Zielona Zatoka
-
— Nie, świta ma być mała. — Odparła. — Ten Belring jest na tyle głupi, że chyba dotrzyma swojego słowa, a im więcej cieci mi dasz, tym większa szansa na to, że któryś palnie jakąś głupotę i zrobi się nieprzyjemnie, a tego nie chcemy.
-
- No to Wilcze Chłopy pójdo, oni se poradzo. - uznał kapitan, chyba rzeczywiście dobierając najlepsze Gobliny ze wszystkich możliwych. - I Drowo, on też by mógł pójść.
-
— A będzie trzymał jęzor za zębami? — Skrzyżowała ręce.
-
Skinął głową.
- I tak dużo nie gada, ni? Chyba siem przekonałaś? A jak by tamten szlachetko coś planował, to on se i z tym poradzi. Trza ci coś jeszcze? -
— Jeszcze tylko jedna rzecz. — Przybliżyła się o krok do kapitano. — Co mogę mu o tobie powiedzieć?
-
Westchnął i podrapał się w głowę. Wstał i zaczął krążyć po kajucie przez kilka chwil, mrucząc coś pod nosem.
- Tera to im mniej, tym lepiej. Coś w stylu, że jaki korsarz albo co. Bo lepiej nie mówić, że pirato, wtedy by nas żołnierzykami poszczuł, a nie siem chciał układać. -
Przemieliła słowa Kapitano i po kilku chwilach namysłu, pstryknęła.
— Będziesz kapitano prywatnej kompanii marynarskiej, pasuje? Belringowi będzie to brzmiało dziesięć razy lepiej, niż korsarz. -
- Ma być dobrze i tyle, twoja w tym głowa. Jak to wszystko, to idź siem czym zajmij, ja mam roboty tera. Zawołaj po drodze do mnie jeszcze jakiego jełopa, to zacznem ci świte organizować.
-
— Hmph. Żegnaj. — Odpowiedziała krótko, odwracając się na pięcie. Opuściła jego kajutę, rzeczywiście po drodze szukając wzrokiem jakieś lokalnego, podanego Kapitano.
-
Tych było sporo, kręcili się po pokładzie, sprawdzając liny i żagle, myjąc pokład, śpiewając szanty. Domyślałaś się, że zżera ich nuda, dlatego zajmują się czynnościami, które zwykle mają miejsce, nim statek wyjdzie w morze. A na to się nie zapowiadało, przynajmniej Kapitano zdawał się nigdzie nie wybierać, wątpiłaś też, że powierzyłby swój okręt komuś innemu, a sam został tutaj. Chyba że rzeczywiście chciał wypłynąć, ale nic ci o tym nie powiedział.
-
Szczerze? Tissaen niezbyt to obchodziło. Jedyne na czym jej zależało, to by Kapitano nie wyzionął gdzieś ducha. Na razie odpowiadała jej pozycja, jaką jej zapewnił. Miała szczęście zjawić się u niego akurat wtedy, gdy ten cały drow zdawał się tracić jego przychylność. Goblince w pełni to odpowiadało.
Podeszła do najbliższego idioty i szturchnęła go lekko w ramię.
— Kapitan chce czegoś od Ciebie, lećta do niego. -
- Ta jest, kapitanowa. - odparł tamten i od razu pobiegł do kajuty dowódcy, nim zdążyłaś zapytać go, czy to oficjalny tytuł, jaki ci nadano, oznaka szacunku, czy może sposób na bardziej dyskretne i mniej obraźliwe określenie kochanki Blurga?
- Widzę, że ci się powodzi. - usłyszałaś za swoimi plecami znajomy głos. To, że chwilę wcześniej nikogo tam nie było, w ogóle cię nie zdziwiło, bo słowa te wypowiedział nie kto inny, jak Mroczny Elf, który cię tu sprowadził. -
Ciarki przeszły jej plecy, gdy tylko usłyszała Drowa za sobą, jednak zachowując dziarską minę, odwróciła się i uniosła głowę, by spojrzeć na niego i nie dać po sobie poznać zaskoczenia.
— Być może. — Odparła. — Ale co mogę na to poradzić? Najwidoczniej jestem dobra w robieniu tego, co mam robić. — Uśmiechnęła się tryumfalnie. -
- W dawaniu dupy temu upośledzonemu Goblinowi. - mruknął. - Chyba że zlecił ci jakieś ambitniejsze zadanie.
-
— No popatrz, zlecił. — Zmrużyła oczy, przykładając palec wskazujący do policzka. — Ah, właśnie! Kapitano mówił, że mam Cię zabrać ze sobą do tego zadania. Wiesz… — Zakręciła dłonią, uśmiechając się szeroko. — Coś w roli ochroniarza.
-
- Wybornie. - odparł i uśmiechnął się, a ciebie mimowolnie przeszedł dreszcz, tak jak wtedy, gdy spotkałaś go po raz pierwszy. - Gwarantuję, że będziesz przy mnie bezpieczna. Tylko… Przed kim miałbym cię niby chronić?
-
Nie umiała powstrzymać się przed wzdrygnięciem. Szybko pożałowała decyzji sprzed kilkudziesięciu sekund, by “pochwalić” się przed nim swoimi osiągnięciami.
— …Przed szlachcicem, którego odwiedzimy. — Odpowiedziała. — Jeżeli coś poszłoby nie tak. -
- Nie mogę go po prostu zabić? - zapytał wprost, widocznie nie widząc sensu w tym całym przedsięwzięciu.
-
— Dopóki Ci nie powiem, żebyś to zrobił, to nie. — Odpowiedziała, dodając sobie więcej animuszu niż w rzeczywistości miała.
-
- Jak sobie życzysz. - odparł z lekkim ukłonem. - Wezwij mnie, gdy będziemy wyruszać, teraz muszę przygotować się do tego zadania. - dodał i odwrócił się na pięcie, odchodząc.