Krucza Przystań
-
Nadmorska baza jednej z większych grup piratów w okolicy, znajdująca się na jednej z mniejszych wysepek archipelagu Nansei (inaczej Riukiu). Niewielu wie, jak piraci doszli do tak wielkiej potęgi, ale mówi się, że to dzięki zdobytym lub rozkradzionym japońskim i innym okrętom, jakie pływały swego czasu po Morzu Filipińskim i Wschodniochińskim. Tyczy się to nie tylko wielu okrętów w ich flocie, od przerobionych frachtowców i statków rybackich przez dedykowane jednostki wojskowe, ale też całej nadbrzeżnej infrastruktury, na którą składają się magazyny, doki, dźwigi portowe i wieże pancerne z działami przybrzeżnymi średniego lub ciężkiego kalibru oraz liczne stanowiska broni przeciwlotniczej i maszynowej, do zwalczania celów latających i naziemnych. Obronę bazy uzupełniają proste umocnienia nadbrzeżne, kilka bunkrów i pola minowe, tak na plaży, jak i w wodzie, a jedynie stali bywalcy Przystani znają bezpieczną drogę pomiędzy nimi.
Nieco dalej wgłąb lądu znajduje się swoiste pirackie miasteczko, na które składają się warsztaty rusznikarskie, kilka knajp i kantyn, liczne baraki oraz coś na kształt więzienia, gdzie przetrzymywani są jeńcy lub ci, którzy nie stosują się do pirackiego kodeksu.
Ze względu na tak silne umocnienia, liczbę piratów oscylującą w okolicy trzech setek, oraz fakt, że to w końcu bandyci, Z-Com czy Armia Światowa nie zapuszcza się w te rejony, mimo że położenie Kruczej Przystani jest im doskonale znane. Za to często goszczą tu inni goście, jak szukający zatrudnienia najemnicy, handlarze narkotykami, bronią, ludźmi czy zwykłymi towarami, jak woda, jedzenie i medykamenty, inni piraci, którzy nie konkurują z lokalną bandą, a podobno nawet oficjalni wysłannicy herszta organizacji, Jacka Kordelasa, czy przedstawiciele takich frakcji jak Kartel bądź Syndykat.
Pomimo tego, że okolicą żądzą wyłącznie piraci, to jednak pilnują oni, aby była tu jakaś sprawiedliwość, więc jest to bezpieczna przystań dla tych, którzy zdecydują się na współpracę z nimi, będą użyteczni oraz nie złamią obowiązujących tu norm i reguł. -
Antek:
Po dość długiej podróży, ujrzałeś wreszcie nadbrzeżne zabudowania pirackiej przystani, do której kanonierka zbliżała się coraz szybciej, jakby nawet i Wasz okręt nie mógł doczekać się powrotu do rodzimego doku. -
Czekał na moment, kiedy kanonierka zacumuje. Na lądzie na pewno będzie go czekała rozmowa z przywódcą piratów.
-
Gdy okręt przybił do brzegu, rozpoczął się wyładunek samochodów, łupów, jednostek lądowych, rannych i tym podobnych, wszyscy chcieli znaleźć się na lądzie jak najszybciej.
-
Udał się po swojego wilka, żeby razem z nim wyjść na brzeg.
-
Przez jakiś czas nikt się Tobą nie interesował, dopóki nie zauważyłeś mężczyzny stojącego przy jednym z magazynów. Jak wszyscy tutaj, a przynajmniej ci, których spotkałeś, był Azjatą, ubranym wyłącznie w czerń, z charakterystyczną kozią bródką i przepaską na oku, jak na rasowego pirata przystało. Skinął na Ciebie głową i odwrócił się, oddalając się niespiesznym krokiem.
-
- Przepraszam, mógłby mi pan opowiedzieć o tym miejscu? - zapytał Azjatę.
-
Azjatę, który nie usłyszał Twoich słów, bo oddalał się, a był też dość daleko od Ciebie. Najpierw wypadałoby go w ogóle dogonić, o ile rzeczywiście to z nim powinieneś porozmawiać.
-
Tak więc spróbował dogonić owego Azjatę, żeby go wypytać o miejsce, w którym obecnie się znajduje.
-
Zauważyłeś go dosłownie w ostatniej chwili, gdy znikał w drzwiach jednej z portowych kantyn, nazywanej “Wymachującą szabelką”.
-
Wszedł do owej kantyny.
-
Gdy tylko otworzyłeś drzwi i stanąłeś w progu, uderzył Cię kwaśny odór, zmieszanie woni różnych alkoholi, morskiej wody przesyconej solą, potu, niemytych ciał i dymu papierosowego, który dosłownie kłębił się w całym pomieszczeniu. Kantyna stanowiła z grubsza jedno pomieszczenie, ale bardzo obszerne, dodatkowo z prowadzącymi na piętro schodami. Większość powierzchni zajmowały stoły i rozstawione wokół nich krzesła, choć był też stół do tenisa stołowego, piłkarzyki i dwa stoły bilardowe, a także osobna, jakby odgrodzona, strefa, gdzie można było grać w karty, zaopatrzona w krupiera z prawdziwego zdarzenia, karty i żetony. Na ścianach porozwieszano tarcze do rzutek, portrety, obrazy, zdjęcia i liczne głowy zabitych stworzeń, głównie rekinów, oraz ich wygotowane z mięsa szczęki. Był również długi kontuar oraz spore okno, gdzie widać było kuchnię. Poza widocznymi tam kucharzami, stojącym za ladą barmanem i kilkoma przysadzistymi wykidajłami pośród stolików uwijały się też kelnerki, głównie Azjatki, ale i kobiety z Europy, Ameryki czy nawet Afryki, wszystkie skąpo ubrane, z rękoma i nogami skutymi odpowiednio w nadgarstkach i kostkach, często też z zakneblowanymi ustami, które roznosiły trunki czy dania dla poszczególnych klientów, niekiedy wydając przy tym piski, krzyki czy tłumione kneblem jęki, gdy któryś z nich postanowił ją klepnąć lub zrobić coś innego w tym guście. Klientelę lokalu stanowili liczni piraci, ale też handlarze bronią, narkotykami, żywym towarem, łowcy niewolników, najemnicy, płatni mordercy i tym podobne, raczej nieciekawe, typy, nie tylko mieszkańcy Japonii, obu Korei czy Chin, ale też Hindusi, było również wielu czarnoskórych i białych, choć mogłeś się tylko domyślać, skąd pochodzą. Wśród nich był też Twój znajomy, siedzący plecami do ściany przy jednym ze stolików. Ponownie skinął Ci głową, gdy tylko Cię zobaczył. Zresztą, nie tylko on, ale chyba poza nim nie było żadnego klienta “Szabelki”, który życzyłby Ci czegoś dobrego, wielu widziało w Tobie zapewne frajera do orżnięcia na jakieś wartościowe przedmioty lub zwyczajne świeże mięsko.
-
Również skinął głową i udał się do stolika, przy którym siedział jego “znajomy”.
- Przepraszam, czy mógłby mi Pan powiedzieć coś więcej o miejscu, w którym ta kantyna się znajduje? - zapytał. -
- A wyglądam Ci na potencjalne źródło informacji, rycerzyku? - odparł pogardliwie. - Z jakiej muzealnej gabloty tamci z kanonierki Cię wyciągnęli?
-
- Z epoki sengoku, jeśli Cię to w ogóle obchodzi. Z resztą, każda osoba z tej kantyny może być potencjalnym źródłem informacji. - odparł.
-
- I każdy może wbić Ci nóż między żebra albo postrzelić w plecy, a lokalne władze nic sobie z tego nie zrobią.
-
- I tego również powinienem się spodziewać. To mógłbyś powiedzieć coś o tej bazie, czy nie? - zapytał nieco poirytowany.
-
- A co tu mówić? Raj na Ziemi, nie? - zapytał z szerokim uśmiechem, siadając wygodniej w fotelu i opierając głowę na dłoniach. - Żyje nam się tu lepiej, niż za normalnych czasów.
-
- Domyślam się. Wiesz może, gdzie mógłbym znaleźć Waszego przywódcę? - zapytał.
-
- A dlaczego uważasz, że w ogóle chciałby z Tobą rozmawiać?
-
- Przydałoby się Wam więcej ludzi, czyż nie? Chciałbym po prostu do Was dołączyć.
-
- Uważasz, że nadałbyś się na jednego z nas?
-
- Tak uważam. W przeciwnym razie by mnie tutaj nie było.
-
- No to zabij kogoś. Tutaj, teraz, na moich oczach. Z zimną krwią i bez powodu, dla własnego kaprysu, tak jak prawdziwy korsarz.
-
- Domyślam się, że korsarze są bardzo brutalni i okrutni, ale nawet w takim miejscu powinny być jakieś prawa, czyż nie? - zapytał nieco zdezorientowany tym, że poproszono go o to, żeby kogoś zabił bez powodu.
-
- Może tak, może nie. Powinieneś wiedzieć, skoro chcesz zostać jednym z nas, prawda?