Zielona Zatoka
-
- Pienkna, o początku współpracy to my se tam możem pogadać. - odparł i zarechotał, wskazując kciukiem na kapitańskie łoże. - Ładniutka jesteś, a mnie siem już nudzi ostatnio… A jak siem dobrze sprawisz, to i może dostaniesz jakie zadania czy nagrody.
-
Tissaen dobrze wiedziała, o co chodzi kapitanowi, ale starała się to jak najdalej odroczyć w czasie, a jak dobrze pójdzie to całkowicie uniknąć.
— No ta, ta… — Zsunęła się z krzesła, wciąż opierając się o nie.// Zapomniałeś o Jannet
-
//Nie martw się, nie zapomniałem.//
Goblin prychnął coś pod nosem i również zszedł z fotela. Nie udał się jednak do łóżka, ale do jednej z szafek, która musiała być barkiem, z którego to wyjął butelkę jakiegoś krwistoczerwonego trunku i dwa kieliszki. Szybko i sprawnie odkorkował ją, nalewając płynu do obu kieliszków, z czego jeden zabrał, a drugi postawił przed tobą.
- Elfy. - powiedział, niemalże wypluwając to słowo ze wzgardą. - Nie lubiem, bardziej niż Drówów. Gupie, pizdowate, ciongle tylko o muzyce, sztuce i lasach by pierdoliły, drzewojeby jedne. Ale winko robią zajebiste. - dodał i pierwszy upił łyk ze swojego kieliszka. - Zrabowalim żem kiedyś z chłopami statek Elfów, co tylko to miał w ładowniach. Chłopy uznały, że szczyny, oni by to tylko rum i grog, ale zanim wszystko wylali za burtem, zabrałem kilka butelek dla siebie, a resztę żem opchnął w Gilgasz. No, zanim mnie stamtąd wyjebali. -
— A wyjebali Cie z Gilgasz, bo co? — Zapytała, starając się o to, by zaciągnąć goblina do rozmowy.
Wzięła swój kieliszek i podniosła do twarzy, po czym powąchała i bez większych oporów wypiła. -
Przy pierwszym łyku w ogóle ciężko było wyczuć alkohol, trunek był łagodny i dość przyjemny w smaku, pachniał kwiatami, a smakował jakimiś nieznanymi ci, słodkimi owocami. Zdecydowania najdroższa i najbardziej wykwintna rzecz jakaś w życiu piłaś, ale czy najsmaczniejsza. Kapitan zaś machnął ręką.
- A długo by gadać, a ni ma co ryja strzempić, jak i ciekawsze rzeczy som do roboty, ni? -
— Ale ja bardzo chętnie posłucham! — Wzięła kolejny, nieco bardziej nerwowy łyk. — No, to co żeś w Gilgasz robił?
-
Kapitan widocznie zastanawiał się czy powinnaś poznać prawdę, ale uznał, że nie jest to nic, czym chciałby dzielić się z kimś, kto dopiero co dołączył do jego bandy, a właściwie nawet nie to, byłaś bardziej kimś w rodzaju najemnej złodziejki, wynajętej do jednego zadania, a nie członkinią jego pirackiej zgrai. Minie pewnie wiele czasu nim obdarzy cię zaufaniem, o ile w ogóle to zrobi. Nie mając najwidoczniej ochotę na odpowiadanie na to czy jakiejkolwiek inne pytanie dopił jednym haustem swój trunek i wstał, zacierając ręce. Ponownie wskazał na kapitańskie łoże, tym razem bardziej natarczywie.
-
A Tissaen jeszcze bardziej odsunęła się od niego, szukając panikującym wzrokiem dróg ucieczki z kajuty.
-
Było tu co prawda kilka bulai, ale były zamknięte, a wątpiłaś, czy dałabyś radę się przez nie przebić, otworzenie zaś zajęłoby zbyt dużo czasu. Zawsze mogłaś wyjść drzwiami, po prostu, ale tu z kolei problemem było dwóch strażników. Z tego, co widziałaś, raczej nie za bardzo przykładali się do swojej roboty, ale pewnie zmieniłoby się to, gdyby zmotywował ich tym odpowiednio sam kapitan. A nawet gdybyś i im uciekła, to prosto na pokład pełen załogantów Goblina, a dalej do czegoś na kształt pirackiej wioski lub przystani, gdzie było jeszcze więcej jego podwładnych lub kompanów.
-
W takim razie skupiła się na tym, by po prostu nie dopuszczać kapitanka do siebie tak długo, aż temu się znudzi i zrezygnuje z swoich łóżkowych zamiarów. Mogła być złodziejką, ale ta druga rola już nie pasowała jej tak bardzo.
-
- Słuchej no. - powiedział w końcu, nie tyle znudzony, co bardziej zirytowany. - Masz dwie opcje, ta? Albo ja, albo cała załoga, każdy, ile bendzie chciał, kiedy bendzie chciał i jak bendzie chciał. A jak rzucem im hasło, to siem nawet nie zorientujesz, jak ciem złapio i zaciągno pod pokład, żeby siem zabawić. Mnie to ryba, tobie już chyba mniej, ni? Ostatnia szansa.
-
// Ja, widzący jak Kuba przygotowuje się do regulaminowego gwałtu na mojej żeńskiej postaci:
-
// Serio, razem z Tissaen będziesz miał średnią 100%. Chcesz jakiś medal? //
-
///Ty się ciesz, że zrobi to NPC, który jest w miarę twojej wielkości.///
-
// A ja się nie cieszę, bo to się robi o tyle niesmaczne, co i nudne. Widocznie wybredny jestem. //
-
-- Dobra, no. – Odpuściła w tej sytuacji. – Ale szybko.
// Może narzekam, ale naginania fabuły nie lubię jeszcze bardziej. Po prostu to przewiń.
-
//Od początku nie miałem zamiaru opisywać tego krok po kroku, bo to zbędne.//
Było szybko, tak jak chciałaś. No i przy okazji przyjemnie, więc kilka razy, a nie tylko raz. Obudziłaś się obok kapitana, jeszcze naga, okryta tylko skórami z jego łoża. On już nie spał, był ubrany od pasa w górę i zapalał właśnie fajkę, najwidoczniej przygotowując się do wyjścia. Usiadł z powrotem, przerywając ubieranie, gdy zauważył, że się ocknęłaś.
- No, no… Tak dobrze to dawno żem nie miał. Także od dziś jak mam na łajbie pierwszego oficera, tak ty bendziesz mojo pierwszo kochanką. O, fajnie nawet brzmi, nie? Mam sprawy, moje jełopy zara przyniosą ci coś do żarcia, wina, a potem oprowadzą po przystani, jak chce. A później… No, później pogadamy o innych sprawach, bo siem mnie spodobałaś i tak myślem, że znalazłoby siem dla ciebie takie jedno zadanko, żebyś se mogła dorobić, bo i tak za szybko czachy dla tamtego jebańca-kapitańca nie podjebiesz, za jakie miesiąc albo dwa wróci. Pasi? -
-- Pasi. – Odpowiedziała krótko, przewracając się na drugi bok i bardziej zakopując w skórach.
-
Nie miał zamiaru cię stamtąd wyciągać, jedynie dopalił fajkę, ubrał się i opuścił kajutę, a już kilka minut później do środka weszły kolejne trzy Gobliny, stawiając na stole, przy którym ostatniej nocy rozmawialiście, metalowe i drewniane tacki oraz sztućce, a na nich chleb, sery, rozmaite mięso, ryby, a nawet owoce i warzywa, znak, że kapitanowi rzeczywiście się powodzi, bo na morzu są one niezwykle cenne, pozwalając uniknąć wielu chorób, choćby szkorbutu. Do tego dzbanki, zapewne z wodą czy winem, i kubki. Jeden z Goblinów, który to przyniósł i rozstawił, właśnie wyszedł, na straży zostało dwóch innych, jeden w ubraniach, które musiał ukraść jakimś marynarzom, żołnierzom lub milicjantom z Cesarstwa i szlachcicom, co po spreparowaniu do jego rozmiarów dawało efekt równie komiczny, co nieelegancki, ale kilka wiszących ukośnie przez pierś noży, miecz jednoręczny i sztylet przy pasie znaczyły, że lepiej z nim nie zadzierać. Drugi był ubrany na typowo piracką, obdrapaną, modłę, ale za to na palcach miał wiele pierścieni, na szyi wisior ze złota, a przy pasie posrebrzaną, wyłożoną kamieniami szlachetnymi pochwę na szablę ze złotą rękojeścią z rubinem w środku. Kapitan nie ufał ci najwidoczniej aż tak, aby zostawić cię tu samą zbyt długo, więc przysyłał swoich dwóch załogantów, pewnie dość zaufanych, aby mieli na ciebie oko, choć zgodnie z obietnicą przynieśli ci też jedzenie, napoje i mieli później oprowadzić po przystani.
-
Cóż… Choć pewne aspekty współpracy z kapitankiem nie przypadły do gustu Tissaen, tak to, co pojawiło się w kajucie zdecydowanie należało do milszych stron tego układu. Już sam zapach tak szerokiego wachlarzu przysmaków rozbudził wyobraźnię niewysokiej goblinki, która przecież nie raz i nie dwa przymierała głodem na zabłoconych ulicach miast, gdy ubywało jej szczęścia w przekrętach. Teraz miała tyle na wyciągnięcie dłoni… Ubrała się i z apetytem wgryzła się wpierw w sery i mięsa, nie żałując sobie wina.