Wioska Uwitki
-
Im dłużej sygnet umoczony był w krwi, tym cieplejszy był w dotyku. Gdy nabrałeś przeczucia, że zaraz temperatura będzie nie do wytrzymania, w jednej chwili ostygł do poziomu, jaki miał wcześniej. Jednocześnie głos w twojej głowie ucichł, skończyły się rozkazy i wskazówki, które doprowadziły cię do tego.
-
Jeszcze przez kilkanaście sekund patrzył w osłupieniu na sygnet. Spodziewał się cudu - ratunku dla jego oraz jego rodziny. A teraz… nic?
— Co teraz? — Wycharczał, wbijając wzrok w ozdobę. — Co teraz?! POWIEDZ MI CO TERAZ! -
Ból. Ból był odpowiedzią na twoje pytanie, a był tak wielki, że chyba na chwilę straciłeś przytomność. Nie mogło to trwać długo, gdy wróciłeś do siebie wciąż padało, a trup obok dalej był ciepły, ale coś się zmieniło. Czułeś się inaczej. Lepiej. Szczerze mówiąc, nigdy nie czułeś takiego przypływu sił, ba, czułeś wręcz, że jesteś teraz sprawniejszy od siebie samego w młodzieńczych latach, od wszystkich wioskowych młodzików i siłaczy.
Teraz? Zabij ich. Zabij ich wszystkich. Niech cierpią tak jak ty, jak twoi ludzie. A później…
Nie byłeś pewien, co później. Jeśli były to słowa, to w języku, którego nie rozumiałeś, ale nie było to ważne, skoro najważniejsza część przekazu dotarła. A i nie musisz szukać daleko, aby wcielić ją w życie: zza jednej z chat wyszło dwóch Nordów, jeden ciągnął za włosy jakąś chłopkę, drugi niósł inną, młodszą, przerzuconą przez ramię. Zmierzali zapewne w kierunku drakkarów, widocznie zadowoleni z siebie, tego najazdów i łupów. -
Dzwon grzmiał w jego czaszce, a jego serce wybijało słowa Zabij ich. Każde jedno brzmienie huczało w jego głowie, przyćmiewając wszystkie inne myśli, poza tą jedną, najprostszą, najszybszą, teraz wydającą się tak łatwą do spełnienia.
Morzywał podniósł kowalski młot, wyrwał go z głowy martwego najeźdźcy. Jego wzrok nie odrywał się od pary Nordów. Morderców. Grabieżców. Bandytów. Zacisnął dłonie na rękojeści młota, odbił od ziemi i rzucił się ku nim, skupiając całe swoje ciało na jednym, celnym uderzeniu w tors pierwszego z nich.
-
Ciemność i deszcz pomogły ci w przebiegnięciu dzielącego was dystansu bez zauważenia ze strony Nordów. Cudem też nie poślizgnąłeś się w błocie, ale gdy już dotarłeś, trafiłeś w zaskoczonego barbarzyńcę i posłałeś go dwa metry dalej, rozkładając na ziemi, być może tylko nieprzytomnego, być może już martwego. Ciągnięta przez niego chłopka od razu uciekła, nawet się na ciebie nie oglądając. Drugi z Nordów odwrócił się gwałtownie w twoją stronę i rzucił ci trzymaną dziewczynę, aby zyskać czas na sięgnięcie po broń.
-
Morzywał spróbował złapać ją, chwytając lewą dłonią i piersią zatrzymując ją w locie, ale nie miał czasu na delikatności. Po prostu odrzucił ją na bok, od sińca nie zginie, w przeciwieństwie do tego co mógł jej zrobić ten czarci najeźdźca. Był pewien, że od razu zaatakuje, więc jedyne co zdążył, to chwycić młot obiema dłońmi i zasłonić się nim przed ciosem.
-
Dziewczyna upadła na ziemię, ale w przeciwieństwie do tej drugiej nie uciekła, a tylko cofnęła się, patrząc na was dwóch. Wbrew twoim przypuszczeniom, blok okazał się niepotrzebny, bo Nord jedynie dobył trzymanego przy pasie topora oraz ściągnął z pleców tarczę.
- Ha, myślałem, że tacy słabeusze nie potrafią dać żadnego wyzwania. - powiedział i uderzył toporem o tarczę, czekając na twój ruch. -
Jeżeli młot kowalski mógł stworzyć broń, to równie dobrze mógł ją zniszczyć. Tarcza w tej chwili była mniejszym zagrożeniem dla Morzywała, musiał unieszkodliwić topór zanim ten przepołowi go na pół. Pociągnął za rękojeść kowalskiego młota, zamachnął się i wyprowadził cios prosto w ramię, którym barbarzyńca trzymał broń.
-
Nord uniknął twojego ciosu, nawet nie zastawiając się tarczą. Od razu po wykonaniu uniku wykorzystał fakt, że jesteś odsłonięty i uderzył się tarczą w plecy, wytrącając z równowagi i zapewne zostawiając spory guz na plecach od metalowego umba na środku tarczy. Pocieszające było tylko to, że nie uderzył toporem, chociaż mógł. Najwidoczniej nie traktował cię jak prawdziwego przeciwnika i chciał się z tobą trochę pobawić, nim cię zabije.
-
— Blah! — Jęknął Morzywał, czując ból rozlewający się po jego plecach. To jednak nie ugasiło jeto wściekłości, a tylko jeszcze bardziej ją wznieciło. Odzyskał równowagę i stanął na przeciw Norda, zbierając się do kolejnego uderzenia. Tym razem jednak zamiast pompować całą siłę w jeden cios, wziął mniejszy rozmach wycelowany w najeźdźcę i zaraz po nim rzucił ramionami w przeciwną stronę, by zadać drugi i trzeci cios.
— Zgiń! — Sapnął tylko, całą swoją uwagę poświęcając chęci połamania każdego żebra swojego oponenta.
-
Żeber mu nie złamałeś, ale i tak udało ci się osiągnąć jakiś sukces, bo zdołałeś ułamać połowę jego tarczy. Nord, uznając ją za bezużyteczną, odrzucił ją na bok, w zamian wyszarpując z pochwy ząbkowany nóż. Zauważyłeś zmianę w jego oczach, widać, że czuł większą radość i ekscytację z tego, jak toczy się pojedynek. Ale dostrzegłeś w nich również nieco… strachu? Lęku o to, że może jednak przegra? Na dodatek ze zwykłym wieśniakiem. Tempus wpuszcza do swych biesiadnych komnat jedynie tych, którzy w chwili śmierci zasłużą się w boju, polegnięcie w tym pojedynku na pewno do takowych się nie zaliczało.
-
Morzywał w tej chwili był gotów życzyć Nordowi tego, by nie ujrzał nawet przedsionka komnat Tempusa. Morzywał pragnął, by Nord spotkał się z otchłanią śmierci tutaj i teraz, w błocie ulewy i miał w sobie wszelką desperację i wściekłość do tego, by dołożyć wszystkiego, aby to pragnienie spełnić.
Cofnął się o krok, uniósł młot i spuścił go na Norda, lecz nie na jego ciało, a na miecz i nóż, którymi miał nadzieję się zasłoni. Chciał połamać ręce, które je trzymają, zostawić go bez jakiejkolwiek szansy na obronę.
-
Nie udało ci się zrobić tego, czego chciałeś, ale osiągnąłeś zupełnie inny, może nawet lepszy, efekt: pudłując cios, trafiłeś w stopę Norda, która nie była chroniona niczym poza zwykłym butem, a ten nie mógł być wystarczającym zabezpieczeniem przed twoim atakiem. Na pewno bardzo mu ją uszkodziłeś, ale zdołał jeszcze się cofnąć, wrzeszcząc przy tym z bólu wniebogłosy, co z jednej strony cię cieszyło, ale z drugiej uświadomiło ci, że mogło to zwabić tu innych Nordów.
-
Dobrze, świetnie! Tego właśnie potrzebował, niech przybędzie tutaj każdy Nord, każdy przeklęty najeźdźca, by Morzywał mógł dać im to, czego tak bardzo chcieli - śmierć, zaczynając od tego, który jest przed nim. Nie zamierzając dać mu ani chwili na otrząśnięcie się z bólu i szoku zmiażdżonej stopy, natarł na niego, uderzając młotem w ramię trzymające topór.
-
Szybki atak odniósł skutek, a cios pogruchotał kości barbarzyńcy. Topór upadł na ziemię, gdy ręka nie była już w stanie go utrzymać. Jednak napędzany wściekłością, w która przekuł cały ten ból, mężczyzna nie miał zamiaru się poddać. Krzyk, jaki z siebie wydał, pełen był gniewu, nie bólu. Skoczył na ciebie gwałtownie, pędem i masą ciała powalając na ziemię. Usiłował przydusić albo chociaż przytrzymać cię w miejscu kolanami, jednocześnie wznosząc nóż trzymany przez sprawną dłoń, aby skończyć nim tę walkę, nim będzie za późno.
-
Widząc nóż nad sobą, Morzywał wiedział, że albo teraz-już coś zrobi albo zaraz ten nóż zatrzyma się głęboko w jego piersi. Nie zamierzał zginąć, nie teraz. Miał przewagę, miał dwie sprawne ręce! Prawą chwycił Norda za gardło i ścisnął z całej siły, a lewą zakleszczył na jego nadgarstku, chcąc powstrzymać nóż przed uderzeniem.
-
Nord jeszcze jakiś czas usiłował wbić ci nóż w ciało, ale w końcu brak tlenu osłabił go na tyle, że wypuścił broń z ręki i sięgnął dłonią do gardła, usiłując wyswobodzić się z twojego uścisku.
-
To był moment, na który Morzywał czekał. Gdy tylko Nord upuścił nóż, chłop sam go chwycił i nim najeźdźca zdołał się wyswobodzić, wbił go prosto w jego oko.
-
Jakikolwiek opór Norda skończył się w chwili, gdy klinga przebiła jego twarz. Padł bezwładnie na błotnistą ziemię, zdecydowanie bez życia. Mimo to usłyszałeś cichy jęk, a gdy odwróciłeś się ku jego źródłu, zobaczyłeś drugiego barbarzyńcę, którego powaliłeś na początku walki: jak widać nie padł trupem od razu, a tylko został zraniony i ogłuszony. Wsparł się ciężko na włóczni, którą niósł ze sobą, powoli dochodząc do siebie.
-
Morzywał nie miał zamiaru pozwolić mu od tak odejść z tego miejsca. Nie po tym co zrobił jego wiosce, jego sąsiadom, jego rodzinie. Zrzucił z siebie trupa Norda i obracając całym ciałem, szarpnął młotem w kierunku piersi wstającego najeźdźcy.