Zielona Zatoka
-
Szczerze? Tissaen niezbyt to obchodziło. Jedyne na czym jej zależało, to by Kapitano nie wyzionął gdzieś ducha. Na razie odpowiadała jej pozycja, jaką jej zapewnił. Miała szczęście zjawić się u niego akurat wtedy, gdy ten cały drow zdawał się tracić jego przychylność. Goblince w pełni to odpowiadało.
Podeszła do najbliższego idioty i szturchnęła go lekko w ramię.
— Kapitan chce czegoś od Ciebie, lećta do niego. -
- Ta jest, kapitanowa. - odparł tamten i od razu pobiegł do kajuty dowódcy, nim zdążyłaś zapytać go, czy to oficjalny tytuł, jaki ci nadano, oznaka szacunku, czy może sposób na bardziej dyskretne i mniej obraźliwe określenie kochanki Blurga?
- Widzę, że ci się powodzi. - usłyszałaś za swoimi plecami znajomy głos. To, że chwilę wcześniej nikogo tam nie było, w ogóle cię nie zdziwiło, bo słowa te wypowiedział nie kto inny, jak Mroczny Elf, który cię tu sprowadził. -
Ciarki przeszły jej plecy, gdy tylko usłyszała Drowa za sobą, jednak zachowując dziarską minę, odwróciła się i uniosła głowę, by spojrzeć na niego i nie dać po sobie poznać zaskoczenia.
— Być może. — Odparła. — Ale co mogę na to poradzić? Najwidoczniej jestem dobra w robieniu tego, co mam robić. — Uśmiechnęła się tryumfalnie. -
- W dawaniu dupy temu upośledzonemu Goblinowi. - mruknął. - Chyba że zlecił ci jakieś ambitniejsze zadanie.
-
— No popatrz, zlecił. — Zmrużyła oczy, przykładając palec wskazujący do policzka. — Ah, właśnie! Kapitano mówił, że mam Cię zabrać ze sobą do tego zadania. Wiesz… — Zakręciła dłonią, uśmiechając się szeroko. — Coś w roli ochroniarza.
-
- Wybornie. - odparł i uśmiechnął się, a ciebie mimowolnie przeszedł dreszcz, tak jak wtedy, gdy spotkałaś go po raz pierwszy. - Gwarantuję, że będziesz przy mnie bezpieczna. Tylko… Przed kim miałbym cię niby chronić?
-
Nie umiała powstrzymać się przed wzdrygnięciem. Szybko pożałowała decyzji sprzed kilkudziesięciu sekund, by “pochwalić” się przed nim swoimi osiągnięciami.
— …Przed szlachcicem, którego odwiedzimy. — Odpowiedziała. — Jeżeli coś poszłoby nie tak. -
- Nie mogę go po prostu zabić? - zapytał wprost, widocznie nie widząc sensu w tym całym przedsięwzięciu.
-
— Dopóki Ci nie powiem, żebyś to zrobił, to nie. — Odpowiedziała, dodając sobie więcej animuszu niż w rzeczywistości miała.
-
- Jak sobie życzysz. - odparł z lekkim ukłonem. - Wezwij mnie, gdy będziemy wyruszać, teraz muszę przygotować się do tego zadania. - dodał i odwrócił się na pięcie, odchodząc.
-
Odprowadzała jeszcze przez chwilę Drowa wzrokiem, aż ten nie zniknął spoza jej pola widzenia. Jak na razie z wszystkich, których wątpliwą przyjemność poznania w Zielonej Zatoce miała, mroczny elf wydawał się największym zagrożeniem dla jej statusu.
Rozejrzała się po pokładzie. Kapitano musiał mieć jakiegoś pierwszego oficera, a przynajmniej pierwszego debila, nie? Był tutaj ktoś taki?
-
Z pewnością, każdy szanujący się kapitan, nieważne pirat, korsarz czy ktoś inny, miał kogoś takiego. Pierwszym debilem na tym okręcie był zapewne ten Goblin, który miał na sobie więcej złotej biżuterii niż reszta załogi (ale o wiele, wiele mniej niż kapitan), który też najgłośniej pokrzykiwał na załogę, zajętą swoimi obowiązkami, aby zmotywować ich do szybszej pracy lub zwrócić uwagę, że robią coś źle.
-
Czyli był dokładnie tą osobą, której szukała Tissaen. Podeszła do niego, tykając go w ramię by zacząć rozmowę.
-
- Hę? - zapytał krótko, patrząc na ciebie ze zdziwionym i typowo goblińskim, to jest zwyczajnie debilnym, wyrazem twarzy.
-
— Ile już robisz na tej łajbie? — Zaczęła bez większych ogródek, nie będąc zbytnio poruszoną na widok głupiej mordy goblina; naoglądała się ich wystarczająco w swoim życiu.
-
- Od początku. - odparł dumnie, wypinając wątłą pierś. - Razem z Kapitano żeśmy pływali, ja żem mu pomagał zdobywać czapkie kapitańsko, razem rabowalim, pływalim i w ogóle. A co?
-
— Muszę się dowiedzieć czegoś na temat tego Drowo, a skoro ty tak długo pływałeś z Kapitano, taki zasłużony jesteś, to pewnie wiesz, skąd go wytrzasnął?
-
Mina solidnie mu zrzedła i przełknął ślinę, rozglądając się nerwowo wokół.
- Wiem. Ale Drowo mówił, że jak który, co wie, wygada, to go zabije. A mi siem nie spieszy żeby poczuć jak mnie gmera sztyletem po żebrach. -
— Nie pękaj, nie ma go tutaj. Ale szkoda… — Tissaen przewróciła oczami, ale w rzeczywistości sama się upewniała czy tematu rozmowy nie ma w okolicy. — Myślałam, że skoro jesteś takim chojrakiem i zawadiakom, to będziesz mi mógł coś powiedzieć o lalusiu z spiczastymi uszami… Ale najwyraźniej nie jesteś, skoro boisz się byle Drowa… — Postanowiła zagrać na jego ambicji.
-
On też rozejrzał się wokół, chociaż od chwili, kiedy robił to poprzednio nie minęło wiele czasu i na pokładzie nic się nie zmieniło.
- Kapitano niech ci powie, ja ni. - odparł, gdy strach przezwyciężył łechtanie jego ego i dumy. - Jak nie chcesz niczego innego to idź mnei stond, bo zajenty jestem, ni?