Ervell
-
— W sumie to Likho. Niczym im nie podpadł, jak na razie.
-
- Wybornie. Przypilnuj go żeby mi nigdzie nie uciekł, kiedy ja będę szedł po karty. - wypił duży łyk z kubka. Możesz przypomnieć jak się nazywało to miejsce gdzie mogę je znaleźć?
-
— W tej ostoi dla węży. Jest na skraju miasta, musisz iść w kierunku przeciwnym do nurtu rzeki.
-
- Dzięki wielkie. Nie wiem jak szybko mi pójdzie, ale postaram wrócić wieczorem. - dopił kawę, pocałował Caer, poklepał po plecach Likho i wyszedł z domu, kierując się tam gdzie wskazała elfka.
-
Minął kilka znaków na temat węży i w końcu wypatrzył pierwszego z nich przemierzającego ścieżkę. Ten akurat był grubości węża ogrodowego, ale całkiem szybki.
-
W sumie nie wiedział czego ma się spodziewać? Ten wąż ma kartę? Jest zmiennokształtny? Był tu ledwie pięć dni, a już jego zdrowy rozsądek poważnie zachorował. Obserwował więc węża, zastanawiając się co ma zrobić.
-
Wąż ruszył w stronę pobliskiego budynku.
-
Uznał że to dobry trop i również się tam udał.
-
Zobaczył tam bladego chłopaczka, trzymającego skrzynkę pełną martwych myszy. Chyba nie bez powodu. Był dosłownie otoczony wężami.
-
Postarał się odejść do tej sytuacji na luzie, ale z dystansem.
- Em… dzień dobry. - powiedział z pewnej odległości -
Odwrócił się do niego. Wyglądał naprawdę blado. Uśmiechnął się lekko.
— Dzień dobry. Pan pewno po karty, co? -
- W rzeczy samej, tak. - powiedział i rozejrzał się po wnętrzu chaty - Sporo ma pan tutaj węży…
-
— Tak, tak. Część przybyła ze mną, inne do mnie się garną, pewnie już nimi pachnę na tyle, że mi ufają. Nie mam przy sobie kart, bo już kilka razy miałem problemy, jak Goethe je zjadła i się pochorowała. Pan je obejdzie i skoczy na górę. Serafin ma moją kartę.
Chłopak wskazał mu drogę. -
- Dzięki. - powiedział i ostrożnie lawirował między licznymi gadami, starając się dostać na piętro.
-
Jakimś trafem na schodach węży nue było już w ogóle, podobnie na piętrze. Pachniało tam świeżo wyciskanymi cytrynami. Na balkonie wychodzącym na rzekę stał opalony koleś i pił właśnie lemoniadę. Nie zauważył LJa.
-
- Dobry. - powiedział, wszak niekulturalnie byłoby się tak zakradać - Ja po karty przyszedłem.
-
— Jakoś przetrwałeś widok węży, więc chyba jesteś spoko.
Odwrócił się. Przeczesał dłonią włosy.
— Czym się zajmujesz? Tak wiesz, poza Krainą. -
- Pracuje w galerii sztuki jako asystent kustosza. - odpowiedział
-
— Ciekawe.
Zapisał sobie w notesie.
— Dzięki. Wygrałem zakład dzięki tobie. -
- Em… nie ma za co? Jaki zakład?