Kanonierka "Hachi"
-
Jest to okręt należący do grupy japońskich piratów, regularnie kursujący pomiędzy wyspami macierzystymi Japonii a pomniejszymi wysypkami archipelagu Riukiu. Niegdyś był to drobny frachtowiec, obecnie jednostka została mocno przerobiona, aby spełniać postawione przed nią zadania: Poprzez wymianę silnika poprawiono jej osiągi, co jest dość ważne, gdy goni się jakiś statek lub próbuje uciec przed jego eskortą czy morskimi potworami, odpowiednio przerobiono ładownie, aby mogły mieścić w środku nawet kilka samochodów wykorzystywanych przez piratów na lądzie, ale też zdobyte łupy wszelkiej maści i zapasy na drogę, burty, dziób i rufę obito dodatkowymi blachami, aby nieco zwiększyć przeżywalność okrętu, a przede wszystkim - został on dodatkowo uzbrojony. Ze względu na niewielkie rozmiary, nie można było zamontować tu zbyt ciężkiej artylerii, a piraci nie dysponują wyrzutniami torped czy rakiet, przez co głównym uzbrojeniem kanonierki pozostaje jedno działko przeciwlotnicze, acz na obrotowej podstawie, którego cztery lufy mogą w krótkim czasie wystrzelić zawrotną ilość dwudziestomilimetrowych pocisków w stronę dowolnego celu. Dodatkowym zabezpieczeniem jest stanowisku wielkokalibrowego karabinu maszynowego kaliber 12,7 mm na rufie, który przeznaczono do ostrzału celów na niebie, ale sprawnie manewrując, można wycelować go też w coś na lądzie lub powierzchni wody. Wyposażenie uzupełniają już mniej bojowe pomieszczenia, w rodzaju kambuza, sypialni załogi i pasażerów, których w spartańskich warunkach może zabrać nawet dwudziestu, mostka, maszynowni i tym podobnych, niezbędnych dla funkcjonowania każdej jednostki pływającej.
-
Antek:
Od kilku godzin płynęliście dość miarowym tempem, a przez kołysanie fal, zapach słonej wody i prażące słońce mdliło Cię coraz bardziej. Szczęśliwie, nim zarzygałeś pokład okrętu Twoich nowych znajomych, na całej kanonierce dał słyszeć się gong wzywający do kambuza na posiłek. -
Ruszył więc do kambuza. Przydało by się coś zjeść.
-
A potem tego nie zwrócić. Stołówka była dość duża, a poza ławami i stołami nie było tu nic, może tylko drzwi do kuchni, którymi kucharz wtaszczył Wam posiłek na wózku, na każdym stole, gdzie czekała już kompletna zastawa, wielką misę z ryżem, wazę z zupą i gar pełen rybiego gulaszu.
-
Przysiadł do jednego ze stołów i zaczął najpierw jeść ryż.
-
Inni preferowali zacząć od pierwszego dania, czyli zupy, ale nikt nie będzie Ci tego wypominać. A dodanie gulaszu do ryżu pewnie poprawiło by smak, ale może faktycznie lepiej będzie nie przesadzać, żeby nie zwrócić posiłku na pokład lub do morza?
-
W takim razie pora dodać trochę gulaszu do ryżu. Może faktycznie poprawi się smak?
-
Smak się poprawił, ale problemem było to, że po zakończeniu posiłku, gdy odnieśliście już niedojedzony posiłek i naczynia do kuchni, ryba podeszła Ci do gardła. Na szczęście nim miałeś okazję zwymiotować, zdołałeś skupić się na czymś innym, czyli rozdzierającym panującą tu do tej pory ciszę i spokój dźwięku czegoś jakby syreny alarmowej.
- Na stanowiska! - krzyknął jeden z ludzi w czerni, a pozostali rozbiegli się po pokładzie.
//Z góry mówię, że choć w opisie jak wół stoi, że to piraci, to Ty jednak tego jeszcze nie wiesz. Nie chciałoby mi się pewnie później edytować opisu i nie chciałem też, żeby doszło do jakichś niedopowiedzeń.// -
// Tak jest w zasadzie lepiej. //
Wyszedł na zewnątrz i sprawdził, co się właściwie odwala. -
Ludzie w czerni biegali po pokładzie lub schodzili pod pokład, tak na przykład robili ci, których spotkałeś na lądzie. Inni, zapewne marynarze na stałe kursujący tym okrętem, zajmowali stanowiska na mostku, przy działku przeciwlotniczym i karabinie maszynowym. Rozglądając się po niebie, nic nie zobaczyłeś, dopiero po chwili dostrzegłeś jakiś punkt na horyzoncie, chyba statek, do którego się zbliżaliście, bądź to on się do Was zbliżał.
-
Podbiegł pod pokład i czekał, aż załoga kanonierki lub wrogiego statku dokona abordażu.
-
//Nie wiesz, że to piraci, nie możesz z góry zakładać, co zaraz się stanie, bo choć masz rację w tym wypadku, to nie każdy spotkany statek będziecie atakować.//
Co ciekawe, pod pokładem również trwała gorączkowa bieganina, ludzie chwytali za obrzyny, strzelby, pistolety, rewolwery, noże i inną rozmaitą broń białą czy palną, idealną do walki na krótki dystans. Twoja wola, czy do nich dołączysz, w ataku na drugą jednostkę lub jego odpieraniu, nie znasz w końcu zamiarów drugiego okrętu czy statku, ale możesz mu się przyjrzeć, bo obie jednostki zbliżają się do siebie, a Ty stoisz na tyle blisko okrągłego bulaja, aby móc obserwować. -
Nie będzie obserwował walki - dołączy się do niej, gdyż miał się przyłączyć do ludzi w czerni.
-
Ale dopóki tamci nie wyjdą na pokład, to samemu lepiej też nie wyłazić i do tego czasu obserwować, skoro nic innego nie masz do roboty.
-
Czas w takim razie obserwować i czekać, aż inni ruszą do ataku.
-
Kanonierka płynęła prosto na ten drugi statek, bo jak się okazało, nie miał on uzbrojenia, wyglądał Ci na lekko zmodyfikowany kuter rybacki, może nawet dalej pływał w tym celu po japońskich wodach, a tamci chyba nie mieli wrogich zamiarów. Obie jednostki zatrzymały się, stając burta w burtę jakieś cztery czy pięć metrów od siebie. I wtedy nagle mostek drugiego statku eksplodował, gdy zniszczyła go seria z działka przeciwlotniczego. Zaszczekał też WKM na rufie, a Twoi kompani wybiegli z podpokładu. Przyszło Ci się w tym momencie zastanowić: O co, do cholery, chodziło, i z kim się właśnie zadałeś?
-
No właśnie, kim oni do jasnej cholery są i co się tu kurwa dzieje? Na te pytania odpowie jednak później i w tym momencie pobiegł za kompanami, wyciągając naginatę na wszelki wypadek.
-
Pozostali rzucali już deski i liny z hakami, niektórzy co zwinniejsi przeskakiwali bez tego, próbując dostać się na pokład pechowego statku.
-
Skorzystał z jednej z lin z hakami, żeby dostać się na drugi statek.
-
Udało Ci się. Tylko co teraz?
-
Teraz to trzeba znaleźć wrogów i ich wybić.
-
Jak to dobrze być takim prostym człowiekiem: Znaleźć i zabić. Ciekawe, czy kiedyś spotkasz na swojej drodze kogoś, kto też będzie miał takie podejście do Twojego życia? Wtedy też nie masz co liczyć na łaskę, skoro prawdopodobnie zdałeś się z jakimiś szujami, a w najgorszym wypadku Piratami, którzy żyją z rabowania, mordowania i porywania, a gwałty i inne zbrodnie to dla nich przyjemności. Choć ci z tego statku wcale nie musieli być lepsi, to bardziej oni powinni być uważani za ofiary. Można by sądzić, że Twoje życie ukształtuje w Tobie o wiele bardziej rozbudowany kodeks moralny, który zakłada coś innego poza znaleźć i zabić, reszta nieważna. Ale w sumie może to dobrze, że trafiłeś akurat na piratów? Z takim nastawieniem będziesz pasować do tych degeneratów jak ulał.
-
Pora więc przeszukiwać statek. Skoro ma być jednym z tych zwyrodnialców, to niech zachowuje się jak oni.
-
Pokład pusty, jeśli chodzi o ludzi z załogi, bo ci są chyba teraz priorytetem, inne łupy zgarniecie później. Jeśli chcesz kogoś dopaść, musisz szukać dalej.
-
W takim razie pora szukać dalej.
-
Ano, pora, a skoro już to tak ładnie ubrałeś w słowa, to zostało jeszcze poprzeć to konkretnymi czynami.
-
Poszedł pod pokład okrętu, na którym się znajduje.
-
Wiele pomieszczeń różnego przeznaczenia, kilku piratów wtargnęło już do niektórych z nich, lepiej działać szybko nim Cię uprzedzą.
-
Wszedł do jednego z tych pomieszczeń w nadziei, że znajdzie kogoś innego niż ludzi w czerni.
-
Część z nich byłą już przez nich przeszukiwania, Tobie trafił się mały składzik, gdzie chowano harpuny, przynęty, wędki, sieci i tym podobne, powiązane ściśle z rybołówstwem, przedmioty. Wszystko leżało na podłodze lub szafkach na ścianach, była też spora szafa i kilka mniejszych.
-
Wziął z jakieś pięć harpunów ze składziku. Przydadzą się w walce na długie dystansy. Kiedy już to zrobił, wyszedł i zaczął przeszukiwać następne pomieszczenie.
-
//Zjebałeś.//
Kolejnym pomieszczeniem była kuchnia, ale tutaj piraci wpadli w pierwszej kolejności. A choć wszystko trafi do okrętowej kuchni, to warto byłoby ugrać coś dla siebie. -
// Niczym Spock. //
Sprawdził więc, co ma właściwie trafić do okrętowej kuchni. -
//Bardziej.//
Jak na kuter rybacki przystało, dużo ryb: Świeżych, solonych, wędzonych, konserwowych… Pewnie było coś więcej, ale poszukiwania przerwał Ci jakiś raban na zewnątrz. -
Przygotował więc swoją naginatę i wyszedł na zewnątrz, udając się w kierunku rabanu.
-
Piraci, bo tak ich chyba można już z całą pewnością nazywać, z pokoju, w którym się przed chwilą znajdowałeś, wywlekli coś ciekawszego niż harpuny albo zanętę na ryby: Dwie kobiety, jedną już około trzydziestki, druga mogła nie mieć jeszcze osiemnastu lat. Morał z tego taki, że uważniejsze przeszukiwanie pomieszczeń i nie tylko przynosi pewne wymierne korzyści.
-
- Cholera, mogłem szukać dokładniej. - pomyślał lekko zdenerwowany i wrócił do poszukiwań w kuchni.
-
Tam już nikogo nie znalazłeś, ale poza rybami odnalazłeś puszkowane warzywa, owoce, konserwy, a nawet tabliczki czekolady. I choć to wszystko trafi do spiżarni na pokładzie pirackiej kanonierki, to i tak nikt się nie obrazi, gdy po cichu przywłaszczysz sobie trochę tych pyszności.
-
Wziął dwie tabliczki czekolady i trzy opakowania puszkowanych owoców, a po chwili wyszedł, żeby przeszukać następne pomieszczenie.
-
Nie było już nic do przeszukiwania, piraci zabrali się za wynoszenie łupów na pokład własnej jednostki.
-
Tak więc postanowił wrócić na kanonierkę. Nie ma zamiaru dryfować prawdopodobnie sam na statku, który przeszukiwał.
-
Załadunek różnych dóbr, jak ubrania, narzędzia do połowów i nie tylko, oraz wielu innych trwał blisko kwadrans. W tym czasie piraci schwytali też innego pasażera, tym razem mężczyznę, a odgłos stłumionych pod pokładem drugiej jednostki strzałów informował, że trafili się chyba kolejni, których nie było warto zabierać. Po tym wszystkim kanonierka odbiła na kilkadziesiąt metrów od zaatakowanego kutra, a potem celną serią z działka wybiła w pokładzie dziurę na tyle dużą, aby ten zaczął nabierać wody i powoli iść na dno.
-
Sprawdził, co z jego wilkiem, bo sam wyruszył na przeszukiwanie tamtego statku, a nie chciałby, żeby jego towarzyszowi stała się krzywda.
-
Leżał tam, gdzie go wcześniej zostawiłeś, czyli w Twojej mikroskopijnej kajucie. Ciasna, ale grunt, że masz ją na własność.
-
Usiadł obok wilka i zaczął jeść czekoladę.
-
Zawierała sporo kakao, była gorzka, ale na pewno dzięki temu zdrowsza od zwykłej, słodkiej. Prawdziwy skarb podczas apokalipsy, kiedyś słyszałeś nawet, że w niektórych miejscach świata jest walutą, a w Ameryce Południowej istnieją gigantyczne plantacje, gdzie setki ludzi pracują pod ochroną uzbrojonej eskorty, która odstrasza od nich i drzew kakaowych Zombie, dzikie zwierzęta i innych ludzi.
-
Jedną tabliczkę czekolady spróbuje zostawić na przyszłość, bo mógłby użyć tego do handlu. Kiedy zjadł połowę tabliczki czekolady, którą miał przy sobie, ukrył ją w swoim worku i sprawdził stan swojej naginaty. Broń przecież musi być jak najbardziej zadbana, a szczególnie podczas apokalipsy, czyż nie?
-
Nie masz za bardzo jak o nią zadbać, już od dawna jej nie używałeś, nie miałeś nawet okazji na jej stępienie czy wybrudzenie.
-
Odłożył naginatę i poszedł się przejść po kanonierce.
-
Niewiele zmieniła się od Twojego wejścia na pokład.