Wioska Uwitki
-
Było ciemno, ale chyba nieopodal zanosiło się na deszcz, bo gdzieś huknął grzmot, a przy okazji tego niebo rozświetliła błyskawica, w świetle której wyraźnie dostrzegłeś gadzi pysk Naga.
-
“Cholera…”
Chwycił w dłonie rybacki harpun. Nie zamierzał poddać się bez walki.
Ale najpierw…
Stanął przed drzwiami, ale nie otworzył ich. Może uznają, że dom jest pusty? Pomimo tego przygotował się na każdą ewentualność. -
Nag rzeczywiście dobijał się kilka razy, choć było to nieco dziwne: Gdyby miał wrogie zamiary, z pewnością sam lub z pomocą kilku innych wężowatych towarzyszy otworzyłby drzwi siłą. To się jednak nie stało, i po kilku bezowocnych próbach zwyczajnie odszedł, a właściwie to odpełznął, niknąc w mroku. Chwilę później usłyszałeś, jak coś stuknęło pod Twoimi drzwiami, jakby coś tam podrzucili, a później nastąpiła cisza.
-
Morzywał odetchnął z ulgą. Jeżeli spotka ich w przyszłości, będzie mógł wytłumaczyć się, że spał, nie słyszał dobijania, coś w tym stylu. Jednak skoro odeszli, to on zbliżył się do drzwi. Spojrzał przez ziernik, by upewnić się, że nie ma w ich pobliżu, następnie odczekał moment i dopiero wtedy powoli, z wielką ostrożnością otworzył drzwi.
-
Pobliska burza przybyła wreszcie i do Uwitki, a deszcz lał się wielkimi kroplami z nieba. Jeśli dodać do tego zimny, porywisty wiatr i przecinające niebo z rzadka błyskawice wraz z grzmotami, nie była to aura, w której ktokolwiek opuściłby przytulną chatę, zwłaszcza o takiej porze. Choć to nawet dobrze, nikt nie będzie widział, co miało tu miejsce, a po zabiciu dziecka, inni wieśniacy mogą patrzeć na Ciebie mało przychylnym okiem, oskarżając o jakieś konszachty z Nagami. Tak czy siak, na zewnątrz nie dostrzegłeś nic, dopiero patrząc w dół zobaczyłeś niewielką szkatułkę z drewna stojącą nieopodal drzwi.
-
// *do Uwitek //
Nie będąc pewnym czym ta szkatułka właściwie jest, ani czy powinien się niej zbliżać, wysunął w jej kierunku harpun i wykorzystując zadzior na jego końcu, przysunął ją pod swoje stopy.
-
//Niech będzie i tak.//
Nie wybuchła, nie wyskoczył z niej jakiś jadowity wąż, mający Cię pokąsać, nie było tam też żadnych trujących oparów, roślin czy grzybów. Zwykła szkatułka, choć ciekawsza była jej zawartość, czułeś, że jest dość ciężka, a większość tej masy na pewno nie stanowiło lekkie drewno, z jakiej ją wykonano. -
W takim razie niepewnie wziął ją w dłonie, po czym z niemałym strachem chwycił wieko i lekko, powoli otworzył je.
-
Znalazłeś tam coś, czego w sumie się nie spodziewałeś. Ba, była to ostatnia rzecz, jaką mógłbyś zobaczyć w swoim życiu, a tu proszę: Niewielka szkatułka wypełniona była monetami, co prawda różniły się nieco od tych, jakie widywałeś na targach, nie miały cesarskiego herbu, ale były ze złota, dla chłopa więc są tak samo cenne, jak każde inne. Poza nimi, których doliczyłeś się około pięćdziesiąt, była też biżuteria, a dokładniej złoty naszyjnik z niewielkim rubinem oraz męski sygnet, także ze złota i z takim samym kamieniem szlachetnym. Z dnia na dzień stałeś się najbogatszym człowiekiem we wsi i w okolicy.
W podziękowaniu. - głosiła treść niewielkiej karteczki, którą wypatrzyłeś pośród precjozów, napisana ręką Naga, bo kto inny mógł podrzucić Ci taki dar? -
Źrenice Morzywała powiększyły się momentalnie. Zamknął szkatułkę, odłożył na jedno z krzeseł, po czym chwiejnie zatoczył kilka kręgów po pokoju, by w końcu ciężko osiąść na kolejnym krześle.
“Takie bogactwo…” A przecież on był jedynie prostym rybakiem, który nawet nie śnił o takiej fortunie. Z tymi pieniędzmi wszystko stawało przed nim i jego rodziną otworem! Czuł, że posadzka ucieka mu spod stóp, a on sam kręci się w wybrzuszonej zdziwieniem przestrzeni pomieszczenia i własnej wyobraźni. Jego nogi zmiękły.
“Takie bogactwo…” Osunął się na drewniane oparcie. “Co za noc…” -
Gdy gonitwa myśli nieco zwolniła, zastanowiłeś się, na co możesz przeznaczyć te pieniądze. A w sumie na co nie? Mogłeś kupić nie jedną, a nawet kilka łodzi rybackich, zatrudnić okolicznych wieśniaków, aby pracowali na nich dla Ciebie, zacząć handlować wyłowionymi rybami z mieszkańcami okolicznych osad… Łatwiej będzie zapewnić Ci byt swoim dzieciom, pieniądze otwierają niejedne drzwi nawet chłopskim synom i córkom, a kto wie, czy nie masz teraz nawet szans na zostanie sołtysem Uwitek? A później może i wójtem całej okolicy? No i ta biżuteria… Mógłbyś i ją spieniężyć, ale miałeś wrażenie, że naszyjnik spodoba się żonie. A sygnet… Sygnet za to bardzo spodobał się Tobie i w sumie czemu nie miałbyś go nałożyć?
-
//Ja nie jestem taki głupi, ja wiem że ten sygnet mnie zamieni w Cthulu albo inne gówno. Nie ze mną te numery, nie od dzisiaj gram. //
Był ładny, tak… ale teraz nie miał głowy, by myśleć o tym, co zrobić z tymi bogactwami. Tak, trzeba to omówić rano, rodzinnie, gdy głowa będzie w grze… Teraz jedynie zamknął szkatułkę, ukrył ją w dłoniach i rozwalił się na krześle. Za dużo jak na jego rybacki umysł. Snu, odpoczynku.
-
//Nie denerwuj mnie.//
Wizje bogactwa i dostatniego życia koiły i ukołysały Cię do snu, a obudziłeś się dopiero o świcie, gdy i reszta domowników zaczęła wstawać z łóżek. -
Gdy w kuchni wczesną porą zaczął się ruch domowników, Morzywał, który jak w nocy opadł na krzesło, tak do teraz na nim zalegał, odczekał aż wszyscy zgromadzą się przy stole. Wtedy odezwał się.
— Drodzy… W nocy odwiedzili mnie nagowie… — Mówiąc to, zbladł, wciąż nie wierząc jaką fortunę trzymał w swoich dłoniach. -
Część domowników również zbladła, przynajmniej tych, którzy wiedzieli, czym są w ogóle Nagowie i być może słyszeli o tym, co miało niedawno miejsce… Niemniej, nawet najmłodsze dzieci siedziały cicho, oczekując na to, co powiesz im dalej.
-
— Nie wpuściłem ich, jednak pod drzwiami pozostawili… — Opuścił szkatułkę na blat stołu, delikatnie otwierając jej wieko, by każdy mógł spojrzeć na jej zawartość. — To. — Skrzynkę przesunął na środek.
-
Nawet najmłodsze dzieci nie zareagowały zbyt żywo, wszyscy jedynie patrzyli się w zawartość szkatułki jak zahipnotyzowani, ale nie ma co się im dziwić, kilka godzin temu niewiele się od nich różniłeś, oni tym bardziej nie widzieli takich bogactw na oczy, Ty byłeś w pałacu władcy Nagów, tam widziałeś cenniejsze precjoza.
-
— A do tego wszystkiego dołączyli pisemko, gadało “W podziękowaniu”, choć za co… nie wiem. — Dokończył, biorąc głęboki wdech. — Grunt jest taki, że teraz mamy to, a ja chciałbym się uradzić, co z tym zrobić.
-
- To więcej niż warta jest cała wioska. - wykrztusiła wreszcie z siebie Twoja żona, a choć słowa te zakrywały na przesadę, to byłeś skłonny przyznać jej rację.
-
— …Mniej-więcej. Na pewno część wezmem na nową łódź, bo “Kurtyzana” leży w drzazgach daleko stąd. Chciałem też wydać to, żeby wyprawić Ciebie, Młoszko, do jakiej Akademii. Chciałeś, prawda? — Zwrócił się do syna.