Wioska Uwitki
-
- Marna z tego pociecha, jeśli wszyscy przez to zginiemy. - odparła, a Ty zauważyłeś ze zdziwieniem, że w jej słowach jest o wiele więcej chłodu niż zwykle. Nawet całą sobą sprawiała takie wrażenie…
-
Chłód w żonie przeraził go. Nie, nie przestraszył czy zaskoczył, tylko szczerze poruszył to pomyślenia nad tym, jakie skutki będzie miał jego powrót.
Po chwili jednak odezwał się.
— Jeżeli ktoś ma ginąć, to co najwyżej ja, nie wy. Z resztą… — Machnął dłonią i wstał. — Myślę, że oni tutaj są z całkiem innej przyczyny niż z powodu moich opowieści. Oni tutaj szukają czegoś, o czym wiedzą tylko oni. Tak mi się wydaje. Jeżeli byłoby inaczej, to już dawno skończyliby ze mną, na co im jeden rybak. -
Pokiwała głową, chyba ją w końcu przekonałeś.
- To… Co będzie teraz? -
Podszedł do okna, wpatrując się w cumujący przy brzegu okręt Nagów.
— Nie wiem. — Powiedział. — Musimy ich zostawić w spokoju i cieszyć się z tego, że mało ich obchodzimy. Kiedyś na pewno odpłyną. -
Pokiwała głową i westchnęła.
- A skąd wiesz? Może zrobią tu to samo, co zrobili w Małej Przystani? - odparła, mając na myśli sąsiednią wioskę, położoną jakieś trzydzieści kilometrów na zachód, największą w okolicy, która nazwę wzięła sobie stąd, że rzeczywiście niekiedy przybijały tam pełnoprawne, choć raczej niewielkie, statki. -
— A co się wydarzyło w Małej Przystani? — Zapytał, nie wiedząc o czym mówi żona.
-
- Tego nikt nie wie. Pewnej nocy wszyscy mieszkańcy zniknęli, a z nimi cały ich dobytek. Zostały tylko budynki.
-
Przez plecy Morzywała przeszedł dreszcz.
— Może piraci tego dokonali? Albo jacyś najemni korsarze? -
Wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. I nie chcę wiedzieć. Wiem tylko to, że nie chcę, żeby nas spotkało to samo. -
Pokiwał głową w zadumie. Jego małżonka miała rację: dopóki Nagowie cumowali w Uwitkach, dopóty wioska nie będzie do końca bezpieczna.
Spojrzał na okręt wężowatych przez okno. -
Cumował tam gdzie wcześniej, pod strażą kilku wartowników. Gdzie była reszta, tego ani nie widziałeś, ani nie wiedziałeś.
-
I może nawet nie chciał tego wiedzieć.
— Położysz dzieci spać, a ja zamknę na noc okiennice, zarygluję drzwi i zagaszę palenisko, a później będę czuwał. — Powiedział do żony nakazującym głosem, z samego swego brzmienia nie znoszącym sprzeciwu. Był zdecydowany. -
Mruknęła coś pod nosem na odchodnym, ale nie byłeś pewien co dokładnie. Mimo to bez szemrania ruszyła, aby wykonać Twoje polecenie.
-
A on zabrał się za wykonywanie tego, co zapowiedział. Zamknął wszystkie okiennice i zaryglował je od wewnątrz, tak samo drzwi, które na dodatek zastawił krzesłem. Zagasił także palenisko, by jego dom przykuwał możliwie najmniej uwagi. Po tym ustawił krzesło przy jednym z okien i przez szczelinę obserwował okolicę.
-
Życie w wiosce toczyło się własnym torem, przynajmniej z pozoru, bo nie widziałeś ani nie słyszałeś bawiących się dzieci, nikt nie wypływał na nocy połów, nawet karczma opustoszała. Wszyscy w obawie przed nowymi przybyszami, wiedząc, do czego są zdolni, siedzieli w zamkniętych na cztery spusty domach, licząc na to, że rankiem Nagowie odpłyną.
-
Oby tak było.
Czuwał przez całą noc, odpocznie nad ranem. -
Mimo najlepszych chęci było ciężko i raz prawie przysnąłeś, ale w porę rozległo się pukanie do drzwi, które Cię wybudziło. Mimo lekkiego zamroczenia i zmęczenia, zdałeś sobie od razu sprawę, że pukanie do drzwi w środku nocy nie zwiastuje nic przyjemnego.
-
“Cholera, cholera…” Zaklnął w myślach, jak najciszej podchodząc do okna. Spojrzał przez szczelinę w okiennicach, chcąc zobaczyć kto stoi u jego progu.
-
Było ciemno, ale chyba nieopodal zanosiło się na deszcz, bo gdzieś huknął grzmot, a przy okazji tego niebo rozświetliła błyskawica, w świetle której wyraźnie dostrzegłeś gadzi pysk Naga.
-
“Cholera…”
Chwycił w dłonie rybacki harpun. Nie zamierzał poddać się bez walki.
Ale najpierw…
Stanął przed drzwiami, ale nie otworzył ich. Może uznają, że dom jest pusty? Pomimo tego przygotował się na każdą ewentualność.