[Powierzchnia] Śródmieście
-
- Dopiero co wyciągnęli Cię od cyca matki czy jesteś po prostu głupi? - odparł, a nim tamten mógł odpowiedzieć dodał: - Każdy bardziej rozgarnięty w metrze przynajmniej o mnie słyszał. Większość mnie zna. Żaden ze mnie nie kpi.
Gdyby nie eskorta pozostałych i chęć otrzymania godziwego zarobku pewnie nie byłby takim miłym i ugodowym najemnikiem, ale dałby mu z miejsca w pysk, co powinno wystarczyć za potwierdzenie. Może i faktycznie zadzierał nosa, ale miał powód. Drugiego takiego najemnika nie było, odkąd stary umarł, a dopóki (jeśli) Maruder nie wyszkoli swojego następcy, tak jak sam został wyszkolony przez tamtego starca, to nie pojawi się kolejny. -
Maruder [T-15(Dzień 0)]
Świński ryjek spoważniał w mgnieniu oka, stojący obok niego Schwarzenegger tylko podniósł brew, a młody zachichotał pod nosem.
— Oczywiście. — Mruknął Ryjek, którego opuścił pokłady śmiechu. Jego mięsista, pokryta szarą szczeciną twarz teraz nie przejawiała żadnych emocji, poza chłodem, jaki emanował w kierunku Marudera. — Dzisiaj obywatel Maruder nie pójdzie na zbiory rzepaku. Wracamy na stację, a stamtąd w dalszą drogę. Pytania? — -
//To jest część zlecenia czy niezbyt, bo nie jestem pewien?//
-
// Nie, na pewno nie jest to coś, co robią rządowi Łazicy. O co może chodzić? Ja nie wiem, ale Świński Ryjek chyba wie. Dopytaj. //
-
- Tak. - odparł, krzyżując ręce na piersi. - Po co mam się tam udać?
-
Maruder [T-15 (Dzień 0)]
Pytanie przywróciło uśmiech na twarz Ryjka. Parabola. Wesoły, potem kamienny, teraz znowu głupawo zadowolony z siebie.
— Otóż. — Świnka zaczął wyjaśnienia. — Sojusz Metra Zdzieszowickiego ma dla pana o wiele ważniejsze zadanie, niżeli prosty zbiór rzepaku. Czy jest panu znany Łazik o pseudonimie “Szprycer”?Oczywiście, w odmętach umysłu Marudera pływała ta ksywa. Gość był nieszczególnym Łazikiem, jakich wielu. Odróżniała go jedna, rzadko spotykana cecha; dezerter z Szarej Gwardii. Niewielu dezerterowało, a jeszcze mniejszej ilości udawało się to przeżyć. Zwykle tacy ludzie znikali i wszelki słuch po nich ginął, Szprycer nie stosował się do tej zasady.
-
Wzruszył zdawkowo ramionami.
- Zależy. A jeśli nie zapłacicie mi tyle, żeby rzucił tę fuchę, to nie liczcie na jakąkolwiek pomoc z mojej strony. -
Maruder [T-15 (Dzień 0)]
— Czy dwukrotność sumy, jaką zebrałby pan babrząc dłonie w rzepaku, jest odpowiednią stawką? — Oczy Ryjka zabłysnęły, a głupi uśmiech na jego twarzy przeobraził się w uśmiech wręcz szelmowski.
Z ulicy za ich plecami ruszyła kolumna rządowych Łazików, osłaniająca z wszystkich stron transportowy zaprzęg. Mieli przed sobą kilka godzin marszu, potem kilka kolejnych, spędzonych na wycinaniu bladożółtych roślin i wzajemnym chronieniu się przed drapieżnikami, a na koniec równie długą drogę powrotną. Szczęśliwej drogi, chłopaki. -
- Żebyś wiedział, przystojniaku. - odparł, parskając śmiechem. - Co dokładnie mam zrobić?
-
Maruder [T-15 (Dzień 0)]
Ryjek przewrócił oczami.
— To zależy. Czy obywatel ma przy sobie wszystko, co potrzebne na być może nawet kilka dni pobytu poza domem? Żywność zostanie zapewniona przez nas. -
- Tak, tak. Przejdźmy do szczegółów. Mówił Ci ktoś kiedyś, że czas to pieniądz?
-
Maruder [T-15 (Dzień 0)]
Ryjek ponownie poczerwieniał, najwyraźniej te kilka minut rozmowy z Maruderem wystarczyły, by doprowadzić go do granic cierpliwości. Pewnie się polubią.
— Więc obywatel pójdzie z nami. — Najstarszy skinął głową i ruszył w kierunku wrót, a Schwarzenegger i Jeżyk posłusznie pomaszerowali za nim. Najwidoczniej, potrzebowali najemnika do załatwienia czegoś w podziemnym mieście. -
A więc ruszył, po drodze dyskretnie sięgając po miniaturą kuszę, na którą nałożył bełt i schował dyskretnie do obszernej kieszeni, chcąc być przygotowanym też na te mniej przyjemne alternatywy.
-
Maruder [T-14 (Dzień 0)]
Alternatywa to dobra rzecz, zawsze nią była, a szczególnie teraz, w o wiele bardziej niepewnym, trudnym świecie.
Ryjek kilkakrotnie uderzył knykciami o blachę wrót, wystukując pewnego rodzaju rytm. Niemalże od razu skrzypnęły i ciężkie żelastwo zaczęło się przesuwać, trzeszcząc w harmonii z sapaniem odźwiernego. Grupa zeszła do Perły.
Kontynuacja pojawi się w temacie [Metro-Zdzieszowice] Perła
-
Samuel Kazanecki [T- 3 (Dzień 0)} (Post startowy dla użytkownika Kubeł1001)
Chodzenie nocą po powierzchni nie było bezpiecznym sportem, o czym Samuel doskonale wiedział. W tym czasie szczególnie niebezpieczne mutanty wyruszały na polowania, zbierając krwawe żniwo wśród niższych szczebli łańcucha pokarmowego, nie omijając bardziej nieuważnych Łazików. Jednak to nie zwierzęta były największym zagrożeniem, a sam mrok. Za jego kotarą niezwykle łatwo było przeoczyć niebezpieczeństwa, jakie kryło w sobie betonowe truchło Zdzieszowic; nory żmijców, rozpadliny ciągnące się przez całe ulice, a nawet pułapki zastawione przez tych, którzy polowali na mutanty i nie tylko…
Jednak noc na powierzchni miała jedną, wielką zaletę. Dawała osłonę przed wzrokiem wścibskich, a przez stwarzała idealne warunki, by przekazywać poufne informacje.
Właśnie dlatego Kazanecki czekał teraz w zrujnowanej budce zwrotniczego przy dawnym nasypie kolejowym, budynku obranym przez Rdzawych na miejsce wiązania konspiracyjnej współpracy. Właśnie dziś miał otrzymać dokładne informacje na temat swego zadania w jutrzejszym, wielkim dniu.
Z okna na piętrze dostrzegł ledwo widoczny płomień, kołyszący się w czyichś dłoniach. Grupa osób zmierzała do budki. Jeżeli byli to Ci, na których czekał, to wypadałoby odpowiedzieć trzykrotnym mrugnięciem latarki, by zasygnalizować, że budynek jest bezpieczny i śmiało mogą wchodzić. -
Tak też zrobił, ale od razu schował latarkę i chwycił za odbezpieczoną broń. Nie żeby nie ufał Rdzawym, ale powoli przestawał ufać komukolwiek, a tamci też wcale nie musieli być tymi, na których tu czekał.
-
Samuel Kazanecki [T- 3 (Dzień 0)]
Bezpiecznik Szczyglika kliknął cicho, oznajmiając, że broń jest gotowa do oddania strzału.
Chwilę później do zasuniętych kawałem blachy falistej drzwi zapukano w prostej sekwencji pojedynczego uderzenia i dwóch kolejnych, następujących zaraz po sobie, powtórzonej trzykrotnie. Szyfr, jakim wtajemniczeni w sprawę Rdzawi oznaczali swoje przybycie. -
A więc lekko opuścił broń, choć wciąż był gotów zrobić z niej użytek, i odsunął blachę, aby tamci mogli wejść.
-
Samuel Kazanecki [T- 3 (Dzień 0)]
Grupa pięciu Rdzawych także opuściła broń, widząc przed sobą znajomą twarz. Weszli do środka, a na ich czele był znany Samuelowi kościsty starzec, o skórze pokrytej czerwonymi plamami - Seneka, jedna z najważniejszych postaci wśród konspiracji na powierzchni. Mężczyzna podsunął sobie zdezelowane krzesło, po czym nonszalancko zasiadł na nim, wpatrując się w zdrajcę.
— Cicho wszędzie, głucho wszędzie… Co to będzie, co to będzie? — Zapytał niejednoznacznie. — Dobrze Cię widzieć, Samuelu. Co słychać na Perle? Czy koncert odbędzie się bez przesunięć? -
Skrzywił się lekko na te słowa, ale pokiwał głową. Nie lubił takiego owijania w bawełnę, był żołnierzem, przyjmował, potwierdzał i ostatnimi czasy też wydawał krótkie rozkazy, nic więcej.
- Z tego co wiem, wszystko pójdzie zgodnie z planem, nie będzie żadnych przesunięć w czasie ani miejscu, a gdyby coś miało zmienić się w ostatniej chwili, nim zdążę Was o tym poinformować, to zadbam o to, żeby i tak wszystko się udało. Możemy przejść do omówienia szczegółów planu?