Zielona Zatoka
-
W tym czasie Tissaen pociągnęła jeszcze solidny łyk wina prosto z butelki i zajrzała do kufra, w którym wedle słów kapitanero miały być “babskie ciuszki”.
-
I rzeczywiście były, a pod tym nieprecyzyjnym określeniem gobliński pirat na myśli miał rozmaite stroje. Głównie były to suknie, od tych najprostszych, noszonych przez chłopki i mieszczanki, przez o wiele bogatsze, zdobione, z materiałów takich jak bawełna czy jedwab. Były to stroje typowo verdeńskie, znacznie bardziej skąpe były te z Nirgaldu, z racji panującego tam klimatu, choć te były już o wiele bogatsze. Poza tym były tam kompletnie kuse stroje, przeznaczone chyba typowo dla niewolnic. Dochodziły do tego różne dodatki i nieco biżuterii, której kapitan z jakichś przyczyn jeszcze nie spieniężył. Problemem będzie to, że większość strojów wymaga poprawek, w końcu nosiły je przeważnie ludzkie kobiety lub Elfki, ty zaś jesteś Goblinką, do tego dość niską jak na standardy swojej rasy.
-
Odrzuciła je z złością, nie miała zamiaru zabawiać się w krawcową. Za to w jej oczy wpadł błysk biżuterii, jaką znalazł. Przymierzyła ją.
-
Wśród piratów na pewno byli tacy, którzy znali się na naprawie starych żagli i szyciu nowych, więc od biedy będą mogli zająć się i tym, choć jak im to wyjdzie to już inna kwestia. Z biżuterii miałaś kilka srebrnych bransolet, złote kolczyki i pierścionek z niewielkim rubinem, z dedykacją w środku, której nie potrafiłaś odczytać, bo nie zapisano jej we wspólnym, a bardziej w języku Elfów.
-
Zaczęła od przymierzenia kolczyków oraz bransolet, zaś pierścień schowała głęboko w jedną z kieszeni. Inskrypcja zaciekawiła ją, będzie musiała później dopytać się o jej znaczenie.
-
Jak to biżuteria, wyglądała dobrze. Miałaś tu nawet lustro w srebrnej ramie zawieszone na jednej ze ścian kajuty i na pewno wyglądałaś w nich o wiele dostojniej. Kto wie? Może uda ci się oszukać wsiowych głupków i małych rycerzyków, jeśli dodasz do tego odpowiedni strój i świtę, że jesteś wysłanniczką jakiegoś wielkiego kupca czy innego możnego?
-
Świtę mogła dodawać, ale na razie nie brała pod uwagę wciskania się w fatałachy o kilkanaście rozmiarów za wielkie na nią.
— Nieźle, Tiss. Może nawet warto będzie uczepić się kapitanka na dłużej. — Pochwaliła swoje lustrzane odbicie, co chwila zmieniając pozę, by zobaczyć siebie z innej perspektywy.
Zawsze pragnęła właśnie tego. Mnóstwa złota, kryształów i kosztowności. Takie błyskotki pozwalały poczuć się goblince kimś na miarę, na miarę księżnej, ba, królowej! Tylko księżne i królowe wciąż miały to, czego Tissaen brakowało. Chciała władzy i wszystkich przywilejów jakie dawała, tego, by ludzie klęczeli pod jej stopami, kłaniali jej się… Uśmiechnęła się, podziwiając swój obraz w lustrze. Wiedziała, że na to także przyjdzie jej czas. Na pewno. -
Wkradnięcie się w łaski kapitana nie powinno być trudne, a jeśli nie będziesz przy okazji knuć czegoś na boku (lub przynajmniej on tego nie wykryje) to możesz stać się piracką królową okolicy, tak jak on jest pirackim królem, przyjmować w jego imieniu hołdy wieśniaków, rycerzyków, innych piratów, nawet kapitanów. O ile rzeczywiście uzna, że jesteś mu potrzebna i nie odprawi cię jak pierwszej lepszej kochanki.
//Co do ubrań, to wspominałem, że może to zanieść lub kazać zanieść do jakichś piratów zajmujących się naprawą i szyciem żagli. Żaden z nich nie jest krawcem, ale powinni zrobić to na tyle dobrze, aby dało się w tym chodzić bez wstydu.// -
// Niby ta, ale Tissaen nie ma parcia na takie ubrania. Na moment obecny woli swoje. //
Och, Tissaen już zadba o to, by była mu potrzebna. Przynajmniej do momentu, aż kapitano straci swoje znaczenie dla niej i to on będzie musiał udowadniać swą niezbędność. O tak, Tissaen miała plany i nie zamierzała ich porzucać.
Gwałtownie odwróciła głowę, czując, że zapomniała się w swoich przemyśleniach. Kapitan wrócił już? -
Czymkolwiek był zajęty, widocznie absorbowało to jednak sporo jego czasu i nie powrócił jeszcze, choć mógł tylko żałować, że nie widział cię nie tylko półnagiej, ale i w tej biżuterii… Choć pewnie wolałby widzieć cię po prostu nagą lub w jednym z tych kusych strojów, które mógł chować tam specjalnie na taką okazję. Tak czy siak, mógł też w ogóle nie wrócić, bo właściwie przekazał ci wszystkie potrzebne informacje i teraz powinnaś tylko opuścić kajutę, bo twoja obstawa pewnie będzie czekać gdzieś w pobliżu, i zająć się swoim zadaniem.
-
Cóż, właściwie chciała na czekać na powrót Kapitano z wiadomością o załatwieniu jej obstawy, ale sama też mogła to załatwić. Jeszcze raz poprawiła ułożenie swych ubrań na sobie i opuściła jego kajutę, rozglądając się za przydzieloną jej bandą debili.
-
Nie było na co czekać, bo od razu na pokładzie podeszły do ciebie dwa Gobliny, ci sami, którzy oprowadzali cię po pirackim miasteczku. Poza nimi dostrzegłaś też czterech załogantów, dobrze ubranych, zadbanych i uzbrojonych w szable, jednoręczne miecze, sztylety, włócznie, kołczany pełne strzał i łuki. W ich ubraniu najdziwniejsze było chyba to, że nie nosili typowych marynarskich strojów, przynajmniej nie teraz, ale futrzane kołpaki, czapy z wilczego futra, solidne buty z cholewami czy podróżne peleryny z kapturami, resztę twojej obstawy.
- Kapitano kazał z pompo, także bendzie z pompo. - zagadnął cię jeden z Goblinów. - Te chłopaki to Wilcze Jeźdźce, a my cie zawieziem rydwanem. Pasi?
To sporo wyjaśniało. Słyszałaś o Wilczych Jeźdźcach, inne Gobliny mówiły o nich z dumą, a chłopi z Verden w wioskach, w których się zatrzymywałaś z nabożnym wręcz lękiem. Byli legendarną lekką kawalerią Księstwa Goblinów, wyspecjalizowani w zwiadzie, walce podjazdowej i partyzanckiej. Jako jedyni stanowili poważne wyzwanie dla armii Drowów, gdy ci zaatakowali Księstwo Goblinów, a po wojnie w większości uciekli ze swojej okupowanej ojczyzny. Większość poukrywała się na terenie Cesarstwa lub uciekła na orcze stepy, do państwa swych kuzynów, ale najwidoczniej wyroki losu zagnały kilku z nich tutaj. Nie mogłaś marzyć o lepszej obstawie, która jednocześnie dobrze by się prezentowała i mogła rzeczywiście skutecznie cię obronić. -
— Pasi. — Odpowiedziała, zadzierając do góry kącik ust na widok swojej obstawy. Kapitano nie dał ciała. — Jedziemy od razu.
-
Najwidoczniej nie mieli zamiaru na ni czekać i pokiwali głowami, odchodząc. Wyszliście z groty z zatoką na powierzchnię, gdzie mogłaś podziwiać z jednej strony morze i strome klify, a po drugiej wielkie połacie łąk. Dalej, gdzie prowadził wydeptany przez ludzi, wozy i zwierzęta trakt, dostrzegłaś też pola ze zbożem, lasy i daleką zabudowę. Na zewnątrz czekały też wilki, wielkie i przerażające bestie, które zapewne pożarłyby cię na raz. Jednak nie można im odmówić umiejętności w walce oraz tego, jak się prezentowały, podobnie jak ich jeźdźcy. Ponoć były to też niezwykle wierne zwierzęta, po śmierci swego pana wpadały w taki szał, że ginęły w bitwie, nie zważając na otrzymane rany. Jednocześnie po utracie wilka niewielu jeźdźców zdołało przesiąść się na innego wierzchowca, a nawet jeśli, to nie stanowili już tak zgranego duetu. Co ciekawe, prosty, choć również zdobiony srebrem i bursztynem, rydwan także był zaprzęgnięty w dwa wielkie, czarne wilki. Wilczy Jeźdźcy dosiedli swoich bydląt, dwa pozostałe Gobliny zaś weszły z tobą na platformę rydwanu i po chwili ten ruszył, zaś jeźdźcy trzymali się boków, wyczuleni na wszelkie zagrożenia.
- Mamy my co specjalnego robić jak ty bendziesz gadać? - zagadnął cię woźnica. - I gdzie najpier? Bo jest kilka wioch, a dalej taki mały zameczek. No i takie miasteczko jeszcze je. -
— Macie stać i się nie wychylać, nawet nie gapić się, chyba że wam krzyknę. — Rozsiadła się wygodniej na ławie. —A gdzie najpierw? Jedziemy do zameczka, nie? To przejedziemy przez wiochy i do zameczka. Niech wiedzą, że jedziemy. Ale nie kombinujcie z robieniem czegokolwiek po drodze, jedziemy tam i z powrotem.
-
Wasz przejazd przez wioski nie przeszedł bez echa, o tej porze większość ludzi była co prawda na polach czy pastwiskach, ale i tak w siołach pozostały kobiety, dzieci i starcy, reagujący paniką na widok Wilczych Jeźdźców. Jednak byliście szybcy, więc nie zdążyli zrobić nic, poza schowaniem się w chatach, nie mogli też was prześcignąć, aby dostrzec do zamku i miasteczka. Sam zamek to raczej określenie na wyrost, podczas swoich podróży widywałaś stawiane przez magnatów, rycerzy i arystokratów potężne zamczyska z kamienia, o grubych murach z blankami, strzelistych basztach, górujące nad okolicą. To zaś nie przypominało takiego zamczyska, ale i tak zdobycie go szturmem było zapewne trudne. W centrum stała wielka, okrągła kamienna wieża, umiejscowiona na małym wzgórzu, do której przylegały mniejsze, drewniane budowle, zapewne właściwa siedziba lokalnego władyki. Otoczone to było palisadą i suchą fosą. Wokół, u stóp wzgórza, stały chaty, gospody, kuźnie, warsztaty garbarskie, studnie i tym podobne, zamieszkane przez okoliczną ludność. Całość otaczał drewniany mur z wieżami oraz ziemny wał z palisadą. Na zewnątrz było kilka wysokich wież z drewna, zapewne obserwacyjnych, a także głęboka, choć znów sucha, fosa, w której zamiast wody znajdowały się ostre paliki. Nad nią przerzucono most zwodzony, pilnowany przez kilku strażników w skórzanych zbrojach, z lichymi hełmami, uzbrojonych we włócznie i drewniane tarcze. Obserwatorzy w wieżach zaś uzbrojeni byli w łuki. Pojawienie się tu w asyście Wilczych Jeźdźców było kiepskim pomysłem, bo od razu uciekną, zamkną wrota i jeszcze może ustrzelą kogoś z łuku. Dlatego podjechaliście samym rydwanem, zostawiając tamtych w pobliskim lesie, gotowych na wezwanie. Strażnicy przypatrywali się wam z mieszaniną strachu i zaciekawienia, mierząc do was w łuków i włóczni. Zgodnie z poleceniem, dwa towarzyszące ci Gobliny milczały, czekając, aż im coś rozkażesz lub sama z nimi pogadasz.
-
Nachyliła się do jednego z woźnic.
— Krzyknij im tak: “Nasza Pani życzy sobie rozmowy z Panem tego zamku.” Tylko głośno i wyraźnie, żeby nas usłyszeli, jasne? — Zmarszczyła brwi, by zielony nawet nie myślał o pomyłce. -
Nie był na tyle głupi, aby pomylić się w tak prostym zdaniu i zadaniu. Krzyknął, zgodnie z poleceniem, tak jak chciałaś.
- A kim ta pani niby jest? - odparł nieco butnie, choć z nutą ciekawością w głosie, dość sporą, jeden ze strażników. -
Ponownie zbliżyła się do ucha woźnicy.
— Teraz tak: “Wysłanniczką z propozycją od tego, który ma pod sobą potęgę.” -
I tym razem Goblin powtórzył głośno to, co mu kazałaś, a i na odpowiedź nie trzeba było długo czekać.
- Potęgę, to ma nasz pan, baron Hermop Belring. A ten, o którym mówi, to co niby ma?
Tym razem w jego słowach niewiele było ciekawości, a jedynie buta, pogarda i duma. Zaskakująco wyszczekany jak na kogoś, kto zostanie poświęcony bez wahania przez swojego pana, którego tak wychwala, bez mrugnięcia okiem.