Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Znów zaczął krzyczeć z bólu. Jak mógł być tak głupi?!
-Byłeś przez chwilę szczęśliwy, a ja okazywałam uczucia.
Przemilczał to. Miała rację.
-Nie jestem bez emocji. Po prostu nie odczuwam potrzeby okazywania tych pozytywnych wobec Ciebie…
Po prostu obudź mnie…Już jestem wystarczająco zdołowany…-
-Zrobię to tylko wtedy, jeśli się do mnie szczerze uśmiechniesz.
Spróbował się wysilić na najlepszy uśmiech, jaki potrafił wykrzesać w tej sytuacji.
-Potrafisz to zrobić lepiej, kochanie.
Wysilił się na jeszcze szerszego banana, ale cały ten ból, Zoey i jej korposzczur…Ten uśmiech nie mógł wyglądać normalnie.
Diament przy nim kuca. Uśmiecha się tak:
Dalej próbuje się uśmiechać, jednak bliżej temu do płaczu.
-Nie płacz. Już się wyżyłam i nie będę Cię krzywdzić. Teraz.
Obudzisz mnie? Opuścisz mój sen? - Zapytał z nadzieją
-Jeśli ładnie poprosisz z ładnym uśmiechem.
Proszę…- Wyszczerzył się.
-Bardzo ładnie. Diament go łaskocze w brzuch.
Ha. Ha. - Wymusza śmiech poprzez ból.
Diament niweluje ból i go dalej łaskocze.
Teraz śmiał się już szczerym śmiechem. Przypomniało mu to jedno, bardzo miłe spotkanie z Zoey…
Diament go dalej łaskocze, a drugą ręką wyświetla świetlną formę jej Perły. Jest roztrzaskana, a więc układa jej nowy wygląd.