Dwór Srebrnej Maski
-
Widocznie zdziwiony, mimo wszystko zachował spokój, nie reagując zbyt gwałtownie, jak zrobiłaby większość ludzi.
- Czary czy co? - zapytał, ruszając się i machając rękami, aby sprawdzić rzeczywistość odbicia. -
— Zależy od punktu widzenia. — Odpowiedział mu ustami starca z lustra, któremu teraz dodał wysoki cylinder na głowie, typową dla iluzjonistów czarną pelerynę i czarnoksięską różdżkę w dłoni.
-
- Dobra, to kończ to czary-mary i zmieniaj się z powrotem… I opowiedz mi, jak to działa.
-
Posłusznie powrócił do swej normalnej postaci, pół-ludzkiej i pół-mivvockiej. Dobrze było żyć z świadomością, że wściekły tłum jednej lub drugiej razy nie rzuci się za tobą z pochodniami za przyszarzałą skórę.
— To iluzja, mateczka mnie nauczyła. Jedna z mivvockich sztuk. — Odpowiedział spokojnie. -
- I co? Myślisz sobie, jak chcesz wyglądać, i taki się stajesz?
-
— Możemy uznać, że mniej więcej jest to racja.
-
- No to ja ci raczej roboty nie znajdę, bo się tylko zmarnujesz. Szef pewnie wymyśli ci coś ciekawszego niż rąbanie drewna, naprawianie płotu albo ostrzenie narzędzi.
-
— Tak jest! — Zasalutował żartobliwie. — Znajdę go tam, gdzie wczoraj?
-
Pokiwał głową, wracając do rachunków.
- Chwila! - krzyknął po chwili, o mało nie wylewając kałamarza atramentu na pliki kartek z obliczeniami, tabelami i zdaniami. - Jest chyba coś, co mógłbyś dla mnie zrobić. Ale to tak na przyszłość, wpadnij w wolnym czasie, szef na pewno ma dla ciebie coś ważniejszego. -
// Dodano quest poboczny: Umocnij
bonapartyzmcriannizm i odszukaj jednookiego pudla. //— Zapamiętam. Do czasu! — Machnął starcowi dłonią na pożegnanie i oddalił się w kierunku pomieszczenia w którym wczoraj rozmawiał z maską.
-
Choć obecni tu ludzi wciąż patrzyli na ciebie krzywo, to każde wymierzone w ciebie spojrzenie, nieważne jak nieprzyjazne by było, i tak jest lepsze niż lufa rewolweru. Nie byłeś pewien czy mężczyzna spędzał w tym pokoju większość dnia, czy może czekał tu specjalnie na ciebie, ale zastałeś go tam, zgodnie ze swoimi przewidywaniami. Bez słowa skinął ci głową i wskazał na sąsiedni fotel, jednak dalej milczał, ciekaw, co masz do powiedzenia.
-
James posłusznie zajął miejsce, krzyżując nogi, by zaraz potem je odkrzyżować. Złączył palce obu dłoni, co chwila opierając się o granicę strzelania knykciami.
— Ładny dzień, prawda? Chciałem zapytać o moje zdania na dzień dzisiejszy. — Powiedział, po czym prędko dodał. — O ile jakieś mam, oczywiście! -
- Naturalnie. O ile nie przeszkadza ci, że będziesz pracować z moimi ludźmi. A właściwie, że ty będziesz pracować, a oni będą cię pilnować. Rozumiesz, nie mogę ufać każdemu, kto się zaciągnie, zwłaszcza pod pewnym przymusem. No i oni będą uzbrojeni, ty nie. Broń zwrócimy ci wtedy, gdy będziemy mieć pewność, że nie skierujesz jej przeciwko nam.
-
Uniósł niewinnie dłonie w górę.
— Rozumiem, rozumiem, nie ma potrzeby na marnowanie słów. Gdzie mam się stawić i kiedy? -
- Cieszy mnie to podejście, bywali tacy, którzy się awanturowali. Poczekaj przed głównym wejściem do dworku, przekażę im rozkazy i wyruszycie za kwadrans czy dwa.
-
— Wszystko jasne. — Kiwnął głową, podnosząc się z fotela. — Powinienem zgłaszać się tutaj każdego ranka, jeżeli chodzi o przydział pracy?
-
- Wątpię, żebyś wyrabiał się ze wszystkim, co ci zlecę, w jeden dzień, ale jeśli już pytasz to tak. Może czasem wyślę do ciebie gońca, żeby nie tracić czasu, ale jeśli nie zastaniesz nikogo pod swoim barakiem to masz przyjść tutaj.
-
— Mhm, rozumiem, rozumiem… W takim razie myślę, że to wszystko, co jest mi niezbędne. Będę już odchodził, chyba że jeszcze coś, co powinienem wiedzieć?
-
- Świadomie lub nie, bierzesz udział w wydarzeniach, które mogą odmienić Nowy Świat. - odparł na pożegnanie i wykonał gest, którym cię odprawił.
-
Westchnął, odchodząc w stronę wyjścia z dworku.
— Tego nie musiałem wiedzieć…