[Powierzchnia] Śródmieście
-
- Tak. - odparł, krzyżując ręce na piersi. - Po co mam się tam udać?
-
Maruder [T-15 (Dzień 0)]
Pytanie przywróciło uśmiech na twarz Ryjka. Parabola. Wesoły, potem kamienny, teraz znowu głupawo zadowolony z siebie.
— Otóż. — Świnka zaczął wyjaśnienia. — Sojusz Metra Zdzieszowickiego ma dla pana o wiele ważniejsze zadanie, niżeli prosty zbiór rzepaku. Czy jest panu znany Łazik o pseudonimie “Szprycer”?Oczywiście, w odmętach umysłu Marudera pływała ta ksywa. Gość był nieszczególnym Łazikiem, jakich wielu. Odróżniała go jedna, rzadko spotykana cecha; dezerter z Szarej Gwardii. Niewielu dezerterowało, a jeszcze mniejszej ilości udawało się to przeżyć. Zwykle tacy ludzie znikali i wszelki słuch po nich ginął, Szprycer nie stosował się do tej zasady.
-
Wzruszył zdawkowo ramionami.
- Zależy. A jeśli nie zapłacicie mi tyle, żeby rzucił tę fuchę, to nie liczcie na jakąkolwiek pomoc z mojej strony. -
Maruder [T-15 (Dzień 0)]
— Czy dwukrotność sumy, jaką zebrałby pan babrząc dłonie w rzepaku, jest odpowiednią stawką? — Oczy Ryjka zabłysnęły, a głupi uśmiech na jego twarzy przeobraził się w uśmiech wręcz szelmowski.
Z ulicy za ich plecami ruszyła kolumna rządowych Łazików, osłaniająca z wszystkich stron transportowy zaprzęg. Mieli przed sobą kilka godzin marszu, potem kilka kolejnych, spędzonych na wycinaniu bladożółtych roślin i wzajemnym chronieniu się przed drapieżnikami, a na koniec równie długą drogę powrotną. Szczęśliwej drogi, chłopaki. -
- Żebyś wiedział, przystojniaku. - odparł, parskając śmiechem. - Co dokładnie mam zrobić?
-
Maruder [T-15 (Dzień 0)]
Ryjek przewrócił oczami.
— To zależy. Czy obywatel ma przy sobie wszystko, co potrzebne na być może nawet kilka dni pobytu poza domem? Żywność zostanie zapewniona przez nas. -
- Tak, tak. Przejdźmy do szczegółów. Mówił Ci ktoś kiedyś, że czas to pieniądz?
-
Maruder [T-15 (Dzień 0)]
Ryjek ponownie poczerwieniał, najwyraźniej te kilka minut rozmowy z Maruderem wystarczyły, by doprowadzić go do granic cierpliwości. Pewnie się polubią.
— Więc obywatel pójdzie z nami. — Najstarszy skinął głową i ruszył w kierunku wrót, a Schwarzenegger i Jeżyk posłusznie pomaszerowali za nim. Najwidoczniej, potrzebowali najemnika do załatwienia czegoś w podziemnym mieście. -
A więc ruszył, po drodze dyskretnie sięgając po miniaturą kuszę, na którą nałożył bełt i schował dyskretnie do obszernej kieszeni, chcąc być przygotowanym też na te mniej przyjemne alternatywy.
-
Maruder [T-14 (Dzień 0)]
Alternatywa to dobra rzecz, zawsze nią była, a szczególnie teraz, w o wiele bardziej niepewnym, trudnym świecie.
Ryjek kilkakrotnie uderzył knykciami o blachę wrót, wystukując pewnego rodzaju rytm. Niemalże od razu skrzypnęły i ciężkie żelastwo zaczęło się przesuwać, trzeszcząc w harmonii z sapaniem odźwiernego. Grupa zeszła do Perły.
Kontynuacja pojawi się w temacie [Metro-Zdzieszowice] Perła
-
Samuel Kazanecki [T- 3 (Dzień 0)} (Post startowy dla użytkownika Kubeł1001)
Chodzenie nocą po powierzchni nie było bezpiecznym sportem, o czym Samuel doskonale wiedział. W tym czasie szczególnie niebezpieczne mutanty wyruszały na polowania, zbierając krwawe żniwo wśród niższych szczebli łańcucha pokarmowego, nie omijając bardziej nieuważnych Łazików. Jednak to nie zwierzęta były największym zagrożeniem, a sam mrok. Za jego kotarą niezwykle łatwo było przeoczyć niebezpieczeństwa, jakie kryło w sobie betonowe truchło Zdzieszowic; nory żmijców, rozpadliny ciągnące się przez całe ulice, a nawet pułapki zastawione przez tych, którzy polowali na mutanty i nie tylko…
Jednak noc na powierzchni miała jedną, wielką zaletę. Dawała osłonę przed wzrokiem wścibskich, a przez stwarzała idealne warunki, by przekazywać poufne informacje.
Właśnie dlatego Kazanecki czekał teraz w zrujnowanej budce zwrotniczego przy dawnym nasypie kolejowym, budynku obranym przez Rdzawych na miejsce wiązania konspiracyjnej współpracy. Właśnie dziś miał otrzymać dokładne informacje na temat swego zadania w jutrzejszym, wielkim dniu.
Z okna na piętrze dostrzegł ledwo widoczny płomień, kołyszący się w czyichś dłoniach. Grupa osób zmierzała do budki. Jeżeli byli to Ci, na których czekał, to wypadałoby odpowiedzieć trzykrotnym mrugnięciem latarki, by zasygnalizować, że budynek jest bezpieczny i śmiało mogą wchodzić. -
Tak też zrobił, ale od razu schował latarkę i chwycił za odbezpieczoną broń. Nie żeby nie ufał Rdzawym, ale powoli przestawał ufać komukolwiek, a tamci też wcale nie musieli być tymi, na których tu czekał.
-
Samuel Kazanecki [T- 3 (Dzień 0)]
Bezpiecznik Szczyglika kliknął cicho, oznajmiając, że broń jest gotowa do oddania strzału.
Chwilę później do zasuniętych kawałem blachy falistej drzwi zapukano w prostej sekwencji pojedynczego uderzenia i dwóch kolejnych, następujących zaraz po sobie, powtórzonej trzykrotnie. Szyfr, jakim wtajemniczeni w sprawę Rdzawi oznaczali swoje przybycie. -
A więc lekko opuścił broń, choć wciąż był gotów zrobić z niej użytek, i odsunął blachę, aby tamci mogli wejść.
-
Samuel Kazanecki [T- 3 (Dzień 0)]
Grupa pięciu Rdzawych także opuściła broń, widząc przed sobą znajomą twarz. Weszli do środka, a na ich czele był znany Samuelowi kościsty starzec, o skórze pokrytej czerwonymi plamami - Seneka, jedna z najważniejszych postaci wśród konspiracji na powierzchni. Mężczyzna podsunął sobie zdezelowane krzesło, po czym nonszalancko zasiadł na nim, wpatrując się w zdrajcę.
— Cicho wszędzie, głucho wszędzie… Co to będzie, co to będzie? — Zapytał niejednoznacznie. — Dobrze Cię widzieć, Samuelu. Co słychać na Perle? Czy koncert odbędzie się bez przesunięć? -
Skrzywił się lekko na te słowa, ale pokiwał głową. Nie lubił takiego owijania w bawełnę, był żołnierzem, przyjmował, potwierdzał i ostatnimi czasy też wydawał krótkie rozkazy, nic więcej.
- Z tego co wiem, wszystko pójdzie zgodnie z planem, nie będzie żadnych przesunięć w czasie ani miejscu, a gdyby coś miało zmienić się w ostatniej chwili, nim zdążę Was o tym poinformować, to zadbam o to, żeby i tak wszystko się udało. Możemy przejść do omówienia szczegółów planu? -
Samuel Kazanecki [T- 3 (Dzień 0)]
— Hmm, jak najbardziej. — Odpowiedział Seneka. — Jutrzejszego dnia będziesz miał dwa zadania, od których będzie zależało powodzenie całej akcji. Pierwsze jest proste: Masz dopilnować, by równo o godzinie dwunastej, w samo południe, Arnika znalazła się poza salą koncertową, w ogólnie dostępnym miejscu. Obojętnie na którym piętrze, choć im wyżej, tym lepiej. Tam będzie gotowy nasz człowiek, który zwabi ją pod samą bramę Perły, a wtedy my zajmiemy się resztą. Drugie zadanie jest już trudniejsze, ale wierzę, że poradzisz sobie z nim; musisz powstrzymać resztę Gwardzistów przed otwarciem ognia, a tym samym zabiciem wabika. Najlepiej, by w tym czasie znaleźli się w zupełnie innym miejscu, nie wykluczając “lepszego” miejsca… — Seneka zaśmiał się niemrawo, ale zaraz spoważniał. — Musimy wykorzystać moment, gdy wszyscy dowódcy będą na koncercie, by przeprowadzić wszystko bez zbędnego harmideru oraz sprawnie.
-
- Do zrobienia, ale mógłbym rozegrać to też w inny sposób. - odparł, celowo nie używając określenia, że jego sposób byłby lepszy. - Potrzebna mi będzie dywersja. Strzały, wybuch, cokolwiek. Nie widzę problemu w tym, aby odpowiednio pokierować moimi podwładnymi, a przynajmniej tymi, którzy nie są zaangażowani w akcję, a przy okazji też innymi Gwardzistami, aby znaleźli się nie tam, gdzie trzeba. W tym czasie ja i mój kompan wyprowadzimy ją w jakieś ustronne miejsce, skąd odprowadzimy ją sami lub z kimś od Was do miejsca spotkania… Opcjonalnie zgarniemy więcej ludzi po drodze, żeby z zaskoczenia kropnąć ich wszystkich. Pacyfikacja córeczki też nie będzie problemem, po tym, ile już muszę robić za jej draba, będzie to wręcz przyjemność, ale nie martwcie, zadbam też o to, żeby jej włos z głowy nie spadł.
Nie żeby plan Rdzawych mu nie pasował. Nawet pasował, ale grał tu element zaufania. Wiedział, że oni nie ufają mu w zupełności, ale jeśli byli choć w połowie tak inteligentni, na jakich wyglądają, to musieli wiedzieć, że on też za nich życia nie odda. Chciał zemścić się na Dyktatorze i jego córce, ale nie jako jakiś fanatyk czy zamachowiec-samobójca, miał zamiar przeżyć akcję i długo po niej, a tak zwyczajnie obawiał się, że po zakończeniu misji wystawią i jego, i drugiego Gwardzistę, a na to nie miał najmniejszej ochoty. -
Samuel Kazanecki [T- 3 (Dzień 0)]
— Pomysłów jest wiele, jednak możliwości mało. — Starzec bezradnie rozłożył dłonie. — Zaledwie kilku naszym ludziom udało się przeniknąć do metra, a jeszcze mniejsza jest ich liczba na Perle. Obawiam się, że w tak okrojonym składzie nie zdołalibyśmy wystarczająco długo utrzymać “zamieszania”. Poza tym… — Zawahał się. — Nie, to wszystko.
-
Nie zdziwiło go to, że nie ufa mu z zupełności, on też nie ufał kompletnie Rdzawym. Na ich miejscu też by sobie nie ufał.
- Więc zrobimy po Waszemu. Wiem, że mam zadbać o to, żeby nie stała się jej krzywda, ale będę musiał użyć odpowiednich środków, żeby była na tyle przerażona lub posłuszna, żeby bez trudu doprowadzić ją na miejsce. Poza tym jak będzie wyglądać nasz transport z budynku?