Elfi Las
-
Zobaczył wtedy tę istotę raz jeszcze. Wyglądała jak dzika świnia, ale stała na dwóch nogach. Dalej się śmiała.
-
- Co cię tak bawi? - zapytał, nie będąc pewnym co myśleć o tej sytuacji
-
Powoli ruszyła w stronę LJa.
-
- Hej, hej, hej! - ponownie chwycił kij i stanął wyprostowany - Tak blisko wystarczy.
-
Świnia tupnęła racicą i zaczęła chrumczeć donośnie.
-
-To nie może być normalne… - powiedział do siebie, uważnie obserwując ruchy świniaka
-
Usłyszał odgłosy za sobą.
-
Oczywiście się odwrócił, ale tylko na moment.
-
Zobaczył trzy takie prosiaki przy samym wozie.
-
- Hej, wy też się cofnijcie! - Zakrzyknął i cofnął się na pakę wozu, mocno dzierżąc swój kij. Bynajmniej nie miał w planach bycie napadniętym przez dwunożne świnie
-
Te bezczelnie chwyciły każda po dwie butelki. Słyszał zbliżające się chrumczenie tej świni bliżej niego.
-
- Ej, zostawić to! Pijaku! - zakrzyknął i zaczął szturchać je kijem, by zostawiły alkohol
-
Jedna po prostu zwiała, ale dwie porwały ze sobą butelki. Za sobą też usłyszał odgłosy biegu.
-
Odwrócił się na ułamek sekundy by spojrzeć czy to przyjaciel czy wróg. A że zapewne wróg to się obrócił by dzielnie bronić butelek
-
Nie, to uciekła ostatnia świnia. Najwyraźniej odpuściły. Tymczasem zaczął słyszeć przekleństwa. Rozpoznał głos Vince’a, ale brzmiało to, jakby stał dosłownie parę metrów od niego. A przecież tak nie było, nie?
-
No chyba że zdążył wrócić by zobaczyć jak świnie obrabiają mu transport alkoholu. Spojrzał się w stronę z której chodziło klnięcie.
-
Widział jedynie ślady jego butów i ściętych gałęzi.
— Ja pieprzę. W takim tempie to nigdy nie wylezę z tego. -
- Pomóc ci? - zakrzyknął
-
— Przydałoby się! Ale patrz pod nogi!
-
Za jego radą ostrożnie ruszył mu na pomoc.