Dwór Srebrnej Maski
-
— Mhm, rozumiem, rozumiem… W takim razie myślę, że to wszystko, co jest mi niezbędne. Będę już odchodził, chyba że jeszcze coś, co powinienem wiedzieć?
-
- Świadomie lub nie, bierzesz udział w wydarzeniach, które mogą odmienić Nowy Świat. - odparł na pożegnanie i wykonał gest, którym cię odprawił.
-
Westchnął, odchodząc w stronę wyjścia z dworku.
— Tego nie musiałem wiedzieć… -
- Chciałeś wiedzieć coś, co wiedzieć powinieneś. To było to. Może kiedyś wprowadzę cię w więcej szczegółów.
-
// Cóż, miałem na myśli, że James powiedział to odchodząc, ale fakt, niedokładnie opisałem, a i świata to nie zmienia. //
Zatrzymał się na chwilę, ale szybko ruszył dalej, zastanawiając się nad znaczeniem tajemniczych słów Srebrnej Maski. Nie miał głowy do takich rzeczy.
-
//No to uznajmy, że Srebrna Maska rzucił to za nim na odchodne, zanim jeszcze opuścił pomieszczenie.//
Tak jak mówił Srebrna Maska, czekałeś pod wejściem prawie dwa kwadranse. W końcu jednak podszedł do ciebie jakiś napakowany rewolwerowiec i uchylił ci kapelusza.
- Mów mi Boone. Mam cię niańczyć, wprowadzić w robotę, którą masz wykonać, a w razie potrzeby zastrzelić na miejscu. Gotowy? -
James zmierzył go wzrokiem, uśmiechnął się lekko i odpowiedział takim samym skinięciem.
— Od urodzenia, szczególnie na ostatnią z tych przyjemności. — A mówiąc to, nie skłamał. -
Wysoki, dobrze zbudowany, najpewniej łysy, choć nie miałeś zupełniej pewności przez kapelusz, choć o bujnym i zadbanym zaroście na twarzy, ubrany jak typowy kowboj, z nietypową kaburą na udzie, w której mieścił się jakiś obrzyn, z rewolwerem w klasycznej już kaburze oraz długim nożem za paskiem.
Uniósł lekko brew na twoje słowa, ale parsknął śmiechem i skinął głową.
- Chodź. Po drodze wprowadzę cię w szczegóły. -
— Jasne. — Podążył za mięśniakiem.
-
- Szef wspominał coś o tych twoich niesamowitych talentach, także trzeba je będzie sprawdzić. Mamy dla ciebie całą listę misji, w których ta zmiana postaci może się przydać, ale na początek zlecimy ci coś prostego, żeby się przekonać, czy masz poza tym łeb na karku. No i czy rzeczywiście jesteś taki dobry jak mówią. Potrzebujemy cię do rozwiązania problemu z tubylcami. Nie wiem czy sam zauważyłeś, czy może ktoś ci powiedział, ale w lesie na wyspie żyje kilkudziesięciu Mivotów, wszyscy to wyzwoleni niewolnicy, którzy się tu osiedlili, bo nie mieli gdzie wrócić albo chcieli spłacić dług pomagając nam i broniąc nas przed zagrożeniami z zewnątrz. Teraz podzielili się na dwie frakcje i może dojść między nimi do walki, a nie jest nam to potrzebne. Twoim zadaniem będzie ich udobruchanie. Nadążasz i mogę przejść do sedna?
-
— Jak na razie wszystko rozumiem. — Kiwnął głową. — Kontynuuj, proszę.
-
- No i tu wchodzisz ty. Jeśli my próbowalibyśmy rozwiązać ten konflikt albo nawet robić na mediatorów to może i odłożą swoje sprawki na później, ale tylko po to, żeby spuścić manto nam za to, że się wtrącamy, a tego Srebrna Maska nie chce. Więc ty masz robić za mediatora. Najpierw myśleliśmy czy nie kazać zmienić ci się w jakieś ich bóstwo czy coś, ale pewnie nie gadasz za dobrze w ich języku, co?
-
— Los sprawił, że w ciągu mojego życia poznałem zaledwie kilka słów, także niestety.
-
Pstryknął palcami, jakby nagle przyszło mu coś do głowy.
- A potrafisz zmienić wygląd w jakąś dziką bestię czy coś? Czy tylko ludzie i podobne im posturą istoty? -
— Chcesz dziką bestię? To masz. — I na jego oczach stworzył iluzję Quezoara i pod jego postacią mówił dalej. — Ale ba, pokażę Ci prawdziwego potwora. — I przybrał postać mięśniaka, uśmiechając się przy tym złośliwie.
-
- Ahaha, zajebiście śmieszne. - mruknął, choć sam się przy tym uśmiechnął. - Skoro tak, to mam inny pomysł. Nie wątpię w twoje gadane, ale jeśli nie dasz rady ich przekonać ot tak, to nastrasz ich gniewem matki natury czy w co tam oni wierzą. Później odejdziesz i narobisz im trochę strachu pod postacią jakiejś bestii, co powinno ich przekonać. A taką przynajmniej mam nadzieję.
-
— Myślisz, że to wypali? — Skrzywił się, wracając do swojej normalnej postaci. — Jakby to ugryźć… Najbardziej obawiam się tego, że im ta sztuka nie jest obca. Może wiedzą jak ją rozpoznawać? Wtedy i ja i ty będziemy spaleni.
-
- No to co proponujesz, skoro to może nie wypalić?
-
— To jest… Kurde felek. — Pstryknął palcami w zamyśleniu. — Ciężkie pytanie. Nie możemy zareagować zbyt “łagodnie”, jak to by niektórzy określili, bo wtedy nasze działania mogą nie przynieść rezultatów. Jeżeli zaś zorganizujemy coś zbyt szokującego, możemy uzyskać efekt wręcz przeciwny do tego, co chcemy osiągnąć. Hem, hem, hem… Może zróbmy tak. Ja będę udawał, że jestem nowym Mivvotem w tej okolicy. Pójdę do jednych, zobaczę o co poszło, później do drugich. Jak już poznam zdanie dwóch stron, spróbujemy coś wymyślić. Co ty na to?
-
- Niech będzie, tylko pamiętaj, że trzeba rozwiązać to jak najszybciej, zanim poleje się krew. Pójdę z tobą, sprzedam im jakąś bajkę o uwolnieniu cię z jakiejś plantacji czy coś, żeby nie byli za podejrzliwi. A jakbyś mógł magią zrobić sobie jakieś szramy od bata na plecach, siniaki i inne takie to by się przydało, żeby było wiarygodniej.