Zielona Zatoka
-
— Nie nerwuj się, ja tylko po kiecki przylazłam. — Odpowiedziała z lekkim prychnięciem w głosie, podchodząc do kupki na której leżały dane jej przez kapitana ubrania. — No i chciałam o drowo spytać.
-
Pokiwał głową i wrócił do przeglądania map, po drugim zdaniu podnosząc znów na ciebie wzrok.
- Co niby? -
— No… — Pociągnęła, przeglądając suknie. — Skąd żeś go wytrzasnął?
-
- Stare lata, stare dzieje. - odparł Goblin, machając ręką. - Zwerbowałem go jak żem został kapitano na moim okrencie i trza mi było załogi, bo sporo wyzdychało we buncie. No i został. I z takich nie Goblynów to siem najdłużej tu u mnie trzyma.
-
— Aha. — Odpowiedziała, składając tkaninę, jednocześnie zerkając ukradkiem na kapitana. — I nigdy nie próbował zwiać, ani noooo, kombinatować?
-
Kapitan pokręcił głową.
- Mówił, że odejdzie jak nie bendzie miał już tu co robić i bendzie miał to, co chce. A skoro dalej tu siedzi, to jeszcze i ma co do roboty, i ni ma tego, co chciał, jak siem zaciongał na “Zielonego Chuja”. -
— Ta… Kumiem. — Żachnęła, przymierzając jedno z wdzianek. — Ale co to jest, to czego chce, to nie mówił, co?
-
Pokręcił głową.
- Ni. Cholera wie, co chciał. A ja siem pytać nie bede. -
— Chyba, że tak. — Odmruknęła, biorąc wybrane ciuchy na ręce. — Dasz mi jakąś własną kajutę? Żeby siem mogła przebrać w spokoju?
-
- Ne. - odparł, pociągając łyk alkoholu z jakiejś butelki. - Ni ma miejsca na statku. Przebieraj siem tu albo na pokładzie, ze załogą.
-
— To se znajdź większą łódkę…— Mruknęła cicho pod nosem, ale przebrała się faktycznie w kajucie, wciśnięta w kąt, po czym przejrzała się w lustrze.
-
Suknia była bez dwóch zdań najlepszym, co miałaś na sobie, wykonana z miękkiego i połyskliwego materiału, dość długa, ale jednocześnie z wydatnym dekoltem. Problemem oczywiście był fakt, że nie była przeznaczona dla Goblinek, najlepiej leżałaby na ludzkich kobietach, Elfkach czy przedstawicielkach innych ras o wzroście uważanym za przeciętny, ty niestety byłaś (jak cała twoja rasa) poniżej tej średniej. Z tego powodu potrzebna ci będzie pomoc, aby dostosować ubiór do twoich gabarytów. Choć Blurg nie wyglądał na znawcę mody, nosił w końcu ubrania należące do przedstawicieli rozmaitych ras, stanów społecznych i profesji, to jednak parsknął pod nosem na twój widok, ale darował sobie komentarz.
-
— Mam nadzieję, że macie tutaj jakiego krawca. — Burknęła pod nosem, przebierając się z powrotem w swoje ubrania.
-
- Ta. W załodze jes kilku, co normalnie żagle szyjo, ale możesz też iść se do tego, co mamy go na nabrzeżu, on czasem też łachy naprawia albo robi.
-
— A gdzie dokładnie on mieszko? — Zapytała, zarzucając złożone w kostkę kiecki na ramię.
-
- Ma chałupe, znajdziesz. Co jeszcze?
-
// ciulów sto, aż dwadzieścia dni zwłoki, wybacz //
— Nic. — Odburknęła, idąc w stronę wyjścia z kajuty. — Ido do niego, będę z powrotem jak wrócę.
I zgodnie z swoimi słowami, opuściła pokład okrętu i skierowała się na nabrzeże, rozglądając się za krawcem zgodnie z niesamowicie precyzyjnymi wytycznymi kapitano.
-
Zabudowa na stałym lądzie rzeczywiście była na tyle skromna, że zdołałaś odnaleźć warsztat żaglownika. On sam był Goblinem, jak mogłaś się spodziewać, i łatał właśnie jeden z żagli przed wejściem do swojej chałupy.
//Sprawdziłem i rzeczywiście, wytwórca żagli to po prostu żaglownik.// -
// Codziennie uczymy się czegoś ciekawego. //
Bez większych ceregieli stanęła przed nim i wskazała na trzymane w ręku kiecki.
— Słyszałam, że umiesz szyć i inne takie. — Zaczęła. — Mam dla Ciebie roboto. -
- Żagiela to ja z tego nie zrobie. - odparł, odrywając się od pracy i drapiąc lekko po głowie.