Plantacja Fitzsimmonsów
-
Pokiwała głową. Albo ją przekonałaś, albo dobrze udawała.
- Nic ci nie jest? - zapytała po chwili. -
— Nieeee… Ze mną jest wszystko w porządku, bywało gorzej. Ale dzięki, że pytasz.— Rzuciła lakonicznie. — Tylko jestem trochę wkurwiona na Davida, ale właśnie mam zamiar z nim pogadać.
-
Na chwilę spuściła wzrok, po czym znowu na ciebie spojrzała.
- To było kilka ciężkich dni, każdy robił, co musiał, żeby przeżyć. - powiedziała i po chwili odeszła, gdy Clyde poprosił ją o pomoc przy jednym z rannych. -
Słowa Patrcii wydzwoniły w czaszce Jannet, Miała zamiar pójść do Davida i jednym ciągiem wyrzucić mu wszystko co myśli o nim i o niedawnej ,sytuacji"… Ale może nie był to najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę jak bardzo rozemocjonowani byli wszyscy dookoła włącznie z nią samą. Może lepiej byłoby najpierw zajrzeć do Jima i zapytać jak się czuje po niedawnym postrzale, a dopiero później pogadać z Davidem… Ta, to był dobry pomysł i tak też zrobiła, najpierw odszukując rewolwerowca, który jeszcze nie tak dawno temu wsadził ją do celu.
-
Zastałaś go na zewnątrz, gdzie razem z Williamem i partyzantami szabrował zwłoki ludzi Naczelnika. Poza nimi kręcili się tam Amaksjanowie, ale nie zwracali większej uwagi ani na was, ani na trupy czy potencjalne łupy, jednie kilku było zajętych zrywaniem skalpów przy pomocy ząbkowanych noży wielkości maczety, poza tym ucinali też pomordowanym palce czy uszy oraz wyrywali zęby i wyłupywali oczy, niektórzy zabierali ze sobą całe głowy. Domyślałaś się, że pewnie będą robić z tego jakieś wojenne trofea lub coś w tym guście, ale nie miałaś pewności. Soapy pewnie by wiedział, miał w końcu sporą wiedzę na temat zwyczajów tej rasy, która pozwoliła mu przeżyć wśród nich.
-
Chyba jednak wolała się nie zagłębiać w zwyczaje Amaksajnów, zdecydowanie wolała zaspokoić się wątpliwym przekonaniem o tym, że przynajmniej na razie sama nie stanie się jednym z takich ,trofeów". Przeszedł ją niezbyt przyjemny dreszcz, gdy o tym pomyślała.
— Znaleźliście coś ciekawego? — Zapytała, podchodząc do Jima.
-
- Broń, amunicja, trochę pieniędzy, jakieś pierdoły… Nic ciekawego, ale wszystko się przyda, a czego nie będziemy mogli użyć, to sprzedamy, na takie coś kupiec zawsze się znajdzie. - powiedział, wskazując na ułożone na ziemi rewolwery, karabiny, strzelby, stosy amunicji i całą resztę.
-
— Ta… Coś czuję, że pukawki przydadzą się szczególnie teraz, jeżeli Naczelnik zrobi z nas swój cel numer jeden… — Mruknęła, krzyżując ramiona. Odwróciła głowę, spoglądając na pracę pozostałych. — Jak rana? Trzymasz się po zarobieniu kulki?
//Swoją drogą czy przed spotkaniem z tymi ziomkami z poddasza będzie jakaś okazja na znalezienie się w jakimś warsztacie, w kowalni, coś w tym stylu?//
-
//Ja nie planowałem, ale możesz rzucić pytanie w eter i zobaczymy, co na to reszta.//
- Jak młody bóg. Mógłbym wyrwać Amaksjaninowi kły z dolnej szczęki i je zjeść. - odparł z uśmiechem, ale po chwili odwrócił się w kierunku waszych tubylczych sprzymierzeńców po czym znowu przeniósł wzrok na ciebie. - Ale nie mów im tego, dobra? -
// To rzucę przed wyjazdem, a przynajmniej postaram się o tym nie zapomnieć. Mam plan. //
— Hmm, no nie wiem… — Spojrzała na Amaksjan, a potem powoli przeniosła wzrok na Jima. — Będę pamiętała by się z nimi tym podzielić, tak na przyszłość, gdybyś miał w planach znowu zajść mi za skórę. — Zaśmiała się.
-
Również parsknął śmiechem.
- Będę o tym pamiętać. Chociaż chyba nie będzie okazji, skoro teraz wszyscy stanęliśmy się wyjętymi spod prawa banitami. -
— Pff. Naprawdę? — Parsknęła, posuwając nogą najbliższe ciało. — Chyba oboje dobrze wiemy, że w tej kwestii umiesz doskonale poradzić sobie bez prawa po twojej stronie.
-
- Jest różnica kiedy na twoje życie nastaje banda cieci z brązowymi gwiazdkami, których możesz przekupić, zastrzelić albo przechytrzyć, a kiedy robi to drab mający na swoje usługi całą armię takich cieci, tylko lepszych, i dość funduszy, żeby wystawić nagrodę, przez którą będę unikać cywilizowanych rejonów kolonii przez kilka lat.
-
Jannet zrzedła mina.
— Ale wiesz, że chodziło mi o coś innego? Z resztą, walić to, nieważne. — Machnęła ręką, i odeszła z powrotem w kierunku zabudowań by odnaleźć Davida, rzucając jeszcze sucho bez odwracania się. — Powodzenia z trupami. -
Spojrzał na ciebie zdziwiony twoją reakcją, ale chyba postanowił nie drażnić tematu. Jednak w połowie drogi do Davida poczułaś, jak kładzie ci dłoń na barku.
- O co ci znowu chodzi? -
— O nic! — Warknęła, odtrącając jego rękę z swojego ramienia. — Chciałam zażartować, nie wyszło, nie zakumałeś, nieważne, zdarza się. Tyle. — Odburknęła mu szorstkim tonem, odwracając się z powrotem w swoją stronę.
Choć sama nie potrafiła powiedzieć czemu, to chwilowe nieogarnięcie Jima zagotowało w niej krew, tak jakby specjalnie udawał głupiego, choć podświadomie wiedziała, że było to raczej dalekie od prawdy. Teraz, jego dopytywanie wzburzyło ją jeszcze bardziej, ale nie miała pojęcia czy to dlatego, że wyraźnie powiedziała mu by dał sobie spokój czy z jakiegoś innego powodu, którego wciąż nie mogła określić, a który zirytował ją już chwilę wcześniej. Chyba chodziło o to drugie. Efekt tego jednak był taki, że Jannet z każdą chwila coraz bardziej czuła, jakby była gotowa po prostu wybuchnąć. -
Wzniósł ręce w obronnym geście, mruknął coś pod nosem i odszedł, najwidoczniej nie chcąc ciągnąć dalej całej dyskusji.
-
Odprowadziła go jeszcze wrogim spojrzeniem, dopóki nie zszedł jej z oczu. Nie była pewna co ją bardziej złościło w tym momencie. To, że po prostu obrócił się na pięcie i odszedł czy to, że to, że z tyłu głowy liczyła na to, że zostanie i dokończy tą rozmowę, a tego nie zrobił. Chciała, by czuł się tak źle jak ona teraz, nawet jeżeli nie potrafiła określić dlaczego. Potrzebowała tego, po prostu. Ale skoro poszedł, to lepiej dla niego by już go dzisiaj nie zobaczyła.
Straciła też wszelką ochotę na rozmowę z Davidem, czując że była w stanie, w którym rozmowa szybko przerodziłaby się w wiązankę przekleństw i potwierdziła wszystkie negatywne przekonania, jakie reszta miała na jej temat. Cholera, miała to wszystko po prostu gdzieś. Była zmęczona. Poszła do głównego budynku z nadzieją, że znajdzie dla siebie jakieś puste pomieszczenie, w którym będzie mogła zasnąć choćby na chwilę i oczyścić głowę z wszystkiego, co leżało jej na sumieniu.
-
Odnalazłaś takie bez trudu, Jimmy i Hugh mieszkali tu tylko we dwóch, kiedyś budynek musiało zamieszkiwać o wiele więcej osób. Wszystko było też odnowione i wyremontowane, chociaż nie miałaś co liczyć na luksusy. Luksusy, których w gruncie rzeczy nie potrzebowałaś, więc kanapa wystarczyła, zwłaszcza po przeżyciach kilku ostatnich dni. Pukanie do pokoju obudziło cię, gdy za oknem powoli zmierzchało.
-
Ten post został usunięty!