Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
I kiedy Szmaragdy leciały na niego jak ćmy do lampy. O panie, wtedy to dopiero było.
I kiedy jego klejnot nie był zlepkiem gówna w skutek kilku niesłusznych roztrzaskań…
…ta… Anyway, ile jeszcze im zostało?
Już skończyli! Łuhu! Opracowali skład cholernie wytrzymałej i jednocześnie gładkiej tkaniny.
-No, dobra robota. Co teraz?
-Teraz powinieneś poinformować o <u>naszym</u> sukcesie Naszą Najświętszą Diament.
-Jak wolisz. -i znikł warpem, a następnie pojawił się obok Białej Diament. -Ma Diament, udało nam się utworzyć schemat domniemanej tkaniny.
Biała Diament pokiwała głową. -Dobrze.-skomentowała obojętnie do bólu.
-To…co teraz?
-Wyjmij moje dziecko.
Podszedł do inkubatora. Dzieciak jest gotów do wyjęcia?
Tak, można go wyjąć. No to na trzy…
Eins… Zwei… DREI! Wyciągnął ostrożnie dzieciaka z inkubatora.
Dzieciak jest jeszcze mokry od cieczy ze środka maszyny.
Ew, śluz inkubatora. Dzieciak reaguje jakkolwiek na bodźce zewnętrzne?
Nie. Śpi albo coś w tym stylu. Heh. Diament ma czasami dziwne zachcianki.
Dla pewności delikatnie sprawdził puls dzieciaka. I…czy to on czy ona?
To jest on. I tak, ma puls.
Przywołał swoisty ocieplany kocyk w bańce i ostrożnie obwinął w kocyk noworodka jak to się je obwija a następnie udał się do Białej Diament z dzieckiem na rękach.
Biała Diament patrzy się na dziecko. Na jej twarzy nie widać jakichkolwiek emocji.