Więzienie Kolonialne
-
Wszystkie kolory momentalnie odpłynęły z twarzy Jannet.
— Jim! — Wrzasnęła.
Od razu pobiegła, przyklękając obok niego na jedno kolano. Złapała go ostrożnie pod ręce i pomogła wstać. Jeżeli został postrzelony, nie mogli opatrywać go przed bramami twierdzy pełnej wroga. Szybkim tempem poprowadziła go do jednego z wozów, podtrzymując go, byle by nie upadł po raz drugi.
— Co jest?! — Zapytała go idąc do wozu. Zaczęła panikować. -
- Fart mi się skończył. - odparł, jak gdyby nigdy nic, swoim beztroskim tonem, z uśmieszkiem na twarzy, choć sam uśmiech był o wiele słabszy, a głos cichszy. - Ale spokojnie - zakasłał - odnawia się po każdym trafieniu.
Żaden strażnik nie był na tyle głupi, aby spróbować wejść na mur czy wieże, aby do was strzelać, wsparcie snajpera skutecznie ich zniechęcało.
- Właźcie na wóz, raz! - krzyknął do was David, pomagając ci nieść rannego.
Choć nikt nie zagrażał wam teraz, to kwestią godziny lub kilku było uporanie się z, i tak niewielkimi, zamieszkami w więzieniu i wysłanie silnej grupy pościgowej, aby wszystkich was zabiła lub w najlepszym razie sprowadziła z powrotem. A fakt, że wokół są Wielkie Równiny, gdzie ciężko znaleźć schronienie, sprawia, że lepiej, żebyście byli daleko poza zasięgiem wzroku wszystkich strażników, którzy spróbują was pochwycić. -
— Gdzie? — Zdążyła jeszcze zapytać go wpół-oddechem. Usadziła Jima na wozie, po czym sama wskoczyła na pokład. Od razu klęknęła przy nim. Gdzie go postrzelili?! Zacisnęła pięści, w panice rozglądając się za krwią.
-
Tamci ruszyli tak szybko, jak tylko się dało, z każdą chwilą oddalając się od więzienia. Usłyszałaś kilka oddanych z daleka, zapewne przez Hugh, strzałów w kierunku więzienia, a kątem oka wychwyciłaś jego sylwetkę na koniu, gdy zbliżał się do was. David pomógł ci z Jimmym, rozbierając go do pasa. Poza dziwnymi tatuażami zauważyłaś tam ranę, kula weszła jego prawym bokiem i wyszła pod kątem plecami. To, że przeżył, zakrywa na cud, bo pocisk najwidoczniej ominął wszystkie ważniejsze organy. Rewolwerowiec krwawił, ale chyba nie było to nic wybitnie poważnego, David nie miał na twarzy ani śladu paniki, zabierając się za opatrywanie kompana. Czyli nie było to nic poważnego, na szczęście. Lub po prostu dobrze udawał i maskował rzeczywiste emocje.
-
W wypadku Jimmiego obie te wersje mogły być równie prawdziwe, jednak fakt tego, że rana rzeczywiście nie wyglądała na szczególnie groźną, uspokoił ją. Najwyraźniej rewolwerowiec jednak miał jeszcze trochę szczęścia w zapasie.
Pomogła Davidowi z opatrywaniem rannego. -
Uwinęliście się z tym szybko, a Jimmy zasnął. Jego płytki oddech uspokajał was, że żyje i najpewniej jeszcze pożyje. Po przejechaniu jakichś ośmiu lub więcej kilometrów, grupa zatrzymała się. Jeden z partyzantów powiązał ze sobą wszystkie konie i wziął lejce wozu, zostawiając was bez środka transportu. Przynajmniej w teorii, bo wystarczyło przejść niecały kilometr, gdzie czekał kolejny wóz i kolejne wierzchowce, gdzie przenieśliście kufer, zapas broni i amunicji, prowiant na drogę, wodę, medykamenty i tak dalej, nieopodal małego strumyka, który ciągnął się przez równiny na jakieś dwa kilometry.
- Nie wychwycą naszych śladów. - od razu załapał William.
- Ano. Czy tylko tamten sobie poradzi? - zapytał David, kierując wzrok na Clyde’a.
- Wiem, że nie wygląda: chudy, blady i raczej mizerny. Ale uwierz, że ma łeb na karku i gdy trzeba, to na polu bitwy staje się prawdziwą bestią. Zmyli ślady tamtym i dołączy do nas w punkcie zbornym.
Najwidoczniej deklaracja starego wyjadacza spośród partyzantów przekonała wszystkich na tyle, że nie mieli żadnych obiekcji, wsiadając na wóz lub konie. -
I Jannet weszła na jeden z wozów, skinąwszy głową Clydeowi na pożegnanie.
-
Ten post został usunięty!
-
//Chyba niedokładnie to opisałem, ale chodzi o to, że jeden z partyzantów zabrał konie i wóz, żeby zmylić pościg i ma dołączyć do was na miejscu. Pozostali partyzanci, Hugh, Clyde, David, William i Jimmy udali się po zapasowy wóz i konie i razem jadą do jakiejś kryjówki.//
Ruszyliście dalej, dostosowując tempo do najwolniejszych, czyli wozu, na którym leżał Jimmy i siedziałaś ty, a którym powoził David. Nie miał on z tym wiele roboty lub widocznie nawykł do takiego prowadzenia pojazdu i nawet nie zbliżając się do ryzyka kolizji odwrócił się i spojrzał przez ramię na ciebie i Stara, po chwili wyciągając z kieszeni płaszcza piersiówkę.
- Jimmy miał ci to oddać, ale chyba nie obrazi się, jeśli zrobię to w jego imieniu. - powiedział, upijając łyk. Rzucił ci ją i odwrócił się, wracając do powożenia. Ty zaś zorientowałaś się, że była to ta sama piersiówka, którą zabrał ci w pobliżu Imperium Jimmy i pozostali najemnicy, gdy schwytali cię i mieli dostarczyć do Szeryfa. -
// Hmm, chyba kumam. //
Chwyciła ją w dłonie i przyjrzała się. Obróciła ją kilka razy w dłoniach. Oddał jej piersiówkę, co w tym wielkiego? A jednak Jannet z jakiegoś powodu szukała w tym geście czegoś jeszcze. Od dłuższego czasu nie wiedziała co myśleć o leżącym obok rewolwerowcu. Najpierw zdradził jej zaufanie i wywiózł Patricię nie wiadomo gdzie, dając rudowłosej tylko swoje słowo, któremu nie mogła w pełni zawierzyć… Ale potem wyciągnął ją z więzienia i to dwukrotnie. Ryzykował życiem, żeby wszystkich stąd wydostać.
Spojrzała jeszcze raz na piersiówkę, po czym przeniosła wzrok na Jimmiego. Przejechała dłonią po twarzy. Dlaczego, do jasnej cholery, nie potrafiła się zdecydować?!
Rozchyliła palce i ponownie zerknęła na niego. Jego oddech wciąż był płytki? Sprawdziła także opatrunek, by upewnić się, że nie przesiąkał krwią i nie wymagał wymiany.
-
Wszystko było z nim w porządku, bo może i jego stan się nie poprawił, to jednak był stabilny i to było najważniejsze, nie wymagał teraz żadnej dodatkowej opieki.
- Jeśli masz zamiar się tak na nią gapić, to mi ją oddaj. - burknął David. - Jimmy wlał tam chyba whisky za kilka srebrników, jeśli nie chcesz spróbować, a raczej warto, to ja sobie chętnie chlapnę. -
— Dobra, już no… — Odmruknęła i odkorkowała manierkę, podniosła do ust i… zawahała się. Czy powinna teraz? Wciąż byli daleko od bezpiecznego schronienia, w każdym momencie gdzieś z tyłu mógł pojawić się pościg. Miała ochotę, ale… Zakręciła nakrętkę i rzuciła piersiówkę prosto do rąk Davida.
-
Odwrócił się do ciebie plecami ponownie i w takiej pozycji uniósł piersiówkę do ust. Minęło kilka godzin, zrobiliście krótki postój, zmieniliście bandaże Jimmy’ego i gdy David znów wręczył ci trunek, nic nie stało na przeszkodzie, aby się napić.
- Kimkolwiek jest ten partyzant, Clyde nie kłamał, bo chyba koncertowo wyprowadził wszystkich w pole. -
— Obyś miał rację. — Odpowiedziała krótko Jannet, której głowę raczej zaprzątywały teraz inne sprawy, martwiące ją. Poza tym nie wiedziała na ile mogła wierzyć w to, że pościg tak łatwo połknął przynętę. Jednak teraz już poczuła się swobodniej i choć z początku się zawahała, to po tym chętniej odkorkowała piersiówkę i pociągnęła łyk. Z początku tylko jeden, mały, dla smaku, ale szybko uzupełniła to drugim, znacznie sumienniejszym.
-
Jechaliście jeszcze jakiś czas, prowadząc pogawędki o wszystkim i niczym lub milcząc. Im więcej czasu mijało, tym bardziej tobie kręciło się w głowie, a twoje powieki były coraz cięższe. W pewnym momencie przymknęłaś je tylko na chwilę, jak ci się zdawało, a obudziłaś się po przynajmniej kilku godzinach i to nie w takim stanie, w jakim byś sobie tego życzyła… Nie miałaś pojęcia dlaczego to zrobili i czy było to ukartowane od początku ani nawet kto za tym stał (jeśli Jimmy, to musiał mieć to w planach od dawna, bo jeszcze nie odzyskał przytomności, gdy ty swoją straciłaś). Ale nie było to istotne. Gorzej, że znalazłaś się w tej sytuacji i niewiele mogłaś na to poradzić. Obudziłaś się bowiem w znajomym kufrze, a pierwsze, co poczułaś, to równie znajomy, co nieprzyjemny, smak skóry w ustach i ból rozwartej szczęki, co oznaczało kneblujące je wędzidło. Ból w rękach i nogach również był spory, musiałaś być związana jakiś czas, a tamci widocznie nie mieli zamiaru dać ci szansy na ucieczkę, bo skrępowali ci ręce w nadgarstkach, ramionach i przedramionach, a nogi w kostkach, łydkach i udach. Dodatkowo sznurem połączono pęta na kostkach i nadgarstkach, co jeszcze bardziej utrudniało ci uwolnienie się czy poruszanie. Sprawę pogarszała też ciemna szmata na oczach, przez którą nie widziałaś kompletnie nic. Po chwili udało ci się też zarejestrować inne szczegóły, mianowicie znów rozpiętą koszulę, brak jakiejkolwiek broni gdziekolwiek przy sobie czy fakt, że wóz, na którym znajdował się kufer był w ruchu.
//Miałem rozwinąć to na kilka postów, ale nie odpisywaliśmy tu tyle, że uznałem, że wyjaśnię wszystko po zmianie tematu. Napisz tu jeszcze raz i robimy zmianę na ten nowy temat z plantacją.// -
-- Kuchfa. – Mruknęła przez knebel. Oczywiście, że współpraca z nim tak się kończy, nawet gdy ratujesz mu życie. Peeeewnie… Co teraz? Więzienie za dobrą opłatą? Czy może powtórka z rozrywki i odstawią ją na środku jakiegoś wygwizdowia?
" – Naiwna jesteś, Jen. --" Skarciła się w myślach.
Mimo wszystkiego spróbowała szczęścia. Napięła mięśnie ramion, pociągnęła sznur w przeciwne strony, licząc na to, że zdoła rozerwać więzy lub je poluźnić. -
Nie dało to absolutnie nic ani teraz, ani za żadnym kolejnym razem. Ale po jakimś czasie, kilku lub więcej godzinach, ciężko powiedzieć, wóz wreszcie się zatrzymał, a wieko kufra zostało otwarte.
//Zmiana tematu. Zacznę ci na Plantacji Fitzsimmonsów.//