Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
A więc, bestie na niego szarżują.
Kiedy były blisko to zaczął je anihilować najsilniejszymi ciosami w ryje jakie umiał.
Kilka udało mu się wywalić do tyłu i połamać, ale nadciąga jeszcze więcej.
To dalej anihiluje kutafonów, celując w podbródek by je wysłać w powietrze.
No, to jest taktyka!
Właśnie! Dalej je posyła w niebiosa, aż nie wyrżnie wszystkich.
Pozbył się już wszystkich 14.
Dalej idzie. Trzeba wybić to wszystko.
W pojedynkę tego nie zrobi.
Ale on ma w planach wyplenić chociaż część tego.
No, niezbyt wykonalne w pojedynkę.
Taa…ale, kij. Gwizdnął, by zwołać na siebie te paskudy.
Paskudy zaczynają uciekać w boczne uliczki i na dachy budynków.
Boją się gwizdania? Podszedł do jakiejś nieco większej grupki (z 16 paskud) i zagwizdał.
Spojrzały się na Forsteryt i zaczęły wybiegać na dachy.
Podszedł od tyłu do kolejnej grupy o mniej więcej takiej samej ilości paskud, zadał od tyłu strzał w głowę najbliższej paskudzie i zagwizdał. -Ej, co się boicie? To tylko puszka!
Te też uciekły na wysokie punkty. Forsteryt usłyszał nad sobą masowe syczenie z góry, z dachów budynków i bilbordów.
Pokazał tym gnidom środkowe palce. -Syczta ile chceta! EJ, KOLEŚ! TU MASZ JE! -krzyknął do typa w tym pancerzu i wskazał na dachy.
I w tej chwili jakieś dwieście zombie jednocześnie skończyło z dachów w kierunku Forsterytu.
That’s a big NO. Spierdzielił by go nie zgniotły, wyjął pobliski właz ściekowy i cisnął nim w gnoje jak Kapitan Ameryka swoją tarczą.