Światło Świtu
-
- Nie jestem ekspertem, ale nie będzie to problem. - Odrzekł. - Zapoznasz mnie z planem czy domyślę się? -
-
- Moi ludzie zajmą się samą walką i dywersją, choć liczę na to, że zabijesz jak najwięcej wrogów po drodze do lochów, bo to one są Twoim celem. Jest wiele cel, ale więzień tylko jeden, i to jego powinieneś wydostać. Jest Demonem, tyle wiem.
-
- Jak tylko uwolnię więźnia i upewnię się, że został odpowiednio zabezpieczony, dołączę do walki. - Odrzekł i czekał na wielki spektakl. Nie ma na sobie żadnych ciężkich i trzeszczących rzeczy, które utrudniłyby skradanie, no może poza bronią, ale na to nic nie poradzi, więc jedynym co musi wyciszyć, to buty. Poszedł do kwatermistrza czy jak to się nazywa na statkach i poprosił o dwa kawały długiej szmaty albo najlepiej bandaże. Obwiąże nimi buty, by pozbyć się odgłosów chodzenia.
// Przejdźmy już do ataku, chyba, że są jeszcze jakieś ważne sprawy do ogadania. -
//Domyślasz się, że nie zaatakują od frontu, co nie? Dlatego chcesz zapytać kapitana o dokładną taktykę czy mam ją przedstawić na żywca, w kolejnym poście, gdy zacznie się atak?//
-
// Na żywca. Albo na żubra najlepiej
-
//Żuberek to zawsze.//
Już kilka chwil po Waszej rozmowie zaczął się atak. Na wodę spuszczono małe łodzie wiosłowe, mogące pomieścić tuzin wojowników, będących jednocześnie wioślarzami. Nic wielkiego, ale łodzi tych było tak wiele, że do walki ruszyła większość korsarzy i żołnierzy, pozostawiając tylko niezbędne minimum do obrony okrętu i jako ewentualne odwody. Choć płynęliście cicho, to na pewno by Was zauważyli. Nie zrobili tego tylko dlatego, że Mag rozciągnął tłumiącą obraz i dźwięk barierę nie tylko na Arkę, ale i płynące w szyku łodzie, które kierowały się ku wejściu do portu. Mroczne Elfy jeszcze raz sprawdzały swoją broń, czyli jatagany, kusze, jednoręczne miecze, sztylety, noże do rzucania, a także tajemnicze pakunki w postaci skórzanych toreb. -
Przekręcił pierścień na palcu i zacisnął pięść. Dzisiaj się wypróbujemy, skarbie… Swojego uzbrojenia nie musiał sprawdzać, robił to wielokrotnie w trakcie podróży. Nie odzywał się, nie było po co. Pozostaje czekać na desant. Oglądał sobie mury… Ah, jak dobry jest mord na byłych rodakach.
-
//Już mi się podoba, jak zwracasz się do biżuterii w ten sposób.//
Łodzie podzieliły się. Większość, w tym Twoja, wpłynęły do portu, a tylko kilka przybiło pod otaczające basen portowy mury, aby i je zapewne opanować, szybko i po cichu. Pozostałe łodzie jednak i tak dzieliły się, każda odbijała w kierunku stojących w porcie okrętów Zakonu lub statków kupieckich. Reszta, około pół tuzina łodzi, w tym i Twoja, przybiły do portu. Po chwili zrozumiałeś, co było w tamtych torbach. Nigdy nie widziałeś sensu w używaniu broni palnej czy prochu, ale musiałeś przyznać, że duża ilość materiały wybuchowego zrobiła niemałe szkody. Wrzucone przez bulaje odpowiednio blisko dna i podpalone, torby eksplodowały. Nie mogły zniszczyć w ten sposób dużych jednostek, ale na pewno je uszkodziły, zdezorientowały załogę i uniemożliwią pościg za Arką, gdy walka się już skończy. Czar działał jeszcze przez jakąś chwilę, co wykorzystali kusznicy, ostrzeliwując wszystkich kupców, marynarzy, strażników i żołnierzy, jacy pojawili się na pokładach okrętów czy nadbrzeżu, ale w końcu Magia przestała działać, a Mroczne Elfy zeszły na ląd i rzuciły się do walki. -
Ruszył za nimi, na razie nie aktywując pierścienia. Sięgnął po zestaw broni jaki zabrał ze zbrojowni, dokładnie przyglądając się twierdzy. Gdzie znajdował się punkt w którym miał dostać się do środka? Jeśli na razie nie było do niego dostępu, pomógł w ataku, nie narażając się zbytnio i oszczędzając energię magiczną. Czas na brawurę przyjdzie kiedy odeskortuje demona.
-
Jak na razie byłeś w porcie, gdzie widziałeś jedynie nadbrzeża, do których mogły cumować statki i okręty, magazyny na towary, kapitanat portu, siedzibę straży portowej i kilka karczm czy kantyn dla strudzonych wędrowców. Sam zamek, a więc i lochy, były o wiele dalej.
-
W takim razie pomagał na razie w ataku, trzymając się blisko dowódcy. Potem znajdzie się okazja.
-
Ubrani w skórzane kapoty i płaszcze, uzbrojeni w szable, jednoręczne miecze i tym podobną broń, portowi strażnicy mieli pilnować porządku, a nie odpierać zmasowane inwazje Mrocznych Elfów, więc ulegli Wam bardzo szybko, Ty nie zostałeś nawet draśnięty ani się nie zmęczyłeś, a pośród Drowów zauważyłeś ledwie kilku martwych i rannych. Zostawiwszy kilkanaście Mrocznych Elfów do opanowania portu, ruszyliście dalej, napotykając pierwszy problem tuż po wyjściu z doków. Najpierw powietrze przeciął głośny skrzek, przypominający dźwięki wydawane przez drapieżne ptaki, a później na niebie zauważyliście sylwetki trzech Gryfów. Dwa z nich były stosunkowo niewielkie, a na pewno mniejsze od tego ostatniego, przenosiły na swoim grzbiecie jeźdźca oraz łucznika lub kusznika, którzy nie strzelali wiele, ale na pewno celnie, zmuszając wszystkich do znalezienie schronienia. To był jednak niewielki problem, dałoby się ich zestrzelić za pomocą kusz, o wiele groźniejszy był trzeci Gryf, o wiele większe bydlę, dodatkowo z głową, grzbietem, szyją i karkiem chronioną przez pancerz. Na jego grzbiecie siedział pojedynczy jeździec, od stóp do głów zakuty w stal, z mieczem długim w jednej, a tarczą w drugiej dłoni, niewiele mniej groźny od swojego wierzchowca. Gdy bestia zleciała na dół, rozszarpując dwa pechowe Drowy, a jego jeździec skrócił trzeciego o głowę, tak rycerz, jak i Gryf wbili w Ciebie swoje spojrzenia, uznając za najgroźniejszego spośród atakujących.
-
Ubrani w skórzane kapoty i płaszcze, uzbrojeni w szable, jednoręczne miecze i tym podobną broń, portowi strażnicy mieli pilnować porządku, a nie odpierać zmasowane inwazje Mrocznych Elfów, więc ulegli Wam bardzo szybko, Ty nie zostałeś nawet draśnięty ani się nie zmęczyłeś, a pośród Drowów zauważyłeś ledwie kilku martwych i rannych. Zostawiwszy kilkanaście Mrocznych Elfów do opanowania portu, ruszyliście dalej, napotykając pierwszy problem tuż po wyjściu z doków. Najpierw powietrze przeciął głośny skrzek, przypominający dźwięki wydawane przez drapieżne ptaki, a później na niebie zauważyliście sylwetki trzech Gryfów. Dwa z nich były stosunkowo niewielkie, a na pewno mniejsze od tego ostatniego, przenosiły na swoim grzbiecie jeźdźca oraz łucznika lub kusznika, którzy nie strzelali wiele, ale na pewno celnie, zmuszając wszystkich do znalezienie schronienia. To był jednak niewielki problem, dałoby się ich zestrzelić za pomocą kusz, o wiele groźniejszy był trzeci Gryf, o wiele większe bydlę, dodatkowo z głową, grzbietem, szyją i karkiem chronioną przez pancerz. Na jego grzbiecie siedział pojedynczy jeździec, od stóp do głów zakuty w stal, z mieczem długim w jednej, a tarczą w drugiej dłoni, niewiele mniej groźny od swojego wierzchowca. Gdy bestia zleciała na dół, rozszarpując dwa pechowe Drowy, a jego jeździec skrócił trzeciego o głowę, tak rycerz, jak i Gryf wbili w Ciebie swoje spojrzenia, uznając za najgroźniejszego spośród atakujących.
-
- Stalą zwalczaj zło, hartem tęp niewierność. Kurt Halstein zgłasza swój oddział do służby. - Przypomniał sobie motto swojej dywizji, dość sławnej swoimi czasy i kpiącym głosem wygłosił ją wystrzeliwując dwie kule ognia w obie mordy gryfa. Nie pamięta czy widział coś takiego kiedyś, ale na pewno nie lubi ognia. Przygotował się do walki, bardziej na uniki, niż obronę, przypominając sobie wszystkie informacje o gryfach jakie miał i tym bardziej o ich jeźdźcach. Jak to najłatwiej zapierdolić?
-
Stwór od razu wybił się w górę jednym machnięciem skrzydeł, a kilkoma kolejnymi wzleciał jeszcze wyżej, aby zapikować w Twoją stronę. Pamiętałeś, że po zabiciu jeźdźca Gryf walczy jeszcze bardziej zaciekle, więc lepiej zacząć od niego, a później zatłuc konserwę. Jeśli zaś chodzi o słabe punkty, to najlepiej było atakować od tyłu czy w boki zwierzęcia, inne części ciała, w tym brzuch, były chronione. Możesz też spróbować zaatakować skrzydła, ale nawet jeśli go uziemisz, to wpadnie wtedy w jeszcze większy szał.
-
Wypuścił szeroką falę ognia w kierunku gryfa, żeby ukryć się w niej i ruszył do przodu pędem, chcąc w momencie pikowania wykonać przewrót w przód, by na pewno uniknąć obrażeń. Gryfy, może i są niezłomne, ale nie są na tyle głupie, by wjebać się ryjem w ziemię, więc zawróci w finalnej fazie, gdy nie zobaczy Sendemira przy ziemi. Wtedy przyzwie włócznię z pierścienia, na kształt oszczepu z postrzępionym ostrzem, by zwiększyć krwawienie Gryfa. A jak pokaże swój bok, to oberwie kulami ognia. Z tyłu ma się wykrwawiać, z boku jarać. Wtedy ruch będzie mu sprawiał ból, a zwiększenie wysiłku i zaciśnięcie mięśni spowoduje wykrwawienie w szybszym tempie. Jak dobrze pójdzie, to może nawet zrzuci jeźdźca.
-
//Jeszcze raz, tylko mniej akcji w poście, daj mi też szansę, żeby jakoś to skomentować.//
-
// No jak mniej? “chmura” ognia, bieg i przewrót w przód, po czym rzut włócznią gdy gryf będzie wracał do normalnej pozycji na niebie. Reszta to tylko plany i myśli Sendemira.
-
//Teraz, gdy wiem, że to były tylko myśli, to okej. Następnym razem, żeby nie opóźniać, na czym obaj tracimy, zapisuj to kursywą czy coś.//
Plan był bardzo dobry, ale nie doceniłeś człowieka, który dosiadał bestii, będącego pełnowartościowym wojownikiem, a nie tylko ozdobą na grzbiecie Gryfa. W ostatniej chwili zasłonił bok swojego wierzchowca tarczą, dzięki czemu uratował go przed zranieniem, a może i śmiercią, choć odniosłeś pewien efekt, bo włócznia wybiła mu z rąk tarczę, z której już raczej nie skorzysta. W kolejnym nawrocie posadził on Gryfa kilka metrów przed Tobą, a później bestia zaszarżowała na Ciebie z szeroko otwartym dziobem. -
Zdematerializował włócznię, która wbiła się w tarczę woja i wykonał chyba najbardziej ryzykowny atak w całej swojej karierze. Do lewej ręki przyzwał tarczę, a z prawej wypuścił prosto w dziób bestii kulę ognia rozmiarów otworu, po czym nie przystał ataku, za kulą ognia posyłając promień ognia. Dodatkowo, jeśli było to możliwe, postarał się przyzwać zbroję z pierścienia i przygotował tarczę na przyjęcie szarży. Nie zamierza jej blokować, w momencie ataku podskoczy i przyjmie go na tarczę, by zostać odrzuconym do tyłu. W trakcie tego “lotu” spróbuje złagodzić upadek falami ognia, widział kiedyś magów latających w ten sposób. Nie… Zabicie tego bydlaka byłoby za proste i mało nagradzające. Tak go poranię, że przestanie się ruszać i walczyć, ale nie zdechnie. Potem zdejmę jeźdźca. Następnie, po szturmie zabiorę to dwugłowe bydle na statek, gdzie będę je jednocześnie leczył i torturował. Gdy dotrę do Popielnej Grani, w ramach nagrody poproszę o przemienienie go przez Treserów w coś bardziej odpowiadającego demonicznym standardom. Będę pierwszym Jeźdźcem Demonicznego Gryfa!