Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
-Tak… Dziękuję. Jak na Ciebie mówić?
-Jak sam to określiłeś. - po czym skoczyła z budynku i pajęczyną cheyciła się gdzie indziej nią.
Hm… Zauważyła stąd idącego w kierunku szpitala napakowanegk, że fest rosyjskiego mężczyznę, który skądś się jej kojarzy. Jest z nim też babcia.
Hm… Ciekawe… Skorpion? Chyba nie… Na razie tylko obserwuje. Nie wiadomo, co i jak.
Bardziej taki rogaty, gruboskórny. Na razie nie widać niczego podejrzanego. Dalej prowadzi babcie w kierunku szpitala.
O, Nosorożec. Ale co zrobi. Na razie prowadzi babcię do szpitala. Może to jego mama?
To całkiem możliwe… Aż trudno uwierzyć, że ten człowiek to ten sam człowiek, który masakruje miasto w stroju nosorożca.
Chyba istnieje japońskie powiedzenie o maskach i takie tam… Ale tak czy siak obserwuje okolicę.
Poza tym co zobaczyła przed chwilą, nie widać nic podejrzanego.
No to szuka dalej.
Po cmentarzu przy kościele kręci się dość grubo ubrany w czarny płaszcz i kurtkę z kapturem człowiek. A jest dość ciepło.
Hm… Podejrzane… Na drzewo i sprawdza, co i jak.
Kręci się wokół grobu Anity Dillon, ale nie zbliża bardziej.
Hmm… Ciekawe… Dalej to obserwuje jednak.
Usiadł na ławce przy grobie… I po prostu siedzi.
Hm… Chyba to był jego bliski…
Skoro odważył się wyjść w środku dnia, to pewnie ktoś bardzo bliski.
Peqnie nawet bardzo… Nie przeszkadza mu. Więc… Odsieciowuje się z tego cmentarza.
Podczas gdy Elektro nie stwarza żadnych problemów, to Gwen słyszy i czuje, że kilka dzielnic dalej coś się dzieje.
Natychmiast tam zaczęła lecieć. Co się wyprawia.