Plantacja Fitzsimmonsów
-
- Nie możemy siedzieć tu zbyt długo. Naczelnik na pewno odpuści na jakiś czas, w końcu stracił tu dużo więcej ludzi, niż zakładał, ale to nie wystarczy, żeby kompletnie zrezygnował z dopadnięcia nas. Musimy znaleźć bezpieczną kryjówkę dla wszystkich rannych, a z pozostałymi pojedziemy na to spotkanie z tymi ludźmi, kimkolwiek są.
-
Kiwnęła głową.
— A masz już jakiś pomysł na tą “bezpieczną kryjówkę”? -
- Ta opuszczona kopalnia na Wielkich Równinach to chyba nasz najlepszy pomysł.
- Zwłaszcza, że ten złamas wystawi za nami takie listy gończe, że nie będziemy moli pokazać się w jakimkolwiek cywilizowanym miejscu, bo wszyscy mieszkańcy sięgną od razu po spluwy na nasz widok. - dodał Jimmy. - No i zawsze możemy spróbować zwiać do innej kolonii. Władza naczelnika tam nie sięga.
- Ale wredni najemnicy i łowcy nagród już tak. - mruknął Clyde. -
— Tia… — Niezbyt wesoło przytaknęła Clyde’owi. — To fakt.
-
- A ty? - zagadnął cię stary partyzant. - Jedziesz z nami czy wracasz do siebie?
-
— Jadę! — Odpowiedziała od razu, jakby niemalże oburzona samym pomysłem tego, że odpuściła by sobie tą akcję po tym wszystkim. Szybko jednak jej emocje opadły. — Tylko… dam znać reszcie, że wszystko ze mną w porządku. I muszę mieć pewność, że Patricia bezpiecznie tam dotrze.
-
- Dotrzeć to jedno, ale jesteś zupełnie pewna, że będą tam bezpieczni? Przed kolejną armią wymiaru sprawiedliwości raczej sami się nie obronią.
-
Jannet spochmurniała. Miał rację, po akcji w więzieniu gospodarstwo będzie jednym z najmniej bezpiecznych miejsc, siły Naczelnika prędzej czy później natkną się na nich…
— Racja… Wyślę do nich list, by jak najszybciej znaleźli dla siebie jakiś bezpieczny kąt. To powinno załatwić sprawę. -
Wszyscy pokiwali głowami.
- Brzmi jak plan. - powiedział w końcu David. - Pakujcie wszystko, co niezbędne, resztę zakopcie albo gdzieś ukryjcie. Powinniśmy wynieść się stąd jak najszybciej, najlepiej dziś.
Po tych słowach wszyscy zaczęli się rozchodzić. Ranni, aby odpocząć, część osób, aby się nimi zająć, pozostali zaś zajęli się wypełnianiem poleceń Davida, bo rzeczywiście każda godzina tutaj była kuszeniem losu, a szybsze opuszczenie całej plantacji dawało wam większą przewagę nad ewentualnym pościgiem. -
I Jannet odeszła z pokoju gościnnego. Była cholernie zmęczona. Najchętniej teraz umyła by się z brudu ostatnich dni, zjadłaby conajmniej pół spiżarni i przespała najbliższe kilkadziesiąt godzin, jednak z niechęcią musiała przyznać rację słowom Davida: musieli się spieszyć. Co prawda ona nie miała żadnych większych ran do opatrzenia ani rzeczy do pozbierania. Za to musiała pozbierać myśli. Dobrze byłoby zacząć od Patrici, sprawdzić jak ona się trzyma. Odszukała ją.
-
Jak na kogoś, kto ostatnie kilka godzin spędził, opiekując się rannymi i umierającymi, w otoczeniu krwi i jęków, a do tego pod ciągłym oblężeniem, gdy kule latały wokół niej, a szanse na ratunek były nikłe to całkiem nieźle. Była też jedną z nielicznych osób, które zdołały wyjść z całej bitwy o plantację bez szwanku.
-
— Wszystko w porządku? — Spytała, podchodząc do niej. Naprawdę jej ulżyło, gdy zauważyła, że jej przyjaciółka jest cała. — Rozmawiałam z resztą, będziemy za niedługo się stąd wynosić, do bezpieczniejszego miejsca. Naszych też powiadomię, by się zabierali z gospodarstwa. Listem.
-
- Myślisz, że im się uda? - zapytała. - Albo nam?
-
Nie odpowiedziała od razu. To było trudne pytanie. Z jednej strony, była pełna nadziei na to, że jakikolwiek plan przygotowali tamci tajemniczy goście, to rzeczywiście zadziała i pozwoli wszystkim odetchnąć z spokojem. Już nie byli tylko losową grupką bandytów i wykolejeńców, teraz mieli wsparcie. Z drugiej strony, po tym co się dzisiaj wydarzyło, Naczelnik nie odpuści. Być może nawet zaangażuje w swoją sprawę Armię Oczyszczenia - przeciwko niej nie mieliby szans.
— Tak myślę. Uda się nam i im. — Uśmiechnęła się, chcąc dodać otuchy przyjaciółce. — Daliśmy radę wcześniej, to dlaczego miałoby nie wyjść później? Z taką ekipą i takim medykiem jak ty musi wyjść. A Liwiusz i spółka… Znasz ich. Coś wymyślą, ukryją się, może zbiegną gdzieś, gdzie jest bezpiecznie. Naczelnik i tak woli nas od nich. Więc… Będzie dobrze. Jestem tego pewna. -
Pokiwała głową. Albo ją przekonałaś, albo dobrze udawała.
- Nic ci nie jest? - zapytała po chwili. -
— Nieeee… Ze mną jest wszystko w porządku, bywało gorzej. Ale dzięki, że pytasz.— Rzuciła lakonicznie. — Tylko jestem trochę wkurwiona na Davida, ale właśnie mam zamiar z nim pogadać.
-
Na chwilę spuściła wzrok, po czym znowu na ciebie spojrzała.
- To było kilka ciężkich dni, każdy robił, co musiał, żeby przeżyć. - powiedziała i po chwili odeszła, gdy Clyde poprosił ją o pomoc przy jednym z rannych. -
Słowa Patrcii wydzwoniły w czaszce Jannet, Miała zamiar pójść do Davida i jednym ciągiem wyrzucić mu wszystko co myśli o nim i o niedawnej ,sytuacji"… Ale może nie był to najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę jak bardzo rozemocjonowani byli wszyscy dookoła włącznie z nią samą. Może lepiej byłoby najpierw zajrzeć do Jima i zapytać jak się czuje po niedawnym postrzale, a dopiero później pogadać z Davidem… Ta, to był dobry pomysł i tak też zrobiła, najpierw odszukując rewolwerowca, który jeszcze nie tak dawno temu wsadził ją do celu.
-
Zastałaś go na zewnątrz, gdzie razem z Williamem i partyzantami szabrował zwłoki ludzi Naczelnika. Poza nimi kręcili się tam Amaksjanowie, ale nie zwracali większej uwagi ani na was, ani na trupy czy potencjalne łupy, jednie kilku było zajętych zrywaniem skalpów przy pomocy ząbkowanych noży wielkości maczety, poza tym ucinali też pomordowanym palce czy uszy oraz wyrywali zęby i wyłupywali oczy, niektórzy zabierali ze sobą całe głowy. Domyślałaś się, że pewnie będą robić z tego jakieś wojenne trofea lub coś w tym guście, ale nie miałaś pewności. Soapy pewnie by wiedział, miał w końcu sporą wiedzę na temat zwyczajów tej rasy, która pozwoliła mu przeżyć wśród nich.
-
Chyba jednak wolała się nie zagłębiać w zwyczaje Amaksajnów, zdecydowanie wolała zaspokoić się wątpliwym przekonaniem o tym, że przynajmniej na razie sama nie stanie się jednym z takich ,trofeów". Przeszedł ją niezbyt przyjemny dreszcz, gdy o tym pomyślała.
— Znaleźliście coś ciekawego? — Zapytała, podchodząc do Jima.