Strzaskana Skała
-
Schował pozostałą naftę i zapałki, a chwycił w dłoń rewolwer. Na ugiętych kolanach, ukradkiem przemknął za jeden z kolejnych budynków w rzędzie. by zdobyć dwie przewagi nad kanibalami - dystans i szansę na strzelanie zza osłony, będącej tym razem rogiem budynku.
-
Osłona ta nie była zbyt pewna, bo skryłeś się za rogiem kolejnej szopy, gdzie płomienie jeszcze nie dotarły, ale dotrzeć mogą, przez co z czasem ta kryjówka dosłownie będzie spalona. Tymczasem z budynku wybiegło sześciu kanibali, aż cztery kobiety i dwóch mężczyzn. Z bliska nie wyglądali na takich groźnych, wręcz przeciwnie, mógłbyś równie dobrze pić z nimi w saloonie w Dodge, grać w karty czy pokłócić się o wynik partyjki, ale pewnie to tylko pozory, łatwiej schwytać ofiarę, jeśli nie jest się wysmarowanym krwią dzikusem, na widok którego każdy rozsądny człowiek chwyci za broń lub ucieknie. Co do broni, to każdy ma przy sobie jeden lub dwa rewolwery, ale trzymają je w kaburach, w dłoniach dzierżąc blaszane i drewniane wiadra z wodą, niezbędne do ugaszenia dopiero co wywołanego pożaru.
-
Nigdy nie był zwolennikiem ranienia kobiet… Ale wspomnienie nawyków żywieniowych tej ekipy szybko pozbawiło go oporów, a także nasunęło nowy plan.
Wolną dłonią jeszcze raz wyciągnął pojemnik z naftą, jaka mu pozostała. Niewiele, ale powinno przynajmniej częściowo zapewnić pożądany efekt. Otworzył go i ukradkiem zerknął za róg, po czym schował się ponownie. Tak, tak, jeżeli uderzy tu, tak…Obliczył rzut w głowie. Wychylił się nieco bardziej i poszło! Cisnął pojemnikiem prosto w głowy kanibali gaszących pożar. Jeżeli dobrze pójdzie to skąpani w łatwopalnej nafcie szybko zasmakują pieczystego losu, jaki zgotowali swoim ofiarom. Tymczasem Sey wykorzystał to, by zgrabnie zmienić pozycję i jeżeli to możliwe, powoli wycofywać się w kierunku towarzysza.
-
Aby się wycofać, musiałbyś przebiec tuż obok nich lub obiec cały dom. Wbrew pozorom, pierwsza opcja nie wydawała się taka niemożliwa, bo kanibale chyba nic ci nie zrobią. Plan w pełni się powiódł i poza jedną kobietą wszyscy stanęli w płomieniach, rzucając się i wrzeszcząc z bólu. Ta zaś szybki pobiegła do domu, znowu po wodę, ale tym razem po to, aby gasić swoich towarzyszy. Jeśli chodzi o zmianę pozycji, tutaj możesz swobodnie wystrzelać wszystkich, którzy wyjdą z domu, ale z drugiej strony będziesz łatwym celem dla tych, którzy wrócą z pościgu za Oswaldem lub kogokolwiek innego, kto nie pobiegł za nimi i nie przebywał w domu, a gdzieś indziej na terenie farmy.
-
Został tutaj jeszcze na sekundę dobywając wygłuszonego rewolweru. Jedno wiadro wody mogło wiele zmienić, a Sey nie zamierzał na to pozwolić. Strzelił w pierś kobiety od razu, gdy wynurzyła się z mieszkania. Po tym zaczął obchodzić dom dookoła, wolał nie rzucać się w oczy, nawet spalone. Czas znaleźć lepszą miejscówkę, najlepiej na jakimś wyżej położonym punkcie.
-
Padła martwa jeszcze na progu, pozostali zaś zginęli niewiele później śmiercią może i okrutną, ale jak najbardziej zasłużoną. Po drodze nie spotkałeś nikogo, na całe szczęście. Na farmie były tylko dwa wysokie punkty, mianowicie dach domu i okna na piętrze, ale dostać się tam można tylko od środka i dach stodoły, ale ta wygląda, jakby się miała zaraz zawalić i nie możesz mieć pewności, że cię utrzyma.
-
Cholerstwo by to… Korzystając z okazji podpalił szmatę i podłożył ją pod ścianę domu, może ogień chyci. Po tym ruszył dalej, szukając miejsca, w którym mógłby zasadzić się na kanibali powracających z pościgu.
-
Mogłeś skryć się w stodole, była bezpieczna, o ile nie wleziesz na górę, lub za szopą z jeńcami przeznaczonymi na posiłek. Podłożyłeś ogień pod dom, ale dało to niewiele, musiałbyś użyć go o wiele więcej, aby podpalić tak duży budynek.
-
Wolał stodołę, ale jeżeli jeszcze teraz mógł dotrzeć do szopy z jeńcami… Udał się tam. Kilka biegających obiadów to zawsze większy chaos, a chaos działa na korzyść najemników.
-
Warto przypomnieć, że macie ich stąd wszystkich wyciągnąć, a do tego żywych, całych, zdrowych i nienadgryzionych, więc lepiej będzie dać im jakieś szanse na przeżycie przed wypuszczeniem. Tak czy siak, dotarłeś do szopy, a w okolicy wciąż było spokojnie. Tylko na jak długo?
-
To jest, kurna, dobre pytanie.
Porzucił plan z niewolnikami, wrócił w okolice stodoły, a stamtąd przemknął do domostwa. Wszedł z rewolwerem w dłoni i sercem na ramieniu, gotowy zastrzelić wszystko, co się rusza i preferuje ludzinę na miękko. -
Niewielki przedpokój był pusty, nie licząc trupa zastrzelonej wcześniej kobiety. Drzwi prowadzące dalej były otwarte i prowadziły do czegoś, co wyglądało na jadalnię.
-
Chodź brodacz wiele w życiu widział, tak nie mógł wiedzieć, co zobaczy za drzwiami. Przełknął ślinę przygotował żołądek na wrażenia i przeszedł dalej. Tutaj się panie i panowie kanibale tuczą na ludzinie, co?
-
Wbrew pozorom całość była dość elegancka, z dużym stołem, licznymi krzesłami i pełną zastawą. Gorzej, że były tam resztki posiłku i choć na pierwszy rzut oka była to zwykła pieczeń, gulasz i zupa na kości, to nie miałeś wątpliwości, jakiego mięsa użyto do przygotowania tego jedzenia. Był też dywan, kominek i nawet kilka obrazów, nic tu nie pasowało do mieszkańców domu, ale nie ma co się dziwić, skoro go zawłaszczyli. Naprzeciwko i po prawej są kolejne drzwi, jedne i drugie zamknięte. Zza tych po prawej zaś słyszysz zbliżające się powoli kroki.
-
“-- Pełna klasa. --” Pomyślał, ale kroki szybko odwróciły jego uwagę. Ukrył się za stołem i wycelował rewolwer w drzwi, gotów do naciśnięcia spustu.
-
Ku twojemu zdziwieniu, przez drzwi weszła wiekowa, przygarbiona staruszka. Idąc powoli, zupełnie się tobą nie przejmowała. Właściwie nie byłeś pewien, czy cię zauważyła, najzwyczajniej w świecie zabierała naczynia ze stołu do koszyka, a gdy skończyła, odwróciła się, kierując się z powrotem do czegoś, co przez uchylone drzwi wyglądało jak kuchnia, gdzie przygotowywano posiłki.
-
Korzystając z tego, że starość prawdopodobnie niezbyt łaskawie obeszła się z kobietą, w ciszy podążył za jej plecami do kuchni. Gdy tylko znajdzie się na tyle blisko, ogłuszy ją szybkim ciosem w tył głowy. Nie była aż takim zagrożeniem.
-
Niekoniecznie miałeś rację, bo gdy ją ogłuszyłeś, a ta upadła, zauważyłeś, że ma przy sobie nóż i dwa rewolwery, które niekoniecznie musiała nosić dla ozdoby. Pomieszczenie było rzeczywiście kuchnią, typową kuchnią, upiorną tylko dlatego, że wiedziałeś, co się tu przygotowuje. W kuchni były jeszcze jedne drzwi, otwarte, które prowadziły do spiżarni. Nie było tu na szczęście nabitych na haki i marynowanych ludzi, ale warzywa, chleb, nabiał, owoce, przyprawy i tym podobne, zwyczajne jedzenie.
-
Przynajmniej to było jakimś pocieszeniem… Rozbroił babcię, zabierając jej broń i wiążąc jej dłonie za plecami. Po tym zawrócił do jadalni, podchodząc do drugich drzwi. Nasłuchał, czy ktoś jest po drugiej stronie.
-
Jeśli był, to był bardzo cicho, bo nie słyszałeś nic. Dopiero po chwili do twoich uszu dobiegł dziwny dźwięk i chwilę zajęło ci zrozumienie, że był to dźwięk jaki wydają klawisze pianina.