-
A już zdecydowanie nie jest gorsze od użerania się w ogóle z radioaktywnymi pustkowiami, mutantami mogącymi zabić jednym ciosem, Behemotami oraz sam Bóg wie czym jeszcze… Nie licząc dość dużych strat w ekwipunku, to mimo wszystko nie da się zaprzeczyć, że jest tutaj dość przytulnie. Zwłaszcza teraz, kiedy Kurier rozpalił sobie średniego rozmiaru ognisko, które przyjemnie go ogrzewa. Teraz jedyną kwestią byłoby odpocząć i zaczekać aż zaświeci słońce. Bo co jak co, ale jedną lekcję Kurier na pewno poznał - nie szwędać się w nocy w nieznanych miejscach, kiedy chce się zachować pełnię życia i zdrowia.
-
Kurier wtem usiadł obok stosu swych gratów, jedną ręką ściągnął swój hełm oraz położył go obok siebie, podczas gdy drugą zaczął szukać whiskey w wyżej wymienionym stosie. W końcu na chwilę obecną nie wiele zostało mu do zrobienia prócz czekania, można przynajmniej sobie czas umilić swoim ulubionym trunkiem.
- W sumie jak już mowa o umilaniu sobie czasu… - powiedział na głos Daniel po czym sięgnął już wolną ręką do jednej z wielu jego kieszeni oraz zaczął szukać tam swego Pip-Boy’a. Kurier bowiem nie zamierzał po prostu spić się w ciszy, nie ,zamierzał się spić słuchającej jakieś dobrej muzyki, jak prawdziwy gentleman. -
Po chwili zrobiła się całkiem przyjemna atmosfera. Whiskey w jednej dłoni, po chwili w drugiej znalazł się PIP-Boy. Teraz tylko… Hm… Trzeba poczekać, aż się dostroi do lokalnych sygnałów. Nie zmienia to jednak jakkolwiek faktu, że w międzyczasie można by sobie porządnie łyknąć trunku, żeby wczuć się w klimat już na dobre, czekając jedynie aż będzie możliwość słuchania jakiegoś dobrego kawałka.
-
W takim razie zdjął on swój hełm, odkorkował whiskacza oraz zaczął sobie go popijać. Czekając aż złapie jakiś sygnał, Kurier zaczął sobie wspominać o jego dawnych przygodach. O przepitych trunkach z Cass na posterunku Mojave. Polowaniu na legionistów z Boonem. Zwyzywanie Cezara wraz z Arcade’em. Długie spacery po pustyni z Rexem i ED-E. Długie godziny spędzone na majsterkowaniu wraz z Veronicą oraz pogawędki z Lily…to były czasy…
- To były czasu - wymamrotał do siebie Kurier biorąc kolejnego łyka - Jak mi was brakuje… -
O tak… Można by rzecz, kiedyś to było… To naprawdę przykre tak pomyśleć o tym, że przez tych cholernych mózgowców może już nigdy ich nie zobaczyć. Ech… Kurwa… Nie idzie z takimi myślami wytrzymać bez porządnej popitki. Nie ma naprawdę co sobie żałować.
I tak mu leci łyk za łykiem, łyk za łykiem… No ale, kieeedyś to było, ta myśl mu nie przemija nie ważne ile trunku w siebie wlewa. O takich dobrych przyjacielach nie da się nawet zapomnieć będąc schlanym w trzy dupy na środku lasu… Co właściwie jest obecnym stanem Kuriera. -
- Ech Kurier - zaczął Daniel, patrząc się na puste już dno butelki po whiskey - Ty dopiero to masz jakąś przejebaną zdolność do wpędzania siebie w zasraną melancholię…aż mi się muzyki słuchać odechciało jasna cholera…- dokończył lekko pijany mężczyzna po czym włożył butelkę do sterty swoich gratów.
- No nic…tylko czekać co przyniesie jutro - wymamrotał pod nosem, po czym ułożył się do snu na swoich rzeczach w taki sposób by jak najbardziej utrudnić ich kradzież przez jakichkolwiek oportunistycznych dupków. Oczywiście wyłączył on Pip-Boya i włożył go z powrotem do kieszeni swego prochowca. -
Biorąc pod uwagę ilość promili płynącą w jego żyłach niczym woda w zaporze Hoovera, można poddać dużej wątpliwości to, czy rzeczywiście ułożył wszystkie rzeczy tak, żeby je uchronić jak najbardziej przez kradzieżą… Albo czy w ogóle je jakkolwiek ułożył. Albo czy w ogóle zrobił z Pip-Boyem to co myślał, że zrobił. Co do snu natomiast nie ma wątpliwości. I tak czuł już zmęczenie umysłowe tym co się dookoła niego zaczęło wyczyniać, a alkohol tylko zapieczętował jego zapadnięcia w niebywale głęboki sen. Niestety, sen jest głęboki, ale zdecydowanie nie spokojny. Przez umysł zaczęły mu przelatywać sceny z Mojave, jakby oglądał jakąś prezentację wyświetlaną przez projektor. Pierwsze spotkanie z Rexem, walka u boku NCR, zwierzanie się Boone’a, ratowanie Raula… Cholera. Nawet sen nie pozwala mu zapomnieć o tym, że może już nigdy nie spotkać się z przyjaciółmi swojego życia. Może i tutaj jest zieleń, jakiej nigdy w życiu nie widział poza książkami i magazynami, ale jest to nic w porównaniu z osobami, które zostawił za sobą w swoim prawdziwym domu.
-
Kurier począł się lekko wiercić przez sen, mamrocząc różne rzeczy pod swoim nosem.
- Nieh…nieh…niehcmę …Odlotu…kosmici…hrk…kosmici i krowy…
I tak to mniej więcej się działo przez resztę jego niespokojnego snu. -
I jeszcze jakoś tak mu przeleciało przez sen coś takiego… Aa… Takiego no jakby śmiesznego niebieskiego… Co lata, no na pewno lata! Albo latało! Chociaż, czy to był sen? A chuj wi. Nie miał za wiele czasu na przemyślenia względem tego “snu” czy cokolwiek to było, po chwili jego skacowany łeb zaczął odzyskiwać świadomość, co po wrażeniach wczorajszej nocy, musiało niestety przyjść w pakiecie z odczuciami jak po próbie lobotomii doktora Kleina.
-
- Oh…khuuuurwa…chyba nie powinienem tyle pić -powiedział skacowany Kurier po czym próbował się podnieść na swój tyłek. Chciał zobaczyć czy nadal miał wszystkie swoje rzeczy na swojej kupie gratów. Czy miał wszystkie swoje bronie przy sobie. Bo jeśli nie miałby ich…no cóż…jego dzień by się stał jeszcze gorszy niż jest teraz.
-
Wszy… Wszyszgie graty, z tego co widać, dalej ma na szczęście na swojej kupie. No… Nie stracił swoich caceniek. A o ile na jego post-apokaliptycznej dupie udało mu się usiąść, to proces siedzenia idzie mu już gorzej… Tak go mdli, że chyba zaraz się przewróci.
-
Zaczął gmerać w swojej kupie gratów w poszukiwaniu med-x, Fixera oraz butelki wody. Zawsze mu kuźwa pomagało z kacem wcześniej więc może zadziała.
- Szkurwa…ale cholipka jasna zmiękłem…kurwhha…Cass by mnie teraz pewnie by wyśmiała…gdyby…gyby…gdyby tego mnie zobaczyła…psia krew…gdzie kuhwa jest ten med-x? -
EEE… A no, Cass by dopiero miała kabarat… A Gadon… Gadon łuuuu!
No…! Jest jakaś strzykawka… Woda! Jest woda! No, no, no i tabletki, no! No to teraz tylko ziup to wszystko, no i no ulga! -
Kurier zdjął swój hełm, wziął garść tabletek i następnie napchał nimi swoją twarz, po czym spróbował je przepić wodą. Przeczekał chwilę by efekty Fixera chwyciły, oraz zaczął podwijać swój prawy rękaw. Wtem rozpoczął powolny proces szukania swojej żyły który, po jej odnalezieniu, zakończył wstrzykując sobie dawkę Med-X’u.
-
O tak… Od razu ulga. Trochę mu się ręce telepały, to i troszkę krwi się wylało na ziemię przy wstrzykiwaniu X-Medu… Ale to, to szczegół, kto by się przejmował…
I nagle, tak jakby… JAK PIERDOLNĘŁO mu w łeb, jakby go ktoś Grubasem postrzelił w głowę! Świat nagle nabrał wiele, wiele nowych barw, które okazały się dla Kuriera bardzo apetyczne po bliższej inspekcji węchowej… Uuu… Huhu… Huhu! Czuć metaliczny i trochę rączki świerzbią, że nic tylko w coś zapierdolić siarczyście… O kurwa, Szpon Śmierci! Wysoki, ma tyle szponów, że skurwysyn i jeszcze jakieś zielone dziwne narosty! I te kolory wszystkie! Trzeba się z nim rozprawić! -
Kurier zareagował tak szybko jak tylko mógł oraz wyjął strzykawkę ze swojego ramienia, wziął granat plazmowy, odbezpieczył oraz rzucił go pod nogi Potwora. Następnie wyciągnął swój rewolwer i zaczął ostrzeliwać łeb bestii.
-
Poooszło! Rozleciała się na pył! Na proch! Bum bum! Na… Na setki mniejszych! Chcą dorwać Kuriera! Dorwać się dać nie może się dać! Chyba zaraz zwymiotuje i zemdleje, ale dać nie może dać się dać!
-
Po wystrzeleniu wszystkich kul z rewolweru, Kurier jedną ręką schował go do Kabury a drugą wyjął M1911 z kabury pod jego pachą i wstając na nogi ponownie spróbował odstrzelić bestiom łby.
-
Ooo tak, to jest dopiero moc! Ledwo się obejrzał, a już wszystkie poleciały w drobny proch! Cholera… Zrobiło się ich więcej, ale są teraz jak mrówki! Chuj… Czy coś…
I właśnie z tym akcentem Kurier 6 upadł jak długi na leśną ściółkę. A dlaczego? Po pijaku pomylił swoje standardowe suplementy z Buffoutem i Psycholem. W jego świecie nie byłaby to taka poważna pomyłka. Ale tutaj, skutek to poważne otrucie organizmu i utrata przytomności. -
Kurier na ziemi zaczął się trząść oraz spał bezsennym snem braku przytomności.