Kanonierka "Hachi"
-
- Co to kurwa jest?! - pomyślał zdenerwowany i wyjął z pochwy swoją katanę, po czym jak najostrożniej zaczął iść tropem śladów.
-
Prowadziły pod pokład. Idąc ich tropem znalazłeś jeszcze całe rządy kolejnych płetwiastych stóp, wszystkie zawsze prowadziły z tego samego kierunku, zza burty.
-
Natychmiast ruszył do swej kajuty, chcąc sprawdzić, czy wszystko z wilkiem jest w porządku, a przy okazji, by wziąć naginatę.
-
Wszystko było w jak najlepszym porządku, tajemnicze ślady nie prowadziły do Twojej kwatery.
-
Wziął naginatę i obudził swojego wilka, jeśli ten śpi.
- Chodź, stary druhu, będziesz mi potrzebny. - odparł do wilka. -
Nawet jeśli zrozumiał, to wciąż był zbyt słaby, aby przydać Ci się w jakikolwiek sposób, chyba że interesuje Cię użycie go w roli wabika, co raczej nie skończy się dla niego dobrze.
-
W takim razie niech wilk zostanie. Jeśli on jest za słaby na to, żeby mu pomóc w walce, to weźmie harpuny, żeby walczyć z przeciwnikiem na dystans. Gdy wziął już wszystkie harpuny, które zabrał ze wcześniej splądrowanego statku, ruszył dalej za śladami płetw.
-
//Z góry mówię, że niewiele Ci się przydadzą.//
Gdy tylko opuściłeś kajutę, usłyszałeś wrzaski zdziwienia, wściekłości czy nawet przerażania, a potem odbezpieczaną broń palną i huk wystrzałów. Najwidoczniej inni już spotkali nowe zagrożenie i postanowili zająć się nim tak, jak każdym innym. -
Udał się w kierunku, z którego usłyszał strzały, żeby pomóc załodze kanonierki.
-
Piraci bronili się głównie w swoich kajutach, w których spało zwykle kilka osób, jednak zauważyłeś kolejne ślady, mokre już nie tylko od wody, ale i krwi. Wkroczywszy do pierwszego z pomieszczeń, zastałeś czterech swoich kompanów, wszystkich martwych, z poderżniętymi gardłami, ranami ciętymi na ciałach czy szramami po pazurach. Nie wyglądało to dobrze, podobnie jak niedobrze brzmiały ryki tych stworzeń z pobliża.
-
Wyciągnął jeden z harpunów i rzucił go w kierunku ryków, mając nadzieję, że trafi przynajmniej jednego z tych potworów.
-
Trafiłeś czy nie, na pewno jakiś efekt odniosłeś, bo ryki nasiliły się i po chwili w Twoją stronę rzuciło się trzech przeciwników, o których już wcześniej słyszałeś: Ryboludzie. Tylko jeden uzbrojony był w prymitywną włócznię z kawałka drewna i naostrzonego fragmentu jakiegoś złomu, pozostali mieli tylko swoje kły i pazury, jednak byli wściekli i liczniejsi. Szanse masz tylko dlatego, że nie jesteście w wodzie, wtedy byłbyś już zapewne martwy.
-
Wziął swoją naginatę pod pachę i zaszarżował w stronę ryboczłeka z włócznią. Jeśli włócznik zostanie obalony, to Junichiro wyciągnie katanę i zacznie wykonywać cięcia w kierunku pozostałych Ryboludzi.
-
Cel nie był zbyt szybki czy zwinny, a przynajmniej poza wodą, do tego inteligencją też nie błyszczał, więc bez trudu nadziałeś go na swoją broń, ale w tym czasie pozostałe potworki rzuciły się na Ciebie, boleśnie drapiąc i kąsając ręce oraz nogi.
-
Spróbował wyjąć swoją katanę, żeby odciąć obydwu Ryboludziom głowy. Musi zareagować szybko, jeśli nie chce zostać pokarmem dla tych potworów.
-
Udało się, chociaż opłaciłeś to licznymi, piekącymi, drobnymi ranami, które same z siebie nie są groźne, ale odkażenie ich po bitwie będzie raczej punktem obowiązkowym programu.
-
Podniósł się, schował katanę, wziął naginatę i dalej przeszukiwał kanonierkę. Chciał wiedzieć, ilu Ryboludzi jeszcze zostało i ilu ludzi zginęło.
-
Martwych policzycie raczej po bitwie, Ryboludzi już prędzej, bo dźwięki walki oraz zapach krwi, Twojej i ich współbraci, zwabił do Ciebie całkiem pokaźną grupę, liczącą około tuzin tych pokracznych stworków. Szczęśliwie tylko dwa miały broń, jeden używał skróconego, odpowiedniego do jego rozmiarów, harpuna, a drugi wyposażony był w prostą maczugę nabijaną złomem, kamieniami i muszlami. Wydawali się nawet dość inteligentni, zamiast ruszyć na Ciebie biegiem, zostali z tyłu, a dziesięć pozostałych stworów rzuciło się naprzód z rykiem przypominającym bulgotanie wody w gardle podczas mycia zębów.
-
Spróbował zabić część Ryboludzi biegnących w jego stronę, rzucając resztę swoich harpunów w ich kierunku, a kiedy skończyły mu się harpuny, przygotował swoją naginatę do walki przeciwko tym potworom.
-
W tak wąskim korytarzu broń była dość efektowna, ale tylko dlatego, że przeciwników było wielu. Gdyby był jeden czy dwóch, nie trafiłbyś. Tym razem się udało, bo waliła na Ciebie cała masa, a Ty pięć zabiłeś, nadziewając je jak szaszłyki, często po kilka na jeden harpun. Ale i tak pozostała reszta, pięć kolejnych nieuzbrojonych Ryboludzi, i dwa kolejne, wciąż czające się z tyłu. Zabiłeś pierwszego, nim zdołał zaatakować, w tym czasie cztery kolejne rzuciły się na Ciebie, a jeden boleśnie ugryzł w rękę, poczułeś ogromny ból, z rany trysnęła krew, a Ty miałeś wrażenie, jakby kreatura zatopiła swoje zęby w Twoich kościach, bo za nic nie chciała puścić.