Więzienie Kolonialne
-
//Generalnie to największa walka toczy się na samym dziedzińcu, tam jest więcej strażników, ci tutaj po prostu zorganizowali osłony i zza nich prują do wrogów. Pewnie myśleli, że tamci będą chcieli wejść do środka i uwolnić wszystkich więźniów czy coś i dlatego spróbowali zablokować im dostęp.//
-
Na całe szczęście tutaj mogli już zrezygnować z pozostawania w ciszy. Zaczynała się jatka. Kiwnęła głową, mierząc z Webley’a do trzeciego strażnika. Po strzale od razu przeniosła muszkę na rannego i opatrującego, gotowa do strzału gdyby tamci tylko spróbowali sięgnąć po broń.
-
Nim zdążyli zareagować, wszyscy trzej padli martwi. Dwaj pozostali nie sięgali po broń. Ten ranny nie mógł, nawet gdyby chciał, z kolei drugi, który go opatrywał, przerwał i podniósł ręce do góry, licząc na to, że okażecie im łaskę.
-
-- Trzymaj ich na muszce. – Poleciła krótko Williamowi, a sama podbiegła do barykady i wyjrzała na zewnątrz. Jak wyglądała sytuacja na dziedzińcu? Czy gdzieś było widać Jimmiego, Davida albo Cartera?
-
Było widać tak ich, jak i kilku partyzantów, kryjących się za stodołą, gdzie czekały wozy i konie, oraz prowizorycznymi barykadami. Widziałaś trupy kilku partyzantów i strażników, wielu jednak wciąż żyło i strzelało zajadle, choć byli bardziej rozproszeni. Na twój widok Jimmy machnął ręką i krzyknął coś, czego nie usłyszałaś przez głośne odgłosy strzelaniny.
-
// Stodoła jest po drugiej stronie dziedzińca? I Jimmy też jest za stodołą?
-
//Stodoła jest tuż obok bramy, ale tak, po drugiej strony. Jimmy chowa się za prowizoryczną barykadą, ale ta jest tuż obok stodoły.//
-
Odmachała mu. Choć sama się tego nie spodziewała, to wyjątkowo cieszył ją jego widok. Jak dobrze pójdzie, to może jeszcze później będzie miała okazję dotrzymać swoich obietnic.
— Spróbujemy przejść na drugą stronę krańcem dziedzińca. — Powiedziała, odwracając się do dwójki. — Stamtąd będzie już z górki.
Zaczęła wcielać plan w życie, powoli przechodząc na drugą stronę, wykorzystując zamieszanie i barykady do jak najbardziej skrytego przekradnięcia się na drugą stronę, idąc prawym krańcem placu. Wolała nie marnować bez potrzeby amunicji i uwagi strażników, oszczędzając ją tylko dla tych, którzy zainteresują się nimi.
-
Choć plan był dobry, to dość szybko spalił na panewce, strażników było wielu i byli tak rozproszeni, że nie dało się ich omijać. Szczęśliwie gdy jeden z nich was zauważył, mieliście się gdzie skryć, jednak nie pokonaliście nawet dziesięciu metrów odległości dzielącej was od reszty uciekinierów. Strażnik ten, a wraz z nim czterech innych, zaczęło strzelać do was z rewolwerów, karabinków i strzelb, skutecznie przyduszając was do ziemi czy też osłony.
-
-- Cholera… – Przeknlęła, odwzajemniając kilka szybkich strzałów Webleyem. Czy partyzanci mieli szansę na zamknięcie strażników w ostrzale z dwóch stron?
-
Przynajmniej części z nich, ale i tak mielibyście wciąż większość po twojej prawej i kilku kolejnych po lewej. Twój ostrzał nikogo nie trafił, a przeciwnicy schowali się za osłonami, choć teoretycznie potężny nabój tego rewolweru mógłby zabić strażnika, przebijając osłonę.
-
// Czekaj, bo się chyba pogubiłem. Dlaczego mam ich z dwóch stron? Poszedłem samym krańcem dziedzińca, czyli chociaż z jednej strony powinienem mieć ścianę, tak?
-
//Do muru przylegają różne budynki, jak choćby tamta stajnia, więc nie da się iść stricte przy nim. To właśnie w tych budynkach, w okolicy drzwi lub okien czy za ich rogami, czai się kilku strażników, którzy tam akurat przebywali, choć większość jest zgromadzona z drugiej strony, pojedynczo czy w małych grupach, na samym dziedzińcu.//
-
// Kumam. //
-- Spróbuję ich z tamtąd wykurzyć. Strzelajcie, gdy tylko wybiegną. – Przekazała towarzyszom i lekko wychynęła wzrokiem zza barykady, spoglądając na osłonę strażników na ich drodze. Nie wychylając się wycelowała w nią z Webleya i posłała im cały bęben, co strzał nieco zmieniając ustawienie lufy, by ostrzałem pokryć jak największą część ich zasłony.
-
//Teraz ja mam pytanie: Strzelasz do tych na dziedzińcu czy w budynkach?//
-
// W budynkach, tych co przydusili nas do ziemi i osłony //
-
//W takim razie przez budynek się nie przestrzelisz. Wiem, że pisałem o przebijaniu się pocisków z tej broni przez osłony, ale miałem na myśli te, za którymi skryci się strażnicy na dziedzińcu, prowizoryczne i wykonane głównie z drewna.//
-
// No to ciul, strzelam do tych na dziedzińcu. //
-
Sama zabiłaś lub ciężko zraniłaś dwóch, kolejni trzej zostali zabici czy dotkliwie postrzeleni przez twoich kompanów. Jimmy, David i pozostali też starali się robić, ile się da, więc nacisk na was trochę zelżał, przynajmniej od strony dziedzińca. Strażnicy zaczęli się stąd wycofywać, strzelając już z dalszej odległości, i kryć się po budynkach, gdzie nie byli aż tak narażeni. Widziałaś też kilku, którzy usiłowali strzelać do was z góry, z murów i wież, ale nim zrobili cokolwiek, padali tam trupem lub spadali na ziemię. Hugh, tak jak zapowiedział Star, miał na was oko z jakiegoś punktu na Wielkich Równinach i pozbywał się wszystkich, których tylko mógł trafić.
-
Jannet, widząc odwrót strażników, machnęła dłonią na Clyde’a i Wlilliama.
— Chodźcie, mamy szansę. Przebiegniemy do kolejnej barykady i tam zobaczymy, co dalej. — Mówiąc, przeładowała bęben Webleya. — Osłaniamy się, uważajcie na strzelców w budynkach. Clyde. — Spojrzała na przywódcę rebeliantów i podała mu załadowanego Webleya wraz z amunicją. — Jesteś tutaj najlepszym strzelcem, wykorzystasz go lepiej, niż ja.Sama dobyła Smithsona zabranego powalonym wcześniej strażnikom. Po tym wychyliła się by zobaczyć czy przebiegnięcie do kolejnej barykady jest możliwe bez zostania podziurawionym i jeżeli tak było, a jej towarzysze nie mieli żadnych pytań, właśnie tam ruszyła.