Kanonierka "Hachi"
-
Załadunek różnych dóbr, jak ubrania, narzędzia do połowów i nie tylko, oraz wielu innych trwał blisko kwadrans. W tym czasie piraci schwytali też innego pasażera, tym razem mężczyznę, a odgłos stłumionych pod pokładem drugiej jednostki strzałów informował, że trafili się chyba kolejni, których nie było warto zabierać. Po tym wszystkim kanonierka odbiła na kilkadziesiąt metrów od zaatakowanego kutra, a potem celną serią z działka wybiła w pokładzie dziurę na tyle dużą, aby ten zaczął nabierać wody i powoli iść na dno.
-
Sprawdził, co z jego wilkiem, bo sam wyruszył na przeszukiwanie tamtego statku, a nie chciałby, żeby jego towarzyszowi stała się krzywda.
-
Leżał tam, gdzie go wcześniej zostawiłeś, czyli w Twojej mikroskopijnej kajucie. Ciasna, ale grunt, że masz ją na własność.
-
Usiadł obok wilka i zaczął jeść czekoladę.
-
Zawierała sporo kakao, była gorzka, ale na pewno dzięki temu zdrowsza od zwykłej, słodkiej. Prawdziwy skarb podczas apokalipsy, kiedyś słyszałeś nawet, że w niektórych miejscach świata jest walutą, a w Ameryce Południowej istnieją gigantyczne plantacje, gdzie setki ludzi pracują pod ochroną uzbrojonej eskorty, która odstrasza od nich i drzew kakaowych Zombie, dzikie zwierzęta i innych ludzi.
-
Jedną tabliczkę czekolady spróbuje zostawić na przyszłość, bo mógłby użyć tego do handlu. Kiedy zjadł połowę tabliczki czekolady, którą miał przy sobie, ukrył ją w swoim worku i sprawdził stan swojej naginaty. Broń przecież musi być jak najbardziej zadbana, a szczególnie podczas apokalipsy, czyż nie?
-
Nie masz za bardzo jak o nią zadbać, już od dawna jej nie używałeś, nie miałeś nawet okazji na jej stępienie czy wybrudzenie.
-
Odłożył naginatę i poszedł się przejść po kanonierce.
-
Niewiele zmieniła się od Twojego wejścia na pokład.
-
Wszedł na pokład kanonierki by zobaczyć, gdzie ona płynie, i co znajduje się w pobliżu.
-
Wszędzie wokół tylko woda. Płynęliście najpewniej na jedną z wysp archipelagu, która stanowiła bazę piratów, ale nie wiedziałeś, o której dokładnie mowa i ile czasu zostało do przybicia do brzegu. Sytuacja nie zmieniła się przez następnych kilka godzin, gdy nadeszła pora kolacji.
-
Zszedł pod pokład i poszedł na stołówkę, żeby coś zjeść.
-
Serwowano właściwie to samo, może z tą różnicą, że mięso było świeże, zdobyte na tamtym kutrze rybackim. Poza tym ryż, sos do ryby, woda i odrobina sake.
-
Częścią sosu posmarował rybę dla smaku, a drugą część zostawił, gdyż mógłby jej użyć do ryżu. Niemniej, zaczął jeść ryż, chwilę później wziął się za kawałek ryby.
-
I w ten sposób nasyciłeś głód, choć miałeś przeczucie, że jeszcze kilka dni takiej diety i kołysania fal, a boleśnie przekonasz się na własnej skórze, czym jest choroba morska.
-
I dlatego podaruje sobie sake, bo nawet jeśli jest ono dobre, to może prędzej się przez nie nabawić choroby morskiej. Udał się do swojej kajuty i zamiast sake napił się wody.
-
Nieco pomogło, ale i tak najlepszym rozwiązaniem w tej chwili, bo nikt tu chyba nie ma żadnych leków na chorobę morską, jest pójście spać i liczenie, że podczas snu nie będziesz mieć ochoty na zwrócenie kolacji i reszty zawartości żołądka.
-
Tak więc zrobił.
-
Spało Ci się dobrze, ale gdy wstałeś, niebo było jeszcze ciemne. Twoje najgorsze obawy spełniły się i czułeś, jak oba zjedzone na pokładzie posiłki oraz kilka kostek czekolady próbują wydostać się z Twojego żołądka… Lepiej nie denerwować piratów rzyganiem na pokład ani tracić czasu na jego mycie, więc pora, aby sprawdzić, jak dobry jesteś w biegu na krótki dystans, do burty, przy ograniczonym czasie.
-
Zaczął więc biec do burty, próbując jednocześnie się nie zrzygać.