Milan
-
- Pewnie. - wziął butelkę i napił się z niej
-
Piwo było całkiem niezłe, jednak nie zostało go za dużo. Likho uśmiechnął się.
— To może zapytamy w barze? Przy okazji się napijemy… -
- Pewnie. Prowadź. - odpowiedział z uśmiechem
-
Likho szedł zdecydowanie raźniej, pewnie odzyskał większość sił. Do baru, dość o tej porze pustego, dotarli chwilę później. Barman spoglądał na nich z zaintrygowaniem.
-
- Dwa piwa, dla mnie i kolegi. - powiedział do barmana kiedy siadał przy ladzie
-
Od razu je dostali. Barman przyjął zamówienie od jakiegoś chłopaka i pomału miksował drinka.
— To o was co chwila gadają? -
- Zależy co gadają. - odparł zaintrygowany
-
— O tym, że biliście się z tymi dwoma kretynami.
-
- A, to akurat prawda. Tylko że to oni zaczęli.
-
— To miasto ma niezłe problemy. Co jakiś czas tacy jak oni zrywają się z Riv i zaczynają tu grasować.
-
- Myślałem że jeśli ktoś stamtąd ucieka to raczej kieruje się w dół rzeki. Czy te największe miasta nie są właśnie nad morzem?
-
— Ucieczka do Sybil to gorsze niż samobójstwo.
-
- Cóż, jeśli tak stawiasz sprawę. - napił się piwa - Ale zmieniając temat, wiesz gdzie w okolicy znajdę kogoś kto ma Kartę?
-
— W sumie znam jedną osobę. Z nią też będziesz się bił?
-
- Tylko jeśli to ona zacznie. Jak tamci. - powtórzył.
-
— To prawda, że jesteś synem Lawrence’a?
-
Zaskoczyło go to pytanie. Napił się piwa.
- Tak, to prawda. -
— Coś kiedyś o nim słyszałem. Razem z Deusem schwytali jednego z takich wariatów.
-
Spróbował sobie przypomnieć taką sytuację z historii seriora.
- A faktycznie, ojciec kiedyś opowiadał że polowali na jakiegoś uciekiniera z Riv. Tylko że miał łatwiej niż ja, bo mieli przewagę liczebną i pistolety strzałkowe. -
— Nie pamiętam już szczegółów. Sporo się pozmieniało od tamtego czasu. On cię tu przysłał, czy trafiłeś tu przypadkiem?