Więzienie Kolonialne
-
Dwa kwadranse… Szybciej niż Jannet się tego spodziewała. Kotłująca się w jej żołądku niecierpliwość rozlała się po całych plecach rudowłosej. Jeszcze tylko chwila.
Posłusznie wstała i odwracając głowę, dała się poprowadzić dwójce strażników z powrotem do celi.
-
Podczas drogi zauważyłaś, że drugi ze strażników, jeszcze młokos, ledwo co jest w stanie oderwać od ciebie wzrok, konkretniej mówiąc od twoich piersi widocznych dzięki rozpiętej koszuli. Gdy spojrzałaś na Cartera, ten mrugnął do ciebie tak, aby tamten tego nie zauważył, jakby dając ci jakiś znak. Chwilę później, już tak, aby drugi strażnik to widział, kiwnął głową, patrząc na niego. Ten zaś klepnął cię w pośladki jedną ręką, a drugą złapał za biust.
- Służę tu już od dawna, a to pierwsza kobieta od czasów Krwawej Jenny, która tu trafiła. - powiedział Carter. Słyszałaś o owej Jenny, prostytutce, która z czasem zaczęła mordować wysoko postawionych urzędników, bogatych farmerów, kupców i rancherów, zakładając nawet własny kobiecy gang, który siał spory terror na ziemiach kolonii przez dobre dwa miesiące, nim nie został powstrzymany. Większość kobiet zginęła, Jenny wraz z nielicznymi ocalałymi trafiła tutaj i zawisła kilka dni później, podobnie jak reszta. - Była cholernie ładniejsza od tej, ale na bezrybiu i rak ryba, nie młody?
- Chyba nawet naczelnik ma na nią ochotę. - rzucił tamten, nie odrywając dłoni.
- Ta, naczelnik, który już pewnie nawet nie może… Nie to co my… A jakby się wygadała, to stary albo jej nie uwierzy, albo nic z tym nie zrobi.
- Jacob, ty tak na serio? - zapytał młodzik, zdradzając ci też imię strażnika, który zaangażował się w akcję.
- Pewnie… Choćby i tu. - odparł, wskazując na jedne z drzwi. - Składzik. Jeden się zabawi, drugi stanie na warcie, a potem się zmienimy.
Widać, że młody wahał się przez chwilę, ale widocznie uznał to za dobrą okazję, którą żal byłoby zmarnować.
- Niech będzie.
- Dobra. Stań na czatach, ja na to wpadłem, więc ja idę pierwszy. - powiedział Carter i otworzył drzwi, klepiąc cię i lekko wpychając do środka. Mrugnął przy tym do ciebie porozumiewawczo po raz drugi, abyś nie pomyślała, że to na serio, teraz najpewniej wręczy ci broń i zaczniecie całą tę wielką ucieczkę. -
Gdyby nie znała prawdziwych zamiarów Cartera, to ta dwójka w życiu nie dałaby rady zaciągnąć jej do środka. Ale skoro los dawał im taką okazję do rozpoczęcia akcji, to stawiając tylko słaby, pozorny opór, weszła do pomieszczenia.
“— Cholera, dziewczyno. Ruszamy. —” Pomyślała, wchodząc do składziku. -
Niestety, nie był to składzik broni, chyba że chcesz każdego napotkanego wroga okładać wiadrami, mopami, szmatami czy miotłami. Carter przez chwilę rzeczywiście cię obmacywał, ale przestał, gdy usłyszał kroki na korytarzu, które zwiastowały, że młody rzeczywiście poszedł na czaty i przestał podglądać, po czym wyjął z kieszeni twój scyzoryk i ci go podał, abyś mogła skryć go za plecami i rozciąć swoje więzy.
- Nie dałem rady przenieść tu całej zawartości kufra, ale ukryłem w pomieszczeniu kilka rewolwerów, nóż, obrzyn i amunicję do tego wszystkiego. - powiedział i sięgnął do drugiej kieszeni, z której wyjął klucz, kładąc go pod jednym z wiader. - Otworzysz tym cele swoich kumpli i wszystkie inne. Sporo tu kanalii i większość powinna zdechnąć, ale im więcej ich wypuścisz, tym mniej strażników będzie nam przeszkadzać, wyłapując ich. Dostaniesz się tam tym korytarzem, idź prosto, później w lewo, jeszcze raz w lewo i schodami na dół. Młodego próbowałem zwerbować, nie udało się. Zabij go, ogłusz, cokolwiek, a później idź. Zajmę się ciałem i pójdę na plac, Jimmy i David powinny być gotowi. Gdy do nas dołączysz, pewnie będzie trwać już strzelanina, także biegnij z tamtymi jak najszybciej, mamy wozy i konie, zadbamy też o to, żeby nie zamknęli bramy. Na zewnątrz czeka Hugh, stary snajper, sprzątnie strażników w wieżach, na murach i wszystkich tych, którzy spróbują rzucić się za nami w pogoń. Dołączy do nas na równinach, tam wszyscy się spotkamy i rozdzielimy. Pojedziemy do domu Jimmy’ego w kilku grupach, przy okazji zacierając ślady.
Wszystko to mówił szybko i szeptem, Nie zapytał cię, czy wszystko jasne lub czy masz jakieś pytania, bo nie było na to czasu. I nawet, dla pozorów, nie zdjął ci knebla. Jakieś palące kwestie możecie zawsze obgadać, gdy się uwolnisz i załatwisz tamtego strażnika. Tymczasem Carter wyszedł, zostawiając uchylone drzwi, dzięki czemu słyszałaś ich rozmowę:
- Tak szybko?
- Szczerze? Nie wiem czy da się dłużej. Albo po prostu się starzeję. No, twoja kolej, młody, przypilnuję, żeby nikt cię nie przyłapał.
Po tych słowach młody strażnik wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Obie jego dłonie wylądowały na twoim biuście, po chwili jedną przeniósł też na pośladki. -
"— No to jazda. "
Wytrzymała już tyle, że to nie robiło jej większej różnicy. Dała młodemu kilka chwil, by się nieco rozzuchwalił i zupełnie zapomniał o swojej roli. Po tym zwyczajnie wlepiła kolano wprost w jego krocz i bez chwili postoju wykorzystała przewagę w wadzę, by przydusić chłopaka do podłogi, napierając na jego pierś. Po tym szybko dokończyła sprawę uderzeniem głową i zajęła się rozcinaniem więzów, ściągnięciem knebla i wyposażeniu się w całą broń i amunicję, jaką zostawił tutaj Carter.
-
Poszło zaskakująco sprawnie i szybko, chłopak w ogóle nie spodziewał się tego wszystkiego i jego obezwładnienie nie mogłoby być łatwiejsze. Równie łatwo i szybko odnalazłaś całą broń, jaką zostawił ci mężczyzna, był to wspomniany już obrzyn, nóż oraz trzy rewolwery: Dwa Smithsony i jeden Webley Mark IV. Carter musiał usłyszeć całą tą kotłowaninę, ale gdy wszedł do środka, było już po wszystkim.
- Zostaw tu liny i knebel, schowam je gdzieś. Nie zapomnij klucza i idź, zajmę się nim. - powiedział szybko, chyba z lekką ulgą widząc swojego niedawnego kompana tylko nieprzytomnego, a nie martwego. -
— Kapuję. — Odpowiedziała krótko i rzuciła swoje pęta na podłogę. Nachyliła się po klucz, zapięła koszulę chociażby na jeden guzik, a do kieszeni upchała broń i amunicję, poza Webleyem i Obrzynem, które załadowała i wzięła w dłonie. Dobrze jest być oburęcznym strzelcem. Nóż wetknęła za pas, a złożony scyzoryk schowała pomiędzy tymi atutami, które tak przyciągnęły uwagę młodego strażnika. Jeszcze tylko skinęła Jacobowi, rozejrzała się dla pewności, że korytarz jest czysty i ruszyła drogą wskazaną przez lewusa. Spieszyła się, ale pozostawała czujna, będąc gotową do pozbawienia przytomności strażników, których mogłaby napotkać po drodze, a których nie sposób ominąć. Najlepiej bez wystrzału ani krzyku.
-
Nie wiedziałaś jakie były w tym zasługi pozostałych, czy Carter tak dobrze znał rozkład wart, czy wszyscy byli gdzieś indziej, ale nie napotkałaś nikogo po drodze, co można uznać za niewiarygodny fart. Dotarłaś na miejsce bez trudu, pod tobą i nad tobą były kolejne piętra z celami, a tutaj ustawiono ich wiele rzędów, każda zajęta. Teraz tylko znaleźć te odpowiednie, wypuścić kogoś dla odwrócenia uwagi i nie dać się złapać przez innych więźniów, którzy narobią hałasu.
-
Wolała zacząć od znalezienia celi Clyde’a i Davida, nie mogła przewidzieć tego jak zachowają się inni więźniowie, a w jej przeświadczeniu o wiele szybciej mogliby zostać odkryci, gdyby rozbiegli się po cytadeli. Nadała sobie szybszego tempa i choć już po chwili zaczęła sapać, to wiedziała, że teraz nie ma chwili do stracenia. Od razu szukała między kratami znajomej twarzy przywódcy rebelii i jego młodszego kolegi.
-
//*Williama, nie Davida.//
Chwilę ci to zajęło, ale w końcu odnalazłaś obu. Byli w celach obok, jednakowo przybici, bo wiedzieli, że czeka ich tylko stryczek, ale nie widziałaś w ich twarzach, aby żałowali czegokolwiek, co zrobili. Ale tylko ślepy nie widziałby tego zdziwienia obu na twój widok, bo zapewne byłaś ostatnią osobą, jaką spodziewali się tu zobaczyć. Zwłaszcza z bronią i kluczem do cel, a nie w charakterze koleżanki z celi obok. -
// Zawsze mi się mylą. //
— Stęskniliście się? — Rzuciła, przybierając słaby uśmiech.
Od razu wyszarpnęła klucze i otwarła celę, po czym bez wahania wręczyła im obu Smithsony.
— Zabieramy się stąd, już. — Odsapnęła. — Idziecie ze mną, na plac.
-
Mieli pewnie całą masę pytań, ale nie musiałaś im tłumaczyć, że na to przyjdzie pora później. Zabrali broń i amunicję, odbezpieczyli rewolwery i byli gotowi, czekając na twoje polecenia.
-
— Posuwamy się w kierunku wyjścia na plac. — Poleciła, wskazując dłonią orientacyjny kierunek. — Ja otwieram cele, wy osłaniajcie, miejcie oko na strażników.
Jak powiedziała, tak też zrobiła. Zaczęła po kolei, systematycznie otwierać cele. Większe zamieszanie sprzyjało im, przynajmniej wedle słów Cartera. -
Więźniowie też nie pytali, korzystali z okazji i uciekali samotnie, parami i małymi grupkami. Tylko kilku zostało, chcąc iść z wami lub dostać jakąś broń. Clyde i William spojrzeli na ciebie niepewnie, nie wiedząc, czy powinni poszczuć ich rewolwerami, czy czekać, aż się zgodzisz.
-
Jannet wiedziała, że Jimmy i Carter nie przewidzieli dodatkowych łbów podczas planowania ucieczki. Nie ma mowy.
-- Jesteście wolni, wykorzystajcie to jak najlepiej. Ale to może się wam przydać. – Wyciągnęła nóż zza pazuchy i rzuciła go stojącemu najbliżej. – Powodzenia.Po tym, nie oglądając się na nich, ruszyła wraz z Williamem i Clyde’em na plac, tak jak było w planie. Obrzyn i rewolwer w gotowości.
-
Załapali aluzję i udali się w inną stronę. Podczas podróży korytarzami więzienia napotkałaś pierwszy problem, słysząc rozmowę dwóch strażników za rogiem. Jeszcze was nie zauważyli ani usłyszeli, daje wam to jakieś możliwości na zareagowanie, ale możesz spodziewać się, że kolejni już będą gotowi i nie dadzą się tak zaskoczyć, strzelając jako pierwsi.
-
Gestem dłoni zatrzymała kompanów i dyskretnie wskazała im, by nie wydawali żadnych odgłosów. Cholera, nie miała zamiaru ujawniać się tak szybko, strzały wszystko by utrudniły.
— Słuchajcie. — Wyszeptała do rebelianta. — Ściągniemy ich tutaj. Ja ustawię się przy ścianie i zdejmę pierwszego, gdy tu zajrzy, a ty William zajmiesz się drugim. Clyde, ty musisz ich tutaj przyciągnąć, kapujesz? Tylko co by… mam! Zacznij mówić, jakbyś rozmawiał z znajomym strażnikiem. Powiedz, że Naczelnik chce obciąć pensję, czy coś. Pasuje?
Jeżeli jej plan spotkał się z aprobatą, to zajęła swoje miejsce i przygotowała się do obezwładnienie strażnika, po przez szybkie zaaranżowanie mu najpierw spotkania z ścianą, a później jego potylicy z kolbą obrzyna.
-
//Nie napisałem tego wprost, mój błąd, ale chodzi o to, że ci strażnicy są za daleko na cichy wariant i trzeba ich zastrzelić lub najpierw zwabić na bliższy dystans.//
-
Na dobrą sprawę wystarczyłoby, żeby któreś z was pokazało im się i coś krzyknęło albo machnęło rękoma, chociaż wtedy mogliby strzelać. W ten sposób zaś podeszli i udało się ich zdjąć cicho i bezproblemowo.
-
Jannet zabrała ich broń i amunicję. Na razie szło dobrze, jednak jeszcze nie mogła o niczym mówić. Oddała jeden z rewolwerów strażników Williamowi, po czym ruszyli dalej w kierunku placu.