Więzienie Kolonialne
-
— Kumam. — Powiedziała i zacisnęła zęby na węzidle. — Mfiejmy szo sza schobą. — Dokończyła, ale jej słowa zostały zniekształcone przez knebel.
Po tym posłusznie dała się poprowadzić strażnikowi od siedmiu boleści do celi, nie chcąc przedłużać całego procesu. Im szybciej stąd wyjdą, tym lepiej. -
Nim wyszliście, mężczyzna zadbał jeszcze o to, aby zadana scyzorykiem rana i prowizoryczny opatrunek nie rzucały się za bardzo w oczy oraz schował do kufra przecięte sznury i szmatę, którą zawiązywano Ci oczy. No i rzecz jasna zacisnął z tyłu Twojej głowy paski wędzidła. Na koniec schował scyzoryk do kieszeni i zamknął kufer, a Ciebie wyprowadził z pomieszczenia z lufą rewolweru przy plecach. Podczas przejścia do celi musiałaś znosić różnorakie okrzyki tak strażników, jak i osadzonych, ale w końcu dotarłaś do swojej celi, niewielkiej i pozbawionej wygód, jak wszystkie inne tutaj, ale przynajmniej była jednoosobowa. Strażnik mrugnął do Ciebie okiem i zamknął za sobą drzwi, chowając klucze do kieszeni i odchodząc.
-
Dobrze, do tego momentu poszło “gładko”, choć Jannet o wiele bardziej wolałaby nie mieć na rękach więzów, a w ustach knebla. Rozejrzała się po celi. Był tu jakiś ostry kąt, na którym mogłaby je przeciąć?
-
Nie było tu absolutnie nic, co ułatwiłoby więźniom ucieczkę czy okaleczenie się (bo to mogło być przepustką do lazaretu w więzieniu lub lekarza poza nim, skąd łatwiej uciec), ale to nawet dobrze, że nie miałaś jak spełnić tego planu, bo miałaś przeczucie, że gdyby naczelnik chciał, abyś nie była związana i zakneblowana podczas pobytu w celi, to przekazałby to strażnikowi. Jednak tak się nie stało, a on raczej nie pominąłby tego, skoro mogłoby to o wiele ułatwić całą akcję. Tak czy siak, lepiej chyba nie kombinować, nawet jeśli pozbędziesz się więzów za wcześnie, to tuż przed akcją możesz zostać o wiele dokładniej związana, przez co nijak uciekniesz ani nie ułatwisz ucieczki reszcie.
-
Właściwie racja… Teraz pozostało jej jedynie poczekać na działania z strony przyjaciela Jimmiego. Oby okazał się szybszy niż Naczelnik i jej matka z ojcem, ostatnim, czego Jannet teraz chciała było spotkanie z nimi.
Korzystając z tego, że jej nogi były wolne, ułożyła się (w miarę możliwości) wygodnie w celi i postarała zdrzemnąć, by odzyskać nieco sił po niezbyt komfortowej podróży. -
Z tego co mówił sam naczelnik, o ile była to prawda, to list do rodziców wyśle dopiero dziś wieczorem, a zależenie od tego, czy użyje gołębia lub gońca, zajmie to najpewniej kilka dni, nawet jeśli wiadomość będzie gnać, ile się da, w obie strony. Mógł też wysłać telegram, to na pewno przyspieszy cały proces, ale i tak nie masz co się tym aż tak martwić, Jimmy i reszta zapewne zaczną akcję tak szybko, jak tylko się da.
Ciężko raczej spać z więzami na rękach i kneblem w ustach, ale już tak do tego przywykłaś, że nie zrobiło to aż tak dużej różnicy, jeśli dodać do tego też zmęczenie. Obudziłaś się później, zapewne po kilku godzinach, sądząc po tym, jak bardzo zdrętwiały Ci dłonie i szczęka, a obudziło Cię stukanie strażnika drewnianą pałką o kraty celi, choć dość szybko po tym odszedł, więc nie był to pewnie ten, który był wtajemniczony w cały plan. -
Nie, ale pamiętając słowa strażnika lewusa, i tak niechętnie zsunęła się z pryczy i obrzuciła wzrokiem okolicę krat. A nóż zostawił jakąś wiadomość?
-
Niestety nie, najwidoczniej była to tylko typowa dla strażników złośliwość, gdy nie mogli sobie odpuścić obudzenia śpiącego w dzień więźnia.
-
Eh… W takim razie powróciła na prycz, choć już nie miała zamiaru spać. Nie miała także niczego innego do roboty, więc z nudów przyjrzała się sufitowi. Z nudów zaczęła liczyć rysy na nim.
-
Nie było to zbyt ciekawe, a i rys do liczenia nie było niestety za wiele. Na szczęście nuda nie trwała aż tak długo, bo w końcu usłyszałaś szczęk przekręcanego w zamku klucza.
-
Poniosła głowę by przyjrzeć się osobie przy kratach.
-
Był to z pewnością jakiś strażnik, w końcu nikt inny nie miałby klucza do Twojej celi, ale nie ten, który Cię tu przyprowadził i był wtajemniczony w całą akcję. Na metalowej tacy wniósł miskę z parującą jeszcze zawartością, sztućce, kubek i jakiś dzbanek, stawiając to w pobliżu wejścia i zbierając się do wyjścia.
-
Mruknęła zza knebla wskazując wzrokiem i gestami na swoje usta. Jak niby miała jeść z szmatą w nich?!
-
Strażnik doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ale widocznie nie miał zamiaru pozbawić Cię wędzidła od razu.
- Niezbyt rozumiem. - odparł, cofając się od drzwi i krzyżując ramiona na piersi z głupkowatym uśmieszkiem na twarzy. - Możesz jaśniej? -
Przewróciła okiem. Oczywiście, musiała trafić na gościa, któremu zdecydowanie nudzi się w pracy. Z jednej strony nie zamierzała się dopraszać, ale z drugiej odczuwała narastającą pustkę w żołądku.
Ponownie skinęła głową na swoje dłonie, tym razem dosadniej. -
W końcu podszedł i poluzował więzy na Twoich rękach. Pewnie wiedział, jaką masz reputację, a może i widział, do czego jesteś zdolna, dlatego tylko je poluzował, a nie rozwiązał, bo nie chciał przy okazji oberwać, zwłaszcza, że przy okazji obmacał jeszcze Twoje piersi, nim pospiesznie ulotnił się z celi.
-
W myślach tylko poprosiła Jimmiego i jego kolegę, by czym prędzej zaczęli realizację planu.
Czy z tak poluźnionymi więzami potrafiła wyjąć knebel z ust? -
Po chwili szamotania się zdołałaś uwolnić dłonie, a gdy odzyskałaś w nich czucie, co nie trwało zbyt długo, mogłaś spróbować rozplątać paski wędzidła z tyłu głowy, ale jeśli to nic nie da, możliwe, że będzie potrzebna pomoc jakiegoś przechodzącego obok strażnika.
-
Jannet nawet nie myślała o dopraszaniu się o pomoc. Nie była takim typem osoby.
Sięgnęła za głowę i spróbowała rozplątać wędzidło, choćby miało to zająć ładny kawałek czasu. -
Trwało to dość długo i w pewnym momencie miałaś wrażenie, że i tak męczysz się bez sensu, bo w każdej chwili możesz zostać ponownie zakneblowana, mimo to posiłek i choć chwila odpoczynku od wędzidła zbyt kusiły, toteż w końcu udało Ci się pozbyć knebla z ust.