Ervell
-
- Cześć - przywiał się ze wszystkimi - karty zdobyte, jak skończycie to możemy ruszać.
//Zaktualizuj mi kartę postaci
-
//ok
Nie zajęło im to długo. Likho rozłożył Caer na łopatki. Dziewczyna posprzątała po grze.
— Powodzenia, LJ.
Leszy wyszedł na zewnątrz. -
Dał dziewczynie całusa na pożegnanie i wyszedł za leszym.
-
— Po twoich poprzednich słowach myślałem, że naprawdę wrócisz późno. Chyba jednak nie obawiasz się węży, co?
-
- Są straszne dopiero kiedy próbują cię zaatakować. A żeby cię zaatakowały muszą być głodne albo wściekłe. - stwierdził - Tamte w domu wydawały się raczej zrelaksowane.
-
— Trochę mnie zdziwiło, że Serafin potrafi jakoś z nimi żyć, mimo, że nie pała do nich taką miłością jak Snake. — Zamilkł na moment. — Ogółem do Kreeou będziemy musieli iść z buta.
-
- Mówi się trudno. Daleko to jest? Może powinniśmy wziąć jakieś zapasy na drogę?
-
— Tak z półtorej godziny spacerem.
-
- Ach, myślałem że dłużej. - stwierdził po czym zdał sobie z czegoś sprawę - Ale w sumie to od wczoraj nic nie jadłem, więc może jednak zjemy coś po drodze?
-
— To weźmiemy coś na wynos, czy coś. Na co masz ochotę?
-
- A co tu dają dobrego?
-
— Mają całkiem dobre placki ziemniaczane po węgiersku. Ale w sumie większość tego co mają jest smaczne.
-
- Może być. Prowadź.
-
Po niedługim czasie dotarli do karczmy. Likho znalazł im stolik. Ruch był całkiem spory.
— Pójdę zamówić. Co chcesz do picia? -
- Zdaję się na ciebie. - usiadł przy stoliku.
-
Niedługo po tym wrócił z dwoma herbatami. Napomknął, że kelnerka doniesie jedzenie.
-
Napił się herbaty.
- Tak w zasadzie to czemu masz posłuch u elfów, skoro nie jesteś miejscowy? -
— Wiesz, renoma pradawnego władcy lasu. A połowa z nich nawet nie wie, że jestem ze Stanów.
Herbata była całkiem niezła.
— Nie jest źle być tutaj leszym. Mógłbym zarekomendować lokalizację. Nikt nie wystawia za mną listu gończego. -
- No i pewnie las ładny. Nie dziwię się że chcesz tutaj zostać. - znów się napił
-
— Troszeczkę mi tu jednak samotnie. Ale jestem zbyt leniwy, by zbierać karty.