszystko co ma drzwi lub dźwiczki.
Vergis:
Po chwili znalazł się już przed drzwiami. Tym razem nie świecą jak wcześniej. Wygląda na to, że można wchodzić. -
Vergis
Zatem popchnął drzwi tam. Chyba ciocia nie będzie miała dobrego humoru.
Czarna
Westchnęła tylko. Przez cwilę w jej głowie przebiegł chochlik, by nazwać Lokiego Loczusiem albo loczkiem, ale natychmiast został wywalony, nawet coś wypadło z jej ucha.
-Loki, wiem, że tu jesteś. I tak, też czuję ten zapach.