Marchia Mrocznego Liścia
-
Co sprowadza się do tego samego. Wolisz ruszyć wspólnie czy jednak nie masz zaufania do naszych żołnierzy i wolałbyś dopilnować rozbudowy obozu?
-
- Niekoniecznie do tego samego, śmierć tamtych ma dla nas mniejsze znaczenie, niż tych żołnierzy, których tu ze sobą przywiedliśmy. Żołnierze sobie poradzą. Ja zajmę się zapasami, porozmawiam z okolicznymi wójtami, sołtysami i innymi, a Ty ruszaj do garnizonów.
-
Skinąłem głową, wskoczyłem na konia i ruszyłem w stronę najbliższego. Nie miałem po co tracić czasu.
-
Brukowanym gościńcem prędko dotarłeś do najbliższego garnizonu. Umiejscowiony był na niewielkim wzgórzu, co jednak dawało wgląd w całą okolicę. Była to klasyczna budowla obronna Imperium, widziałeś wiele podobnych, strzegących pogranicza z Orkami, szlaków handlowych czy rzecznych brodów. Ten konkretny składał się, tak jak wszystkie inne, z dużej, okrągłej wieży o spadzistym dachu w centrum, otoczonej linią murów na planie kwadratu, gdzie w każdym jego rogu znajdowała się wieża. Uzupełniały to blanki i umocnienia polowe w postaci suchej fosy i ostrokołu wokół murów. Była też duża, drewniana brama, przez którą musisz wjechać, aby zobaczyć resztę budowli wchodzących w skład fortu, takich jak zbrojownia, kuźnia, stajnia, koszary, plac do musztry i ćwiczeń oraz tym podobne. A masz to ułatwione, nawet na prowincji widok Gwardzisty budził odpowiedni respekt, więc bramę otworzono Ci bez jakichkolwiek pytań czy chwili zwłoki.
-
Wjechałem, aby móc podziwiać i wnętrze.
-
Podziwianie to za duże słowo, wszystko było surowe i praktyczne, pozbawione zbędnych ozdób. Poza standardowym układem budynków, jakich się spodziewałeś, nie zastałeś tu nic innego. Po placu kręciło się obecnie niewielu żołnierzy, tylko część szkoliła się w walce, a pozostali byli pewnie w swoich koszarach lub na stołówce, niektórzy jeszcze pełnili warty na murach i w okolicy bramy.
-
Budowla jakich wiele już widziałem, tym samym po zeskoczeniu z konia wiedziałem gdzie się udać, aby zobaczyć się z dowódcą.
-
Miał swoją siedzibę w osobnej wieży, w centrum dziedzińca, najlepszym punkcie obserwacyjnym w posterunku i ostatnim szańcu obrony, gdyby jacyś napastnicy wdarli się do środka. Wejścia strzegli dwaj żołnierze, skryci w zbrojcach, rękawicach, hełmach i pelerynach, którzy najwidoczniej mieli rozkaz nikogo nie wpuszczać, więc nawet przed Tobą skrzyżowali swoje włócznie.
-
- BACZNOŚĆ! - wrzasnąłem.
Jeśli odruch zadziałał odpowiednio, rozkaz powinien dotrzeć szybciej niż myśl i wywołać reakcję oczyszczając mi drogę tak, abym pewnym krokiem wszedł do środka.
Nie ma lepszej recepty na dostanie się w niedostępne miejsce niż bycie pewnym siebie. Chociaż tym razem miałem ku temu pełne prawo nie chciałem tracić czasu na tłumaczenie się szeregowym żołnierzom. -
Zadziałało, a gdy zrozumieli swój błąd, było już za późno. Twój wrzask najwidoczniej słychać było w samej wieży, bo nie pokonałeś połowy kamiennych stopni, skręcających się spiralnie w górę, gdy w Twoim kierunku ruszył dowódca tego przybytku, bez zbroi, peleryny czy hełmu, jedynie w prostych spodniach z lnu i skórzanym kaftanie bez rękawów, ale z parą jataganów przy pasie i sztyletem w cholewie buta. Wyglądał na typowego żołnierza pogranicza, może nawet przeniesiono go tu z granicy z Dzikimi Polami? Świadczyły o tym liczne blizny i szramy na twarzy oraz muskularnych ramionach i przedramionach, a także postawna sylwetka, raczej nietypowa u zwinnych i szybkich Drowów.