Szkarłatna Wyspa
-
Szeth “Kotal” Aogad
-- Jesteśmy więc umówieni – odpowiedział władcy, po czym, jeżeli mógł, ruszył na tamten udeptany plac. -
Nie było to nic więcej, niż właśnie plac udeptanej ziemi, szeroki na osiem i długi na dwanaście metrów, co dawało całkiem sporą powierzchnię do pojedynkowania się: wystarczająco, aby mieć pewną swobodę w walce, za mało aby przeciągać pojedynek, unikać konfrontacji i spróbować wziąć przeciwnika na przemęczenie. Król wyspy przybył kilka minut po tobie, wraz z czterema strażnikami, którzy rozstawili się w rogach prostokątnego placu. Wokół zaczęła zbierać się też spora grupa mieszkańców wyspy, chcących zobaczyć to widowisko, tym ciekawsze, że brał w nim udział ich król. Ten zaś wkroczył na plac i zaczął się rozgrzewać, wykonując różne ćwiczenia. Co ciekawe, nie zauważyłeś, aby miał przy sobie jakąkolwiek broń.
-
Szeth “Kotal” Aogad
Warknął niezadowolony z tego faktu. Tego właśnie się spodziewał, że przyjdzie mu stanąć do walki z kolesiem, który ma swoje magiczne sztuczki. Sprawdził, czy jego gladiusy można gładko wyciągnąć, po czym przygotował się do walki, chwytając oburącz swój ciężki młot bojowy. -
Mężczyzna ustawił się na lekko ugiętych nogach, stojąc pewnie kilka metrów przed tobą. Postawił gardę i machnął na ciebie ręką, abyś podszedł i zaczął walkę.
-
Szeth “Kotal” Aogad
-- Czyżby słynne zasady przed walką to brak takowych? – zapytał, poprawiając młot w dłoni, zanim wykonał dwa powolne kroki w kierunku władcy wyspy, zwracając uwagę na potencjalne zagrożenie w powierzchni areny. -
- Nie ma sensu, żeby którykolwiek z nas tu zginął: walczymy do pierwszej krwi lub innej poważnej rany albo gdy jeden z nas się podda. - odparł tamten, okrążając cię. Widocznie czekał na twój pierwszy ruch.