Zielona Zatoka
- 
— Muszę się dowiedzieć czegoś na temat tego Drowo, a skoro ty tak długo pływałeś z Kapitano, taki zasłużony jesteś, to pewnie wiesz, skąd go wytrzasnął? 
- 
Mina solidnie mu zrzedła i przełknął ślinę, rozglądając się nerwowo wokół. 
 - Wiem. Ale Drowo mówił, że jak który, co wie, wygada, to go zabije. A mi siem nie spieszy żeby poczuć jak mnie gmera sztyletem po żebrach.
- 
— Nie pękaj, nie ma go tutaj. Ale szkoda… — Tissaen przewróciła oczami, ale w rzeczywistości sama się upewniała czy tematu rozmowy nie ma w okolicy. — Myślałam, że skoro jesteś takim chojrakiem i zawadiakom, to będziesz mi mógł coś powiedzieć o lalusiu z spiczastymi uszami… Ale najwyraźniej nie jesteś, skoro boisz się byle Drowa… — Postanowiła zagrać na jego ambicji. 
- 
On też rozejrzał się wokół, chociaż od chwili, kiedy robił to poprzednio nie minęło wiele czasu i na pokładzie nic się nie zmieniło. 
 - Kapitano niech ci powie, ja ni. - odparł, gdy strach przezwyciężył łechtanie jego ego i dumy. - Jak nie chcesz niczego innego to idź mnei stond, bo zajenty jestem, ni?
- 
— Pff. — Prychnęła i odeszła w kierunku kajuty kapitana. Liczyła, że wyciągnie z tego idioty coś więcej, ale widocznie musiała obejść się z smakiem. 
- 
Najwidoczniej sprawa związana z twoim wyjazdem została już załatwiona, bo kapitan znajdował się w kajucie sam, przeglądając jakieś mapy. 
 - Czego? - zapytał na twój widok.
- 
— Nie nerwuj się, ja tylko po kiecki przylazłam. — Odpowiedziała z lekkim prychnięciem w głosie, podchodząc do kupki na której leżały dane jej przez kapitana ubrania. — No i chciałam o drowo spytać. 
- 
Pokiwał głową i wrócił do przeglądania map, po drugim zdaniu podnosząc znów na ciebie wzrok. 
 - Co niby?
- 
— No… — Pociągnęła, przeglądając suknie. — Skąd żeś go wytrzasnął? 
- 
- Stare lata, stare dzieje. - odparł Goblin, machając ręką. - Zwerbowałem go jak żem został kapitano na moim okrencie i trza mi było załogi, bo sporo wyzdychało we buncie. No i został. I z takich nie Goblynów to siem najdłużej tu u mnie trzyma. 
- 
— Aha. — Odpowiedziała, składając tkaninę, jednocześnie zerkając ukradkiem na kapitana. — I nigdy nie próbował zwiać, ani noooo, kombinatować? 
- 
Kapitan pokręcił głową. 
 - Mówił, że odejdzie jak nie bendzie miał już tu co robić i bendzie miał to, co chce. A skoro dalej tu siedzi, to jeszcze i ma co do roboty, i ni ma tego, co chciał, jak siem zaciongał na “Zielonego Chuja”.
- 
— Ta… Kumiem. — Żachnęła, przymierzając jedno z wdzianek. — Ale co to jest, to czego chce, to nie mówił, co? 
- 
Pokręcił głową. 
 - Ni. Cholera wie, co chciał. A ja siem pytać nie bede.
- 
— Chyba, że tak. — Odmruknęła, biorąc wybrane ciuchy na ręce. — Dasz mi jakąś własną kajutę? Żeby siem mogła przebrać w spokoju? 
- 
- Ne. - odparł, pociągając łyk alkoholu z jakiejś butelki. - Ni ma miejsca na statku. Przebieraj siem tu albo na pokładzie, ze załogą. 
- 
— To se znajdź większą łódkę…— Mruknęła cicho pod nosem, ale przebrała się faktycznie w kajucie, wciśnięta w kąt, po czym przejrzała się w lustrze. 
- 
Suknia była bez dwóch zdań najlepszym, co miałaś na sobie, wykonana z miękkiego i połyskliwego materiału, dość długa, ale jednocześnie z wydatnym dekoltem. Problemem oczywiście był fakt, że nie była przeznaczona dla Goblinek, najlepiej leżałaby na ludzkich kobietach, Elfkach czy przedstawicielkach innych ras o wzroście uważanym za przeciętny, ty niestety byłaś (jak cała twoja rasa) poniżej tej średniej. Z tego powodu potrzebna ci będzie pomoc, aby dostosować ubiór do twoich gabarytów. Choć Blurg nie wyglądał na znawcę mody, nosił w końcu ubrania należące do przedstawicieli rozmaitych ras, stanów społecznych i profesji, to jednak parsknął pod nosem na twój widok, ale darował sobie komentarz. 
- 
— Mam nadzieję, że macie tutaj jakiego krawca. — Burknęła pod nosem, przebierając się z powrotem w swoje ubrania. 
- 
- Ta. W załodze jes kilku, co normalnie żagle szyjo, ale możesz też iść se do tego, co mamy go na nabrzeżu, on czasem też łachy naprawia albo robi. 
 

