Wioska Uwitki
- 
Gdy gonitwa myśli nieco zwolniła, zastanowiłeś się, na co możesz przeznaczyć te pieniądze. A w sumie na co nie? Mogłeś kupić nie jedną, a nawet kilka łodzi rybackich, zatrudnić okolicznych wieśniaków, aby pracowali na nich dla Ciebie, zacząć handlować wyłowionymi rybami z mieszkańcami okolicznych osad… Łatwiej będzie zapewnić Ci byt swoim dzieciom, pieniądze otwierają niejedne drzwi nawet chłopskim synom i córkom, a kto wie, czy nie masz teraz nawet szans na zostanie sołtysem Uwitek? A później może i wójtem całej okolicy? No i ta biżuteria… Mógłbyś i ją spieniężyć, ale miałeś wrażenie, że naszyjnik spodoba się żonie. A sygnet… Sygnet za to bardzo spodobał się Tobie i w sumie czemu nie miałbyś go nałożyć? 
- 
//Ja nie jestem taki głupi, ja wiem że ten sygnet mnie zamieni w Cthulu albo inne gówno. Nie ze mną te numery, nie od dzisiaj gram. // Był ładny, tak… ale teraz nie miał głowy, by myśleć o tym, co zrobić z tymi bogactwami. Tak, trzeba to omówić rano, rodzinnie, gdy głowa będzie w grze… Teraz jedynie zamknął szkatułkę, ukrył ją w dłoniach i rozwalił się na krześle. Za dużo jak na jego rybacki umysł. Snu, odpoczynku. 
- 
//Nie denerwuj mnie.// 
 Wizje bogactwa i dostatniego życia koiły i ukołysały Cię do snu, a obudziłeś się dopiero o świcie, gdy i reszta domowników zaczęła wstawać z łóżek.
- 
Gdy w kuchni wczesną porą zaczął się ruch domowników, Morzywał, który jak w nocy opadł na krzesło, tak do teraz na nim zalegał, odczekał aż wszyscy zgromadzą się przy stole. Wtedy odezwał się. 
 — Drodzy… W nocy odwiedzili mnie nagowie… — Mówiąc to, zbladł, wciąż nie wierząc jaką fortunę trzymał w swoich dłoniach.
- 
Część domowników również zbladła, przynajmniej tych, którzy wiedzieli, czym są w ogóle Nagowie i być może słyszeli o tym, co miało niedawno miejsce… Niemniej, nawet najmłodsze dzieci siedziały cicho, oczekując na to, co powiesz im dalej. 
- 
— Nie wpuściłem ich, jednak pod drzwiami pozostawili… — Opuścił szkatułkę na blat stołu, delikatnie otwierając jej wieko, by każdy mógł spojrzeć na jej zawartość. — To. — Skrzynkę przesunął na środek. 
- 
Nawet najmłodsze dzieci nie zareagowały zbyt żywo, wszyscy jedynie patrzyli się w zawartość szkatułki jak zahipnotyzowani, ale nie ma co się im dziwić, kilka godzin temu niewiele się od nich różniłeś, oni tym bardziej nie widzieli takich bogactw na oczy, Ty byłeś w pałacu władcy Nagów, tam widziałeś cenniejsze precjoza. 
- 
— A do tego wszystkiego dołączyli pisemko, gadało “W podziękowaniu”, choć za co… nie wiem. — Dokończył, biorąc głęboki wdech. — Grunt jest taki, że teraz mamy to, a ja chciałbym się uradzić, co z tym zrobić. 
- 
- To więcej niż warta jest cała wioska. - wykrztusiła wreszcie z siebie Twoja żona, a choć słowa te zakrywały na przesadę, to byłeś skłonny przyznać jej rację. 
- 
— …Mniej-więcej. Na pewno część wezmem na nową łódź, bo “Kurtyzana” leży w drzazgach daleko stąd. Chciałem też wydać to, żeby wyprawić Ciebie, Młoszko, do jakiej Akademii. Chciałeś, prawda? — Zwrócił się do syna. 
- 
Pokiwał niepewnie głową, najwidoczniej wciąż uważał to za sen, z którego nie chciał się obudzić przez wykonywanie gwałtownych ruchów, czy też myślał, że to jakiś żarty czy coś takiego. No i może nigdy tak naprawdę nie marzył, że jego marzenia się ziszczą? 
- 
— A ty, Dunia — Morzywał spojrzał na najstarszą córkę. — Chciałaś założyć własną tawernę czy tam karczmę, tak? Będziem mogli Ci się dołożyć, nawet sporo. Co ty na to? 
- 
- W-wiosce już jest jedna karczma. - wydukała niepewnie. Miała rację, a Uwitki nie były na tyle duże, aby była potrzeba zbudowania nowego lokalu, zwłaszcza że chłopi mają swoje przyzwyczajania. Choć nikt nie mówi, że musi to być karczma tutaj… 
- 
Morzywał także wiedział o tym, jednak pamiętał o marzeniu córki. A teraz… Teraz mógł jej po prostu dopomóc. 
 — Tak, tak… Na razie kupiem to, co najbardziej potrzebne. Po tym zobaczymy, na co zostanie.
 Po tych słowach podniósł się, zabierając szkatułkę z sobą. Nie, żeby nie ufał rodzinie, ale i tak wolał schować pieniądze, a szczególnie taką ich liczbę. Może gdzieś pod stropem?
- 
Można spróbować, było to w sumie najlepsze, bo najmniej oczywiste dla ewentualnego złodzieja, miejsce. 
- 
W takim razie najpierw owinął szkatułkę w szmatę, a następnie wsunął ją między belki podtrzymujące dach. Gdy już się upewnił, że jest dobrze umiejscowiona, postanowił sprawdzić jeszcze jedną sprawę. Wyminął członków rodziny i udał się na zewnątrz. Przede wszystkim z pewnym strachem zwrócił się ku wybrzeżu; czy okręt Nagów dalej cumował w Uwitkach? 
- 
Nie było po nim śladu, ku uldze nie tylko Twojej, ale przede wszystkim pozostałych mieszkańców wioski. Może i żaden z nich nie widział wcześniej Naga, a wątpliwe, żeby nawet ich przodkowie mieli taką okazję, ale widać, że woleliby o wiele bardziej życie bez takich ekscesów. 
- 
Szczególnie, gdy te ekscesy mogły zakończyć się tragicznie dla nich… Morzywał zupełnie nie dziwił się swoim sąsiadom. 
 Patrząc w Morze zadumał się na moment. Trzeba będzie kupić nową łódź, ale czy znajdzie taką w Uwitkach? Szczerze w to wątpił. Pomimo tego pomaszerował na plażę, by tam zobaczyć czy nie wystawiono żadnych na sprzedaż.
- 
Rybołówstwo było jednym z głównych zajęć miejscowej ludności, toteż łodzi na plaży było wiele, a ogółem jeszcze więcej, niektóre teraz pewnie znajdowały się na łowiskach, ale wątpliwe, żeby ktokolwiek chciał sprzedać swoje jedyne źródło utrzymania. 
- 
// Jak bardzo zależy Ci na tym, bym założył ten sygnet? // 
 

