Droga stanu Delmarva do Jersey
-
Po około godzinie od wyruszenia spod budynku swoje firmy ochroniarskiej, Doug Maheswaran jako członek pancernego konwoju chroniącego furgonetkę ze Szwajcarii jest w około połowie drogi na miejsce. Godzina 21:13. Niski poziom zabudowania pozwolił konwojowi nieznacznie przyspieszyć między innymi ze względu na mniejsze zagrożenie wypadkiem lub zwracanie na siebie uwagi przy jednoczesnym nadążaniu za pancerny vanem wypełnionym cennym kruszcem. Wszystko zapowiada się świetnie i bezproblemowo. -
Woj2000
Zadowolony z faktu bezproblemowego przejazdu Doug uśmiechnął się pod nosem. Mimo całej ppwagi tego zlecenia, zapowiada się, paradoksalnie, spokojny dzień pracy. A to akurat mu się dosyć podoba.
Chcąc sobie jakoś zabić czas, postanawia włączyć radio, jednak nie na tyle głośno, by w razie czego mógł słyszeć komunikaty z samochodowego CB-radia. -
Andrzej_Duda
I tutaj pojawił się dość nieznaczny, ale wciąż irytujący problem. W radiu są zakłócenia jakich mały. Praktycznie sam szum. Natomiast Dougowi udało się usłyszeć krótką i dość zakłóconą wiadomość z CB-radia, zanim i ono uległo szumów zakłóceń.
"Obiekt… Humanodalny… Odległość… 100 metrów…Biegnie…Tył… SZYBKO… " -
Woj2000
Już same te szumy dały nieco Dougowi do myślenia, lecz dopiero treść samej wiadomości go nieco… zaniepokoiła. W końcu jego firma nie posługuje się w komunikacji radiowej żadnym szyfrem, zaś żaden z jego kumpli z pracy nie stroiłby sobie takich głupich żartów. Jednak sam komunikat brzmi naprawdę dziwnie. Człowiekowate coś biegnie za konwojem…
-Uznałbym to za głupotę, ale po dzisiejszym uwierzę we wszystko - pomyślał na wpół gorzko, spoglądając w lusterko wsteczne, by sprawdzić, czy faktycznie coś się na tyle dzieje. -
Andrzej_Duda
I tutaj Doug po raz pierwszy od naprawdę dawna poczuł w pracy prawidzwe zdenerwowanie połączone ze stresem. Można było się spodziewać wielucz rzeczy, ale nie tego… Czegoś… Co właśnie biegnie w kierunku konwoju. Na początku rzeczywiście można to było opisać co najwyżej jako “człowiekowate duże coś”, ale po chwili Maheswaran zobaczył dokładniejsze rysy tego kurestwa z piekła rodem.
Cały konwój natychmiast przyśpieszył, a to coś jest już jakieś 40 metrów od niego. -
Woj2000
Całą reakcję Douga na szarżującego w jego stronę nieślubnego dziecka Terminatora i nosorożca można podsumować w kilku słowach: strach i gargantuiczna ilość bluzgów.
Klnąc szpetnie, Doug wykonał to, co każdy normalny człowiek w takiej sytuacji: gaz do dechy połączony z jak najnintensywniejszym zajeżdżaniem sprzęgła w celu zwiększenia biegu. Do tego, gnany tlącymi się w tym całym przestrachu resztkami rozsądku, zaczął powoli zjedżać bardziej na boczny pas, by nie nadziać się na tego… Nosoroga. W końcu zlecenie i zleceniem i szef ich pozabija za utratę złota, ale sorry, Doug, i najpewniej wszyscy inni w tym gnającym ile sił w koniach mechanicznych eszelonie, chcą jeszcze trochę pożyć. -
Andrzej_Duda
Czymkolwiek jest to szarżujące jak jakieś dzikie zwierzę coś, na pewno nie jest to coś z czym można się dogadać. Już chrzanić to złoto, ta abominacja może równie dobrze pozabijać całą ochronę konwoju razem z Maheswaranem! Podczas gdy na początku wydawało się, że plan z przyśpieszeniem się udał, czar prysł kiedy Doug usłyszał dźwięk zginania dużych ilości metalu jednocześnie, a następnie zobaczył jak w furgonetkę z hukiem uderza jeden z samochodów, z ochroniarzem w środku. Van zatoczył kilka kółek, a następnie uderzył w drugi samochodów. Po chwili wszystkie trzy leżały w rowie, a bestia stała nad furgonetką i zaczęła wyrywać jej drzwi.
-
Woj2000
Widząc to, Doug chciał po prostu odjechać stąd gdzie pieprz rośnie, jednak… nie chciał zostawić innych na pastwę tego brutala. Przecież kto wie, co im może zrobić?! Poza tym… Maheswaren czuje, że w ten sposób pokaże, że nie jest wiarołomnym tchórzem. A przecież jedną z głównych zasad jego firmy jest to, że pomaga się współpracownikom w opresji.
-Aj, je**ć to! - odezwał się gardo, po czym dał po hamulcach, by jak najszybciej wyhamować i być w pogotowiu do pomocy rannym, gdy ten stwór ucieknie z bogactwem, którego tak chce. -
Andrzej_Duda
Tymczasem stwór już całkiem wyrwał drzwi furgonetki, a następnie podzielił je na stalowe, szpiczaste pasy, które powbijał po kolei w samochody ochrony. W przypadku Douga, przeszło mu tuż obok nogi. Następnie potwór wrócił do vana i szybkimi r*chami zaczął wygarniać z niego sztabki złota… Robił to, aż nie przerwał mu wysoki, ostry, męski głos należący prawdopodobnie kogoś o sędziwym wieku.
-Nosorożec, ty kretynie, to złoto jest cenniejsze od całego twojego życia! - syknął zirytowany mężczyzna. Następnie Doug zobaczył, jak obok pierwotnego agresora ląduje on:
-Sory Adr-to znaczy Sępie, nie chciałem. - powiedział niskim tonem wielkolud, wyraźnie zawstydzony tym, że dostał ochrzan od wspólnika.
Następnie zaczęli ze sobą rozmawiać szeptami, co chwilę wskazując na łup. Maheswaran zobaczył, jak jego koledzy powoli się wygrzebują z samochodów , trzymając w dłoniach swoje broni. -
Woj2000
Kiedy zobaczył, gdzie znalazł się odłamek drzwi, poczuł, że prawie (i całkowicie dosłownie) mógł popuścić z przerażenia. I to całkiem uzasadnionego, bo cholerny kawał drzwi prawie rozwalił mu nogę! Jednak ten początkowy strach lekko się przytępił, kiedy zobaczył drugiego cudaka. Nie wiedzieć czemu, skądś kojarzył tego skrzydlatego starucha w kostiumie…
Jednak nie zastanawiał się nad tym dłużej, gdyż widząc zajętych rozmową złoczyńców i wyczołgującą się resztę, wpadł na najbardziej szalony i gwarantujący śmierć pomysł swojego życia. Będąc świsdom, że pozostali muszą być mocno poobijani, to jednak w bezpośrednuej walce mogą nie dać sovie rady. Dlstego też Doug, jako prawdopodobnie najmniej ,uszkodzony" z nich wszystkich pistanowił… wyjść i odciągnąc uwagę tych przestępców od reszty, by mogli się przygotować do ostrzału lub też, by pomogli rannym.
Tak, Doug Maheswaren porywa się na solową batalię z latającym staruchem i kafarem z wielkim rogiem. Jedno jest pewne: to się dobrze nie skończy.
By wcielić swój plan w życie, szyblo zabiera karabin, odbezpiecza go, po czym szybko otwiera drzwi i wychodzi na zewnątrz, gdzie staje wyprostowany i z gotowym do strzału, wycelowanym w ,Sępa" karabinem, wydziera się na cały głos, nie czując się jednak w środku takim hardym:
-TE! PTASZOR I GRUBAS! ZAPOMNIELIŚCIE O MNIE! -
Andrzej_Duda
Z resztą, mogło zakończyć się dużo gorzej niż przebicie nogi. Gdyby było kilkanaście centymetrów w nie tą stronę co trzeba, to mogło by po prostu nadziać Douga na pal przez głowę. To co właśnie zrobił najprawdopodobniej bardzo słuszne zostało przez jego samego określone jako “Najbardziej szalony i gwarantujący śmierć pomysł jego życia”. Kiedy dwójka usłyszała te wyzwiska, Sęp się odwrócił, a Nosorożec sapnął i spojrzał się na Douga zabójczym wzrokiem. W kwestii Sępa, to Maheswaran na 100% już gdzieś słyszał ten głos… Ale gdzie?
-Ach. Świetnie. Chwila… Skądś cię znam, herosie piątorzędny, jedyny w swoim rodzaju… Nie ważne. Zaraz się upewnimy, że nie będziesz miał czym zdać relacji z wydarzenia, dobrze? - powiedział tym samym co wcześniej, ostrym, syczącym głosem, a następnie wycelował broń na swojej dłoni w kierunku głowy bohaterskiego Douga i zaczął ją chyba ładować. Tymczasem reszta oddziału jest już gotowa do szturmu w każdej chwili i chyba… Czekają na rozkaz Maheswarana, by atakować. -
Woj2000
Mając w perspektywie rychłą śmierć, nie zwrócił nawet uwagi na to, co mówił. Widząc ładowanie broni Sępa i gotowość bojową towarzyszy, spojrzał się tylko na adwersarzy wzrokiem wyrażającym najwyższą pogardę, by niespodziewanie ryknąć na całą szerokość autostrady:
-NAPI**DAAALAAAAMYYYYY!
Po czym tak szybko, jak to możliwe, odskoczył na prawo i zaczął strzelać w Sępa niezbyt finezyjnymi, ale stabilnymi, krótkimi seriami.
O tak, jeśli pozostali zrozumieli przekaz, to ci dwaj już za krótki czas będą cienko prząść, to pewne. -
Andrzej_Duda
Owszem, pozostali zrozumieli przekaż jednego słowa “NAPI**DAAALAAAAMYYYYY!” wręcz idealnie. Kiedy tylko Doug wydał z siebie ten nietypowy okrzyk bojowy, cała drużyna rzuciła się do ataku na dwójkę adwersarzy. Oboje zareagowali w błyskawicznym tempie. Nosorożec przyjął na siebie wszystkie pociski, a gdy zorientował się, że ma odsłoniętą twarz, zakrył ją swoją pancerną dłonią. Natomiast Sęp wzniósł się w powietrze już w połowie wypowiedzi Maheswarana, biorąc cztery worki napakowane złotem w szpony.
-Wiesz gdzie mnie znaleźć Rogaczu! Nie baw się z chłopcami za długo! - powiedział drwiąco, a następnie zaśmiał gorzko i zniknął w przestworzach. Po chwili odbierania pocisków nosorożec odsłonił swoją twarz i zaczął szarżować na Douga. Jeśli hindus ma strzelać skutecznie, niech zrobi to teraz. -
Woj2000
No to teraz dla Douga nastąpi chwila prawdy, gdyż tylko od jego umiejętności i refleksu zależy to, czy faktycznie śmierć poprzez nadzianie się na róg lub bycie zmiażdżonym stanie się taka rychła.
Czując, że to, dosłownie, największy sprawdzian jego życia, przymierza się jeszcze bardziej do strzału i wystrzeliwuje wszystko, co ma w zapasie w wielki czerep Nosorożca. Kiedy bandzior jest już przy nim wystarczająco blisko, to stara się jak najdalej odskoczyć z trasy jego szarży. -
Andrzej_Duda
Chwila prawdy to dobre określenie dla tej sytuacji. Kiedy Doug wystrzelił w kierunku Nosorożca ten zdezorientowany zasłonił się szybko ręką, a następnie potknął o własną nogę i z hukiem wbił się w ziemię, omal nie miażdżąc Douga. Reszta drużyny natychmiast wykorzystała sytuację. Jeden z chłopaków wsiadł do samochodu pancernego, który pozostał na drodze i z całym impetem wjechał w Nosorożca, wybijając mu w plecach wgniecenie jak w metalu oraz ujawnianiając całe masy technologii pod pancerną skórą. Następnie w miarę możliwości się wycofał i wyjął z bagażnika butelkę z wodą… Nosorożec podniósł głowę do góry i z zaciśniętymi zębami spojrzał na Douga.
-TY SKU*WYSYNU! ZAPIE**OLE CIEBIE I CAŁĄ TWOJĄ RODZINĘ! - ryknął ogłaszająco. -
Woj2000
W każdym innym wypadku Doug by najpewniej odskoczył przerażony, słysząc takie groźby z ust tak niebiezpiecznego przestępcy, jednak po tym wszystkim, co się teraz zadziało, był jednak zbyt napompowany adrenaliną, by się bać. Zamiast tego spoglądając w milczeniu i największą pogardą w oczach na tego złoczyńcę, w głebi duszy będąc jednak zaniepokojonym jego słowami. W końcu ten ,Nosorożec" mógłby bez wahania wcielić je w życie.
Trzymając karabin wycelowany w jego twarz, odezwał się głośno w stronę reszty.
-Niech ktoś tu wezwie wsparcie! I to takie z ciężkim sprzętem, bo ten tu ch*j nadal kozaczy! -
Andrzej_Duda
A nawet jeśli nie on je wcieli, to może je wcielić w życie jego latający kolega. Może i był mniejszy oraz na pewno nie taki silny, ale te skrzydła nie wyglądały na zabaweczki, tak samo z tymi kastetowymi laserami na jego rękach. O szponach nie wspominając. Doug trochę żałuje swojej brawury…
I w tym przypadku adrenalina, mówiąc delikatnie, trochę zgubiła Douga. Nosorożec i tak był srogo wkuwiony, a słowa Maheswarana dolały tylko oliwy do ognia. Mięśniak w zbroi szybko wysunął rękę w kierunku swojego oprawcy, a następnie go uderzył. Ból porównywalny z uderzeniem przez ciężarówkę, na szczęście skutki nie takie same. Doug poleciał kilkanaście metrów do tyłu i poczuł, że ma połamane żebra, nogę i rękę. Obolały, pół żywy, ale wciąż żywy. Zobaczył jak jego kolega wlewa zawartość butelki z wodą do dziury w pancerzu, po czym ten wydaje świszczący dźwięk i zaczyna się palić. Wściekły Nosorożec nagle wstał i zaczął szarżować na oślep w przypadkowym kierunku. Chłopaki od razu pobiegły do swojego lekko mówiąc, poszkodowanego kolegi. Jeden z nich lekko go pacną w ramię, co mocno zabolało i powiedział przerażony :
-KUWA MAĆ, DOUG, NIC CI NIE JEST?! -
Woj2000
Kiedy leciał uderzony brutalną siłą Nosorożca, nie tylko zaczął żałować swojej brawury, ale także przypomniał sobie słowa Priyanki o tym, że ta praca go wykończy. Jak widać, po raz kolejny okazała się być prorokiem, gdzyż leżący już na ziemi, połamany Doug faktycznie był prawie, że wykończony i niezbyt kontaktował z powodu tego całego bólu. Jednak wciąż wystarczająco był przytomny, by zrozumieć to, co do nie mowią. Dlatego też postarał się odpowiedzieć, starając się kompletnie nie ruszać.
-Żyję… tylko, że nie polecam. - odparł gorzko, sycząc z bólu - I… chyba stąd nie wstanę… -
Andrzej_Duda
I w tym przypadku żona Douga NIESTETY wykazała, że ma rację. Kto by pomyślał, że jeszcze niedawno Maheswaran w niebiańskich warunkach leżał u boku swojej żony, a teraz leży w rowie połamany przez jakiegoś świra? No cóż, wierni koledzy od razu się zajęli swoim kolegom.
-KARETKA, KU*WA! - krzyknął stojący najbliżej, a następnie inny od razu zaczął dzwonić po stosowne służby. Doug widzi coraz słabiej i czuje, że zaraz zemdleje. -
Woj2000
Cóż… Doug nie zamierza teraz walczyć z odruchami swojego organizmu. Zamiast rego poddaje się im, w myślach mając na uwadze, że, mimo wszystko, udało im się częściowo powstrzymać zapędy tych mętów społecznych. Oraz to, że jak dobrze pójdzie, to może niedługo obudzi się już opatrzony w jakimś szpitalu…
-
-
Radiotelegrafista
// HA! ZNALAZŁEM TEMAT Z DROGĄ! //
Matthew Connor:
Nasz (prawie) zakonnik właśnie wyjechał na szosę po nocnym postoju. Czuł się świetnie, spał dobrze i z nową mocą wyruszał, by pełnić posługę wobec swoich bliźnich na drodze. Sięgnął dłonią do pokrętła CB-Radia i uruchomił je, przełączając częstotliwość na kanał kierowców. Ciekawe, co w asfalcie piszczy. -
Andrzej_Duda
Hm… To dość dziwne. Odwiecznie niezawodne radyjko Matthew, tym razem całkiem odmówiło posłuszeństwa. Jedyne co słyszy wielebny, to szum. Ciekawe co w tym miejscu wywołuje takie zakłócenia? Przed ostatnim postojem działało w końcu dość dobrze, mimo swojego wieku i częstotliwości używania.
-
Radiotelegrafista
Huh? Może to jakaś usterka w elektryce? A może zahaczyłem anteną o jakiś znak i dlatego nie łapię żadnej częstotliwości? Ksiądz był dosyć zaskoczony tym, ale nie wierzył też, by radio było trwale uszkodzone, a nawet gdyby, to i tak nadszedł najwyższy czas na zakup nowszego egzemplarza. Niezrażony, zjechał na pobocze i powoli wyhamował swoją ciężarówkę. Wysiadł z niej i przyjrzał się, czy antena na pewno nie została strącona/uszkodzona.
-
-
-
Andrzej_Duda
Podczas gdy stara dobra sztuczka wyłącz włącz nie zadziałała… To Matthew właśnie zobaczył dość oddalonego (lub po prostu jest to taka perspektywa wywołana jeszcze lekkim mrokiem na dworze) mężczyznę… Nie ma pewności, po prostu osobę, stojącą z jakąś długą anteną na poboczu i wymachującą nią do góry.
-
-
-
-
-
-
-
-
Andrzej_Duda
Nic dziwnego, że go zdziwiło. W końcu robienie takich rzeczy w ramach DIY nie jest czymś codziennym.
-Dokładnie ten rodzaj zakłócacz. Bo widzisz, bracie… Jestem czymś w rodzaju wynalazcy, naukowca. To moje drugie powołanie. Na ogół param się chemią i psychologią, ale nie pogardzę też majsterkowaniem z innymi dziedzinami. Właśnie szukałem sposobu na przetestowanie, czy działa… A wnioskując po twoim wyrazie twarzy mogę powiedzieć, że działa tak jak chciałem! No a już nie wspominając o fakcie, że jesteś osobą z tego samego powołania co ja! Wręcz wyśmienicie. - powiedział, nie robiąc prawie żadnej przerwy na oddech, jednocześnie żywo gestykulując swoim przyrządem, co kilka razy graniczyło z uderzeniem przez przypadek Matthew. Na szczęście w ostatecznym rozrachunku nie doszło do tego ani razu w chwili kiedy skończył swoją wypowiedź. -
Radiotelegrafista
— Ciekawe, ciekawe masz pomysły…— Odpowiedział Matthew, bardziej zaniepokojony monologiem nowo poznanego, niż zainteresowany. Chemia, psychologia, majsterkowanie to wszystko piękne rzeczy, ale po co ktokolwiek miałby zakłócać komunikację między ludźmi?
— Ale jeżeli pozwolisz, to chciałbym zapytać czemu tak właściwie chciałbyś coś zakłócać, szczególnie jeśli to tylko rozmowy tirowców? — -
Andrzej_Duda
Tym bardziej, po co ktoś miałby zakłócać komunikację między przypadkowymi ludźmi, stojąc na poboczu i wymachując zakłócaczem? To wszystko wydaje się naprawdę mocno podejrzane.
Ten natomiast odpowiedział nad wyraz spokojnie:
-Och, myślałem, że to dość oczywiste, ale mogę wytłumaczyć. To po prostu był test skuteczności. Nic poza tym. Nie, żebym uczepił się szczególnie kierowców tirów. -
-
-
Radiotelegrafista
Zaskoczyła go nagła zmiana tonu jego rozmówcy, który dotąd był spokojny. Może to był dla niego drażliwy temat? No nic, na ten czas raczej warto przestać naciskać.
– No dobrze, nie będę się dopytywał, ale wiedz, że głód mojej ciekawości będzie niezaspokojony. – Uśmiechnął się lekko, chcąc nieco rozluźnić sytuację. -
-
-
-
-
-
Radiotelegrafista
– No więc…-- Zaczynając swoją opowieść, Matthew znów wjechał na drogę: – Bez tirowców połowa Stanów Zjednoczonych nie funkcjonowałaby. Zaopatrzenie sklepów, woda, paliwa, wszystko to rozwożą głównie ciężarówki. Nie jest to złe, ale w tym wszystkim zapominamy, że za kierownicą osiemnastokołowca siedzi człowiek, myślący, czujący, mający potrzeby. Wiesz jak bardzo napięty grafik mają kierowcy? –
-
-
Radiotelegrafista
– Chodzi o to – Matthew kontynuował wyjaśnianie: – Że w tym całym pośpiechu, gdzie ledwo można znaleźć czas na jedzenie i sen, trudno jest troszczyć się o szukanie świątyni, które nierzadko są dziesiątki kilometrów od trasy. Dla tego Głosiciele Jezusa w Drodze wychodzą im na przeciw. My przyjeżdżamy do nich z kościołem i sakramentami, a Ci nie muszą wyłamywać się zleceniodawcom. To jest myśl Zakonu: Dostarczać Eucharystie tym, którzy sami nie są w stanie sami jej zdobyć. – Wyjaśnił żywo i z entuzjazmem mówiąc o swym zgromadzeniu.
-
-