Ervell
-
- Mówi się trudno. Daleko to jest? Może powinniśmy wziąć jakieś zapasy na drogę?
-
— Tak z półtorej godziny spacerem.
-
- Ach, myślałem że dłużej. - stwierdził po czym zdał sobie z czegoś sprawę - Ale w sumie to od wczoraj nic nie jadłem, więc może jednak zjemy coś po drodze?
-
— To weźmiemy coś na wynos, czy coś. Na co masz ochotę?
-
- A co tu dają dobrego?
-
— Mają całkiem dobre placki ziemniaczane po węgiersku. Ale w sumie większość tego co mają jest smaczne.
-
- Może być. Prowadź.
-
Po niedługim czasie dotarli do karczmy. Likho znalazł im stolik. Ruch był całkiem spory.
— Pójdę zamówić. Co chcesz do picia? -
- Zdaję się na ciebie. - usiadł przy stoliku.
-
Niedługo po tym wrócił z dwoma herbatami. Napomknął, że kelnerka doniesie jedzenie.
-
Napił się herbaty.
- Tak w zasadzie to czemu masz posłuch u elfów, skoro nie jesteś miejscowy? -
— Wiesz, renoma pradawnego władcy lasu. A połowa z nich nawet nie wie, że jestem ze Stanów.
Herbata była całkiem niezła.
— Nie jest źle być tutaj leszym. Mógłbym zarekomendować lokalizację. Nikt nie wystawia za mną listu gończego. -
- No i pewnie las ładny. Nie dziwię się że chcesz tutaj zostać. - znów się napił
-
— Troszeczkę mi tu jednak samotnie. Ale jestem zbyt leniwy, by zbierać karty.
-
- To może zamiast szukać kart znajdź sobie kogoś? Zawsze jakaś alternatywa.
-
— Mówiłem, że kogoś mam. Tylko został… po drugiej stronie.
-
- W takim razie musisz podjąć męską decyzję. Szukasz kart i wracasz do domu, albo zostajesz i szukasz sobie miłości. W dodatku, nie obraź się - napił się herbaty - ale sądząc po tym co się wydarzyło rano, nie wyglądasz na szczególnie przywiązanego do tego “kogoś”.
-
Odetchnął.
— Może i tak. — Likho upił nieco swojej herbaty. — Niezbyt znam się na miłości. Nie miałem nigdy dobrego przykładu. Trochę zbiłeś mnie z tropu tamtą propozycją, po prostu. -
- Ja sam zbiłem się z tropu tamtą propozycja. - pokręcił głową
-
— Zawsze możemy powiedzieć, że to się nigdy nie wydarzyło. Caer nas nie wyda.
Kelnerka przyniosła jedzenie.