Więzienie Kolonialne
-
— Zostajemy do jutra. Zabierzemy się stąd w większym składzie. — Wyszeptała do Cartera, gdy ten rozwiązywał jej więzy.
-
— Zostajemy do jutra. Zabierzemy się stąd w większym składzie. — Wyszeptała do Cartera, gdy ten rozwiązywał jej więzy.
-
Nie mógł lub nie chciał tego tu teraz skomentować, więc ledwie zauważalnie skinął głową i wyszedł, stając na warcie pod celą, jak gdyby nigdy nic.
-
Cholera! Mógł przynajmniej wspomnieć o tym, jak wygląda obecny plan! Najwidoczniej musiał to jeszcze przedyskutować z Jimem. Mimo wszystko, w razie gdyby chciał przekazać jej coś jeszcze, usadowiła się niedaleko krat, plecami do Cartera i zupełnie zwyczajnie zabrała się za posiłek.
-
//Jeśli chcesz, żeby coś z nim obgadać, to możesz mu jakoś dyskretnie dać znać.//
Cóż, znowu ciepłe, to zawsze coś, chociaż naczelnik nie zastosował się do twojej prośby o lepsze karmienie lub umyślnie kazał podać ci to samo, co wcześniej. Tak jak poprzednio, ni to dobre, ni to złe, ale sycące, pozwalało nabrać sił przed ucieczką i na pewno było o wiele lepsze niż to, czym zwykle raczono innych więźniów, tak pewnie jadali strażnicy. -
Odłożyła puste naczynia przy prętach celi, po czym kilkakrotnie delikatnie uderzyła knykciami w jeden z nich, na tyle głośno, by zwrócić uwagę Cartera, ale na tyle cicho, by inni tego nie dosłyszeli.
-
Rzucił krótkie spojrzenie w bok, na ciebie, ale nic więcej. Nie odzywał się, skoro nie było potrzeby, a czekał na to, co mu przekażesz.
- Skończyłaś już? - zapytał jeszcze w razie czego, chcąc mieć możliwość wejścia do celi bez podejrzeń innych strażników, o ile jacyś kręcili się po okolicy i mogli to pytanie usłyszeć. -
— Ta. — Odpowiedziała krótko, czekając aż wejdzie do celi.
-
Tak też zrobił. Schował do kieszeni sznury, które przecięłaś, a tymi, które się jeszcze do tego nadawały, związał ci ręce za plecami, tak jak zawsze.
- Nie rozcinaj ich, jeśli nie musisz, te nożyki są do kryzysowej sytuacji, do posiłku ktoś by cię normalnie rozwiązał. - szepnął i sięgnął po wędzidło. Przystawił ci je do ust, czekając na to, co masz mu do powiedzenia, nim je zagryziesz, a on cię znowu zaknebluje. -
— Plan? Co wymyśliliście? — Zapytała szeptem, po czym zacisnęła usta na kneblu.
-
- Jimmy i David zajmą się nowymi, spróbuję załatwić to tak, żeby przechwycili ich i dali spluwy zanim jeszcze trafią do cel. Ty, ja i reszta bez zmian. - odparł, zaciskając ci paski wędzidła z tyłu głowy. Bez zmian, czyli on miał spławić jakoś innych strażników, podrzucić ci broń, a później uwolnicie Clyde’a i Williama, uzbroicie ich i spotkacie się z resztą. Miałaś przeczucie, że mimo tego, co mówił ci wcześniej, Carter ucieknie razem z wami, jego wkład w pomoc w ucieczce tak wielu więźniów nie może zostać niezauważony. Mówił, że ceni sobie sprawiedliwość, więc pewnie zostanie samozwańczym stróżem prawa, ale że po ucieczce jego wina będzie pewna, będzie musiał najpierw zaczekać, aż przycichnie albo poradzić coś na to w inny sposób, choćby z łapówkami, ciężko wymierzać sprawiedliwość szumowinom, gdy samemu wisi się na liście poszukiwanych listem gończym. Albo ucieknie do innej kolonii, gdzie władza naczelnika i Szeryfów Oskad go nie sięgnie i jeśli odpowiednio długo się tam ukryje, a Najwyższy Protektor nie wyda polecenia Szeryfom z innych kolonii, aby go ścigać, to będzie mógł tu legalnie wrócić za kilka lat, jeśli wszystko się powiedzie. Albo dołączy do Jimmy’ego, obaj mają skłonności do balansowania na granicy jednej i drugiej strony prawa.
Gdy skończył, złapał cię jeszcze za pośladki i chwilę obmacał piersi. Na koniec złapał cię za policzki, odwracając głowę tak, aby zobaczyć oba profile. Po tych oględzinach wzruszył tylko ramionami.
- I co on w tobie widzi? - zapytał, bardziej sam siebie, bo nie mogłaś mu w końcu odpowiedzieć, i odwrócił się na pięcie, odchodząc. Krótko po wyjściu uchylił kapelusza dwóm innym strażnikom i odszedł, gdy ci stanęli na warcie pod twoją celą. Pożałowałaś, że tak szybko pozwoliłaś się zakneblować, bo mogłabyś chociaż zapytać o co mu chodziło i co, a także kogo, miał na myśli… -
// Możesz uznać te przemyślenia za rodzaj spędzania czasu, który mija. //
Jannet oparła się o ścianę celi. Kogo miał na myśli? Dobre pytanie.
Zastanowiła się, wtapiając wzrok w mętny sufit.
Jedyną osobą jaka przychodziła jej do głowy był Naczelnik. Tak, to miałoby sens. Na miejscu Cartera sama dziwiłaby się temu, że jest traktowana lepiej niż reszta więźniów, ale to było zrozumiałe, przynajmniej w pewnym stopniu. Wątpiła, że wiedział o planie Naczelnika, który właśnie w rudowłosej widział swego rodzaju kartę przetargową i nic poza tym. Z resztą, przecież nie musiał wiedzieć. Będzie mogła wytłumaczyć mu to już po ucieczce, zakładając, że nie zginą po drodze. -
Na takich i innych rozmyślaniach minęła ci godzina, może dwie, a potem zasnęłaś. Obudził cię dźwięk pałki uderzającej o kraty oraz otwieranych drzwi celi. Nim zareagowałaś, ktoś ściągnął ci więzy z nadgarstków, a później opuścił pomieszczenie, zostawiając jedynie tacę z posiłkiem. Był to jeden z dwóch pełniących wartę pod twoją celą strażników. Niestety, żaden z nich nie był tym, który był wtajemniczony w plan ucieczki.
-
Najwidoczniej zostało jeszcze trochę czasu. Z resztą, byli zależni od tego kiedy transport z więźniami Clyde’a przybędzie do więzienia, więc nie było mowy o ustalonej godzinie.
Jannet odsunęła się w głąb celi i zajęła posiłkiem, przy okazji spoglądając czy nie ma w nim żadnych, ukrytych wiadomości. Nie potrafiła ukryć przed sobą, że coraz bardziej niecierpliwiła się do, a nawet czuła narastający strach i niepewność przed tym, co miało nastąpić dzisiaj. Największą niepewną było to, czy z dniem jutrzejszym będą żywi poza murami więzienia. Cholera. Oby byli. -
Gdy tylko pozbyłaś się knebla i roztarłaś zdrętwiałą, bolącą szczękę wypatrzyłaś niewielką karteczkę. Szczęśliwie jej nie połknęłaś, choć chyba i tak będziesz musiała to zrobić, aby uniknąć jakiejkolwiek wpadki, w razie gdyby do przybycia nowych osadzonych musiałabyś znów spotkać się z naczelnikiem czy kimkolwiek innym. Karteczka była niewielka, więc i wiadomość krótka, składały się na nią cztery cyfry, jedynka, dwójka i dwa zera. Oznacza to, że inni partyzanci przybędą tu około południa.
-
Koło południa… To znaczyłoby, że jest szansa na to, że uniknie kolejnego spotkania z Naczelnikiem i co gorsza, własnymi rodzicami. Gorsze było poczucie tego, że nie wiedziała, jak dużo ta szansa na prawdę jest. Zgniotła kartkę w dłoni i no cóż… z lekkim oporem, ale przełknęła. Smak papieru może nie należał do rarytasów, ale hej, Jannet nie jest wybredna, szczególnie jeżeli od tak głupiej rzeczy mogła zależeć wolność jej i innych.
-
Na dobrą sprawę nie mogłaś wiedzieć, ile czasu zostało do południa, nie miałaś tu okna wychodzącego na zewnątrz, a i tych poza celą było niewiele, więc może być równie dobrze przedpołudnie jak i ledwie godzina czy dwie po świcie, niezbyt wiesz jak działa więzienna rutyna, to dopiero twoja pierwsza, i oby ostatnia, noc tutaj. Papier zjadłaś bez większego trudu, karteczka z wiadomością była dzięki swoim rozmiarom nie tylko łatwa do ukrycia, ale i połknięcia, Carter postanowił ci to ułatwić tak jak tylko się dało. No i nawet smak papieru był miłą odmianą od skórzanego wędzidła. Niemniej, zjadłaś tak wiadomość, jak i swoje śniadanie, więc co dalej?
-
Dalej chyba pozostawała jej czynność, którą trenowała w ostatnim czasie niezwykle często: czekanie. To czekanie jednak było gorsze, pełne niepewności, niecierpliwości i strachu o finał całej ucieczki. Jannet musiała znaleźć sobie coś, by zająć ciało i umysł przed rozpoczęciem planu. Rozciągnęła się, policzyła wszystkie pręty w jej celi zaczynając od lewej, później zaczynając od prawej, raz po raz napinała linę na swoich nadgarstkach, ćwicząc mięśnie ramion. Później spróbowała przysiadów, układała w myślach głupie rymowanki, podzieliła i skatalogowała zadrapania na ścianach. Byle do południa, Jannet. Potem będzie ciekawiej.
-
Ciężko było ci ocenić, ile czasu minęło, bo ten dłużył się niemiłosiernie nawet mimo tych wszystkich prób zabicia go. W końcu jednak mogłaś uznać, że oto nadeszła ta chwila, gdy zobaczyłaś Cartera, otwierającego drzwi celi. Szybko jednak poznałaś, że coś jest nie tak, bo był z nim jeszcze jeden strażnik, który dobył broni i wycelował ją w ciebie. W tym czasie Carter podszedł do ciebie, zawiązując mocniej więzy na nadgarstkach i kneblując ci usta wędzidłem. Jedną ręką klepnął cię w pośladek, drugą wskazał na wyjście z celi.
- Naczelnik znowu chce cię widzieć. Idziemy.
Widziałaś po nim, że chciał coś dodać, ale chyba nie był pewien jak ubrać to w słowa bez jakichkolwiek podejrzeń, więc tylko lekko skinął głową. Oznacza to, że albo wyjście do naczelnika jest pretekstem i zaraz zaczynacie akcję lub zrobicie to chwilę później. Tak czy siak, niedługo czas oczekiwania dobiegnie końca. -
Najwyraźniej coś musiało zagrać nie tak… Proste skinięcie głową z strony Cartera dodało jej nieco otuchy, ale żrące poczucie niepewności uparcie pozostawało w jej głowie. Niekoniecznie odpowiadał jej fakt tego, że teraz niemalże kompletnie polegała na prawie jej nieznanym, lewym strażniku, a dodatkowo nie mogła zbyt wiele z tym zrobić.
Posłusznie wykonała polecenie, opuszczając głowę lecz czujnie obserwując wszystko dookoła.