Kreeou
-
— Sorki. Z naszej perspektywy ludzkie życie jest krótsze. Mam na myśli, że będę raczej żył dłużej od ciebie, więc nie chcę przywiązywać się do tego jednego lasu na zawsze.
-
- Cóż, zakładam że takie przywiązanie się do lasu jest nieco bardziej… angażujące niż małżeństwo, więc może faktycznie powinieneś być w pełni gotowy na takie zobowiązanie.
-
— Zaślubiny z lasem, co?
Akairis na moment popadł w zadumę. Do pełnego obrazu brakowało mu jeszcze fajki. W końcu klasnął.
— Niech wam będzie. Odpuszczę. Drogi Likho, podaj swojemu towarzyszowi kartę.
Leszy wyjął kartę z jakiejś szuflady, a potem dał ją LJowi. -
- Dzięki. No i dziękuję oczywiście panu. - kiwnął głową w kierunku elfa.
-
Likho wybiegł za LJem jakby zależało od tego jego życie.
-
- Odnoszę wrażenie jakbym ci życie uratował. - powiedział rozbawiony idąc dalej przed siebie.
-
— Wydaje mi się, że bardziej uratowałeś honor, ale to nie ma znaczenia.
Położył dłoń na piersi i odetchnął.
— Od niedawna dziadek zrobił się natarczywy. -
- Czego on właściwie od ciebie chce? Byś został opiekunem lasu? Myślałem że już się tym zajmujesz?
-
— Tak, ale miałbym jeszcze elfy na głowie. Coś jak ich burmistrz.
-
- Skoro to dożywotnia fucha, to bardziej jaki jakiś lord. Wyobraź to sobie. Likho, król lasu, władca wszystkich elfów. - rzucił nieco szyderczo ze śmiechem
-
//rzuć sobie łatwy na reakcję
-
//Co, unik przed dostaniem w pysk?
-
Likho nie powiedział nic, a LJ niespodziewanie potknął się o wystający korzeń i niemalże zaliczył glebę.
-
- Uf, było blisko. - skomentował, dobrze zdając sobie sprawę z psikusa jaki próbował spłatać mu duch lasu - Wiesz, myślę że od razu ruszę dalej na północ.
-
— To ruszamy już teraz?
-
- W sumie powiedziałem że najpóźniej rano wyjadę… - spojrzał się w górę, próbując określić porę dnia.
-
Było popołudnie. Wciąż dość jasno.
-
- Zdążymy dojść do Milanu przed nocą?
-
Likho spojrzał w górę i przez moment gapił się w słońce.
— Wydaje mi się, że tak. -
- No to zbierajmy się. No chyba że samemu chcesz coś tutaj załatwić.