Zielona Zatoka
-
— I piękno. — Odparła, usadawiając się obok pseudo-kapitano. — Bo chuj by mnie strzelił, gdyby umioł. A teraz jedziemy do tego szlachetki, nie ma na co czykać.
-
Ponownie udało się wam dotrzeć na miejsce bez przeszkód. Na zwodzonym moście czekała na ciebie spora grupa strażników, około tuzina, wraz z trzema krasnoludzkimi najemnikami. Tym razem nie mierzyli z broni do ciebie i twojej eskorty, ale nie oznacza to, że zupełnie stracili czujność. Gobliny zatrzymały rydwan około dziesięciu metrów od mostu, Wilczy Jeźdźcy ustawili się w równym szyku za nim, a nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć, z mroku wyłonił się nagle Drow, przystając obok rydwanu, z jedną ręką zatkniętą za pas, w pobliżu pochwy z jataganem, a drugą pod płaszczem, gdzie zapewne trzymał jednoręczną kuszę, osławiony już oręż swojej rasy, przedmiot marzeń każdego szanującego się skrytobójcy.
-
Widząc Drowa, posłała mu spojrzenie dalekie od przyjaznego.
— Nie próbuj niczego głupiego. — Szepnęła do niego tylko, ale jednocześnie spróbowała dyskretnie użyć telekinezy, by przekonać się czy Mroczny Elf rzeczywiście ma to, czego się po nim spodziewała - wyczuć kuszę pod jego płaszczem. Miała gdzieś życie Belringa, ale gdyby Drow zabił go, wprowadziłoby to ich wszystkich w sromotne kłopoty, a przede wszystkim zepsuło cały plan Tissaen. -
Oczywiście, że miał, nie musiałaś nawet korzystać z Magii Grawitacji, sam odsłonił przed tobą połę płaszcza, pokazując kuszę, zapas kilkunastu małych bełtów, dwa sztylety, trzy noże do rzucania oraz parę bliźniaczych jataganów.
- Nie będziesz mi rozkazywać. - mruknął tylko Mroczny Elf, z powrotem okrywając się płaszczem. -
,O tym jeszcze się przekonamy, kretynie." Pomyślała, odwracając od niego niechętny wzrok.
— Do przodu, powoli. — Poleciła jeźdźcom i zaprzęgowym jednocześnie. — I przynajmniej spróbujcie wyglądać dobrze.
Bacznie przyglądała się strażnikom. Wierzyła, że szlachetka będzie na tyle głupi, by dotrzymać swojego słowa, ale to nie wystarczało by uśmierzyć płomyk wewnętrznego niepokoju, który nieśmiało podpowiadał, że jednak mogła się przeliczyć.
-
- Nasz pan, baron Hermop Belring oczekuje was w swoim kasztelu. - powiedział jeden ze strażników. - Możecie wejść wszyscy, ale wasze… wierzchowce, muszą zostać na zewnątrz. Broń zdacie przed wejściem do komnaty, w której odbywa się uczta. Jeśli nie pasują wam te warunki, możecie odejść już teraz i nie marnować czasu barona.
-
— Ależ te warunki w pełni nam pasują. — Lekko zaakcentowała ostatnie słowo, mierząc wzrokiem przydzielonych jej towarzyszy, a także Mrocznego Elfa, po którym prędko przejechała spojrzeniem.
Miała nadzieję, że zastosowanie się do polecenia będzie dla nich oczywistością. Przynajmniej dla goblinów. -
Skoro powiedziałaś, że pasuje, to pasuje, nikt nie miał zamiaru się kłócić. Gobliny i Drow ruszyły z tobą w kierunku bramy, tylko jeden Zielonoskóry został na miejscu, pilnując rydwanu i wilków. Strażnicy barona nie mieli nic przeciwko, a wam daje to szansę na szybką ucieczkę, gdyby zaszła taka potrzeba. Tak czy siak, wspólnie ze swoją świtą i eskortą żołnierzy barona pokonałaś tę samą trasę, jaką dostałaś się do kasztelu na szycie wzgórza wcześniej. Przed wejściem czekało kilku kolejnych strażników, a także skrzynia, do której Gobliny wrzucały kolejno swoje sztylety, ząbkowane noże, włócznie, oszczepy, łuki, kołczany ze strzałami, małe tarcze, jednoręczne miecze, szable i resztę oręża. Mroczny Elf z kolei zostawił tam swoje bliźniacze ostrza, jeden sztylet i dwa noże do rzucania. Fakt, że nikt nie zareagował na resztę oręża, którą przecież miał przy sobie, jasno pokazywał, że potrafi je ukryć na tyle umiejętnie, aby uszło to uwadze strażników. A także pokazywało, gdzie ma twoje rozkazy. Choć zbesztać możesz go później, gdyby doszło do zdrady i walki z ludźmi szlachcica, tylko on będzie cię w stanie obronić, chyba że reszta Goblinów również ukryła jakiś oręż przed wejściem do środka. Tak czy siak, oni przeszli, część strażników za nimi, zostałaś tylko ty.
-
Tissaen nie miała przy sobie oręża, poza niewielkim nożem, którym równie dobrze zamiast do walki mógłby służyć do krojenia czerstwego chleba. Jednak ona, w przeciwieństwie do Drowa, nie zamierzała łamać danego słowa. Nie w momencie, w którym jego dotrzymanie mogło wyjątkowo przynieść jej sporą korzyść. Wrzuciła sztylet do skrzyni i również weszła do środka, mając nadzieję, że jej długo-uchemu kompanowi z przymusu nie wpadnie do głowy żaden głupi pomysł. Jeżeli zaś wpadnie, to… Mogła obrócić to na swoją korzyść. Zniszczyć go w oczach Kapitano. Wolała jednak nie kusić szczęścia. Ostatnio brakowało go jej.
-
Jako że byłaś ostatnia, gdy tylko pozbyłaś się swojego skromnego uzbrojenia, pozostali strażnicy wprowadzili cię do środka. Dość szybko pozbawili cię oni możliwości przyjrzenia się wnętrzu wieży, prowadząc cię wraz z resztą od razu schodami w górę. Mniej więcej w połowie wysokości budynku, weszliście drzwiami, których pilnowały dwa najemne Krasnoludy oparte o dwuręczne topory, do przestronnej sali, dobrze oświetlonej licznymi pochodniami wiszącymi na ścianach oraz świecami w świecznikach na stole i na żyrandolach na suficie komnaty. Dzięki temu mogłaś dokładnie przyjrzeć się pomieszczeniu, które nie było szczególnie imponujące: na ścianach wisiało kilka gobelinów oraz liczne myśliwskie trofea, głównie w postaci wypchanych głów licznych dzikich zwierząt, na jakie polował baron w okolicznych lasach. W centrum ustawiono w rzędzie kilka długich stołów, zastawionych misami, talerzami i sztućcami. Między nimi stały wspomniane już świeczniki, a także talerze i półmiski pełne chleba, rozmaitego mięsiwa, serów, warzyw, owoców i innych dań. Strażnicy, którzy wprowadzili was do środka, rozeszli się, ustawiając na warcie przy drzwiach lub pod ścianami. Na długich ławach po jednej stronie stołów zasiadali dworzanie barona, a także pozostali krasnoludzcy najemnicy. Elf siedział na samym końcu jednej z ław, tuż obok samego barona, który zajmował miejsce na osobnym tronie. Ławy naprzeciwko ludzi szlachcica były wolne, mogli zająć je twoi podwładni, tobie zaś szlachcic wskazał miejsce po swojej lewej, na końcu ławy, naprzeciwko Elfa, witając ciebie i resztę zebranych w swoich skromnych progach.
-
//Mówiąc o Elfie to zakładam, że chodzi o innego elfa niż nasz znajomy Drow, nie?//
Poszła ku miejscu wskazanemu jej przez Hermopa, skinięciem głowy polecając swoim podwładnym zajęcie miejsca, a razem z sobą poprowadziła niemowę, by posadzić go naprzeciwko szlachetki. Gdy już stanęła naprzeciwko Berlinga, wykonała lekki półukłon.
— Witaj, Panie.
-
//Jeśli cofniesz się do postów, które opisują pierwszą wizytę Goblinki w kasztelu barona, to masz tam wspomniane, że towarzyszył mu elficki wojownik i to właśnie o nim była wtedy mowa. Odpisując, wobec niego będę używać terminu “Elf”, a o twoim kompanie będę pisać “Drow” lub “Mroczny Elf”, żeby nie było niejasności.//
Nieco nieufnie, rozglądając się wokół lub wietrząc nosami, Gobliny zajęły miejsca, wciąż czujne i spięte. Drow również usiadł na ławie, choć po nim nie było widać żadnych emocji, niczego, co zdradzałoby, o czym akurat myśli lub co czuje.
- Rad jestem, że przyjęliście moje zaproszenie. - odparł szlachcic, klaskając w dłonie. Nie minęło dużo czasu, a drzwiami do komnaty weszło kilka służek, część z nich niosła srebrzone lub złocone puchary, stawiając je przed wszystkimi gośćmi, inne nalewały doń wina. Baron pierwszy podniósł kielich, wznosząc go w górę.
- Oby ta uczta wyszła na dobre nam wszystkim! - wzniósł toast i wypił pierwszy łyk, po nim napili się wszyscy jego dworzanie, żołnierze i najemnicy, a na końcu twoi podwładni, choć jak zauważyłaś, Mroczny Elf przechylił puchar tak, aby wino nie dotknęło jego warg, jedynie udając, że pije. -
Tissaen zdecydowała się nie iść w ślady Drowa i faktycznie wzięła łyk wina, stwierdzając że skoro wszyscy pili jedno wino z jednego naczynia, nie mogło być tutaj żadnego podstępu. Jednak upiła tylko kilka kropel napoju, nie chcąc tracić swojej głowy podczas tego wieczoru. Cały czas brała pod uwagę to, że zarówno Hermop jak i Mroczny Elf mogli zadziałać nie po jej myśli, więc wolała być w ciągłej gotowości do użycia magii grawitacji na kuszy wyciągniętej spod szaty czy mieczu wysuniętym z pochwy.
— Oby, panie. — Poparła spokojnie słowa szlachcica, opuszczając kielich z powrotem na blat.
Co jakiś czas rzucała ukradkowe spojrzenia, pozornie na podrabianego Kapitano, a w rzeczywistości na Drowa, chcąc upewnić się, że ten nie robi niczego, czego nie powinien.
-
Mroczny Elf nie jadł, nie pił, po prostu siedział i patrzył się w jeden i ten sam punkt, gdzieś na ścianie przed nim, nad głową siedzącego naprzeciw dworzanina barona. Kapitano (a właściwie jego niemy sobowtór) nie miał takich oporów jak Drow, co chwila popijając z pucharu lub sięgając po coraz to nowsze kąski ze stołu, podobnie jak i inne Gobliny. Dworzanie barona również jedli, on także, ale nie zamierzał widocznie pierwszy zaczynać rozmowy ani o nic pytać, czekając na twój ruch.
-
Odłożyła kielich z winem, po czym spojrzała na Hermopa, składając elegancko dłonie.
— Niezwyklę się cieszę, iż raczyłeś przyjąć propozycję Kapitana, panie. — Zaczęła rozmowę. — Wierzę, że będzie to początek długiej i owocnej dla obu stron współpracy, choć może lepiej będzie nazwać to serdecznym sąsiedztwem.
Bleh. Od tych wszystkich wyświechtanych słów już zaczynał boleć ją język.
-
- Oby. - odparł baron między jednym a drugim kęsem mięsiwa. - Niedawno wróciliśmy z wojny, chcę mieć choć chwilę odpoczynku, nim znów chwycę za miecz… Kiedy twój Kapitan zechce zacząć przedstawiać mi swoją ofertę? Bo z tego co widzę, to teraz jest bardziej zainteresowany zawartością biesiadnego stołu niż negocjacjami.
-
— Panie, musisz wiedzieć jedną rzecz… — Tissaen odpowiedziała, starając się nie dać po sobie poznać, że improwizowała, a jednocześnie szturchnęła pseudo-kapitana nogą pod stołem, by ten głupi cep się ogarnął. — Kapitan jest… Przygłuchy i niemową. Choć jego mądrość wciąż jest ostra jak brzytwa, to lata spędzone na morzu, w trudnych warunkach, stępiły jego słuch i pozbawiły języka, to straszne, lecz niestety prawdziwe… Dlatego też ja jestem jego wiernymi ustami i uszami, panie.
-
Spojrzał na niego, później na ciebie z lekko uniesioną brwią, ale po chwili jego twarz przybrała normalny wyraz i machnął ręką, sięgając ponownie po wino.
- Bardzo dobrze. A więc bądź jego ustami i przedstaw mi tę ofertę. -
— A więc… — Tissaen zaczęła, kładąc obie ręce na stół jako symbol swoich czystych zamiarów, nie zrywała kontaktu wzrokowego z szlachetką. — Jak już mówiłam podczas naszego pierwszego spotkania, Kapitan wraz z częścią kompanii chciałby móc przebywać w niedalekiej zatoce nie nawiedzany przez nikogo, gdyż poszukuje spokoju i prywatności. W zamian za te, powiedzmy to, skromne życzenia — Gimnastykowała się, by zabrzmieć jak najlepiej przed Hermopem. — Szanowny Kapitan proponuje obronę lokalnego wybrzeża przed szumowinami jak piraci, a jeżeli walcząc z nimi zdobędzie co, to w pierwszej kolejności zaoferuje sprzedaż tych cennych dóbr tobie, Panie.
-
- Mów dalej. - skomentował krótko, machając ręką na znak, aby słudzy dolali mu wina do pucharu. - Co jeszcze oferuje mi Kapitan? I czego chciałby ode mnie?
-
Szlachetka lekko zbił Tissaen z tropu. ,Co jeszcze"? Przecież już i tak zaproponowała mu dużo, może Hermop jeszcze zażyczy sobie kaszę do tego!
,Myśl, Tissaen, myśl…" Złożyła razem dłonie, zbierając myśli.
— …Kapitan absolutnie niczego nie wymaga od Ciebie, Panie. — Stwierdziła, chcąc zwrócić jego uwagę na tą część umowy, w której praktycznie niczego nie traci. — Jedynie chciałby spokojnie pomieszkiwać w wspomnianej zatoce, nie niepokojony przez okolicznych chłopów, ludność… To jedyne o co prosi w zamian za ochronę wybrzeża, o spokój i prywatność.
-
- Nie mieliśmy tu nigdy problemu z piratami. - odparł, wzruszając ramionami i upijając nieco trunku. - Czemu niby miałbym się ich obawiać teraz?
-
— Nigdy nie możemy brać bezpieczeństwa za rzecz pewną! — Odpowiedziała szybko, nie mając żadnego pomysłu jak obronić się przed tym argumentem. — Panie, w ostatnim czasie korsarze z różnych stron świata poczynają sobie coraz śmielej, łajdaki. Za młodu także myślałam, iż będę bezpieczna… dopóki mego domu nie spalili piraci i nie zostawili mnie z niczym. — Zmyśliła naprędce.
-
Baron zamyślił się na dłużej, jedną ręką kręcąc pucharem z winem, palcami drugiej bębniąc w blat stołu.
- Być może jest odrobina prawdy w tym co mówisz. Cesarz wysłał niedawno poselstwo do wszystkich swoich lenników mających włości nad brzegami morza, ostrzegając ich przed smoczymi łodziami Nordów. I choć furia barbarzyńców zdaje się skierowana przede wszystkim na państwo Krzyżowców Argentu, to doszły mnie słuchy o napadach na nadbrzeżne wioski i miasteczka na ziemiach Cesarstwa… Ale skąd pewność, że twój kapitan ma siły i środki, aby patrolować i ochraniać moje wybrzeże? Czy zdoła odeprzeć coś więcej, niż piracki bryg? -
// I understood the Morzywał referencja. //
— O to nie martw się, panie. — Tissaen odetchnęła w myślach z ulgą, wiedząc że przynajmniej tą część rozmowy ma za sobą. — Kapitan ma nie tylko siły i środki, ale i doświadczenie potrzebne ku temu, by zapewnić bezpieczeństwo wybrzeżu, a na pewno zdecydowanie większe bezpieczeństwo, niż te zapewniane przez brak morskich patrolów. Już sama obecność okrętów broniących tych wybrzeży będzie odtrącała korsarzy, a co dopiero gdy Kapitan złoi im skórę w walce!