Plantacja Fitzsimmonsów
-
//Możesz jeszcze pogadać ze wszystkimi razem albo z każdym z osobna, a poza tym to na pewno będzie jakieś zbiorcze pożegnanie, gdy grupa będzie gotowa, żeby odjechać.//
-
// Okej. Na pewno chcę z nimi jeszcze zamienić słowo lub dwa, przyznaję, dosyć zżyłem się z tą bandą idiotów. No i też przyznam, że mam pewną teorię co do jednej postaci z tej wesołej ferajny, ale zobaczymy czy się sprawdzi.//
Tak, to prawda… Być może faktycznie byłoby dobrze zrobić chociaż pobieżny obchód plantacji, pomimo tego, iż Jannet również chciała spróbować ucieczki z jej terenu, co prawda w innym kierunku niż reszta, po raz aby zmylić trop, po dwa by wydłużyć swoje życie o choćby kilka tygodni, korzystając z sieci kryjówek Soapy’ego.
Właśnie, Soap’y… Musiała poprosić go o mapę z ich lokalizacją nim szuler odjedzie na dobre. Ciężko będzie jej pożegnać tego pstrokatego drania. Może też przy okazji zdoła zamienić słowo z Khalidem, jeżeli ten będzie w okolicy karciarza. Gdyby nie Amaksjanin, pewnie wszyscy już gryźliby piach. Żałowała, że nie będzie miała już okazji spotkać go w bardziej… swobodnych okolicznościach. Szkoda, wyzwałaby go na pojedynek w siłowaniu się na rękę. Pewnie przegrałaby, ale przynajmniej wiedziałaby jak szybko.
Uśmiechnęła się słabo do samej siebie na tą myśl, jednocześnie starając się odszukać Soapy’ego.
-
Odnalazłaś ich obu, nadzorowali bowiem wyjazd grupy z plantacji. Khalid tłumaczył coś właśnie swoim ziomkom, więc rozsądnym byłoby zostawić rozmowę z nim na później, zwłaszcza że karciarz w różowym garniturze nie zdawał się szczególnie zajęty, chyba robił cokolwiek, byleby tylko zająć czymś swój umysł, bo gdyby tylko przysiadł na chwilę i oddał się rozmyślaniom, wszystkie raczej ponure myśli zaatakowałyby go w tym samym momencie.
-
— Soapy? — Zaczepiła, podchodząc do niego. — Możemy zamienić słowo?
-
Skinął ochoczo głową.
- Pewnie, chętnie. O czym chciałabyś porozmawiać? -
— Wcześniej wspomniałeś o tych kryjówkach. — Zaczęła. — Muszę wiedzieć jak je znaleźć, będzie potrzebna mi mapa.
-
Pokiwał głową.
- Ma się rozumieć. Nim się rozejdziemy, zapewnię ci mapę ze wszystkimi przydatnymi informacjami. Nie tylko odnośnie tych kryjówek, ale też ludzi, którzy mogą ci pomóc w ten czy inny sposób. -
— Ludzi? — Uniosła brew w zaciekawieniu, opierając dłoń na biodrze. — Nie wspominałeś o tym wcześniej. Nie, żebym miała z tym problem. Brzmi to tak, jakbyś już wcześniej był gotowy uciekać przed każdym konstablem w Oskad Soapy, heh. — Wysiliła się na odrobinę humoru, choć właściwie nie wiedziała jak blisko prawdy była.
-
- Biorąc pod uwagę moje dotychczasowe życie i szczęście z wymiarem sprawiedliwości? Tak, zdecydowanie miałem takie plany. Uciec stąd albo zaszyć się gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie i wszystko przycichnie. Tak czy siak, te osoby pomogłyby mi, gdybym tego potrzebował. Dam im znać, a pomogą też tobie.
-
— Dzięki. Będę, uhm, wdzięczna. — Odpowiedziała, czując że ponury nastrój panujący wśród osób na plantacji nie sprzyjał rozmowie. Żałowałaby jednak, gdyby nie pożegnała się z którymś członkiem ich kolorowej zbieraniny. — Ale wyślesz mi widokówkę jak już ograsz w pokera każdego karciarza za granicą, co nie? — Zażartowała, uderzając go lekką pięścią w ramię. Nie chciała poddawać się atmosferze sytuacji, jeszcze nie teraz.
-
- Całą kopertę. - odparł, siląc się na uśmiech, ale mina dość szybko mu zrzedła. - Naprawdę mi przykro, że tak to się skończyło. Myślałem, że znowu się jakoś uda.
-
Jannet opuściła wzrok na moment. Coraz trudniej było jej utrzymywać udawany, wymuszony animusz. Przesunęła stopą po trawie.
— …Tak już czasem jest, czasem ma się po prostu pecha. Nie od nas to zależy. — Wzruszyła smętnie ramionami. — Ale popatrz na to też z drugiej strony, za granicami kolonii będziecie mieli szansę na świeży start, bez całego cholerstwa, jakie trzyma się was tutaj. -
- Pewnie, że tak. My sobie damy radę. Bo mamy siebie. Cały ten gang popaprańców. Ale ty zostaniesz tu sama…
-
— I też dam sobie radę. — Odpowiedziała butnie, choć bardziej chciała w to wierzyć, niżeli faktycznie wierzyła. — A przynajmniej tanio skóry nie oddam, co do tego możesz być pewien.
//Jakby co, planuję pogadać trochę z każdym, żeby było jasne. //
-
- Oczywiście, że dasz. - odparł hazardzista i skinął ci głową, kierując się w stronę domu. - Idę przygotować dokumenty, które mogą ci się przydać. Będą gotowe w mniej niż godzinę.
-
— Dzięki. — Odparła tylko i gdy już odprowadziła go wzrokiem, westchnęła. Zapowiadało się na to, że łatwiej już nie będzie. Jednak gorzej byłoby żałować po fakcie tego, że nie zdążyła powiedzieć swojego ,cześć".
Spodziewając się, że Khalid raczej zakończył już rozmowę z pobratymcami, podeszła do niego, machnąwszy raźnie ręką. Nie wiedziała, w jakiej części słów się zrozumieją, ale przecież w jakiejś na pewno.
— Gdyby nie ty i twoja ferajna, już gryźlibyśmy piach. — Powiedziała. — Dzięki za uratowanie nam skóry.
-
Jakakolwiek rozmowa z rosłym Amaksjaninem nie będzie należeć do najłatwiejszych, biorąc pod uwagę, że chyba tylko Soapy posługiwał się biegle jego mową, a w drugą stronę mogło to działać z problemami.
- Dobra walka. - odparł Khalid, wskazując potem na ciebie, siebie i budynek plantacji, ale raczej mając na myśli będących w nim ludzi. - Przyjaciele. Bracia krwi. Walczyć razem. -
I tak już zrozumiała więcej z jego słów, niż początkowo zakładała.
— Lepiej bym tego nie ujęła, stary. Przyjaciele, walczyć razem. — Odparła, kiwając głową. — Może kiedyś uda mi się odwdzięczyć i też wyciągnąć Cię z gówna. Nie, żebym tego życzyła. Ale… jeszcze raz dzięki. I do zaś, co nie?
Nie liczyła na to, że Amaksjanin w pełni zrozumie ten wieniec słów, więc po prostu wyciągnęła w jego kierunku otwartą dłoń - gest, którym równie dobrze mogła podziękować jak i się pożegnać.
-
Patrzył się na ciebie przez dłuższą chwilę, ale widziałaś, że trybiki pod jego czaszką pracują dość intensywnie, aby rozpracować twój gest. Najwidoczniej Sopay musiał go już oswoić z niektórymi zwyczajami ludzi, dzięki temu w końcu przypomniał sobie, o co chodzi i uścisnął twoją dłoń, kiwając ci głową. I choć uścisk był na tyle delikatny, na ile był w stanie, to i tak dłoń bolała cię jeszcze przez jakiś czas, gdy Khalid ją puścił.
-
Potrząsnęła dłonią, po tym gdy już Amaksjanin wypuścił ją z swojego uścisku, ale skwitowała całą sytuację lekko rozbawionym uśmiechem. Może nigdy już nie będzie miała okazji spróbować swoich sił w pojedynku na rękę przeciwko Khlaidowi, ale przynajmniej teraz mogła być pewna, że przegrałaby!
— Trzymaj się, stary. — Kiwnęła mu głową, odchodząc.
Musiała odhaczyć jeszcze kilka osób. Clyde, William, David, Hugh, Carter, Patricia i… Jim.
Zakładała, że większość z nich odnajdzie w głównym budynku plantacji. Tam też się udała.
//Kurczę, ale się tych postaci narobiło. Ale muszę przyznać, że lubię tą ferajnę, nawet bardzo. Wiem, że już raczej tego nie praktykujesz, ale fajnie by było gdyby pojawiali się w NPCtach. Nie nalegam though, tylko jeżeli sam tak uważasz. Czasem jednak scrollowanie wątków w poszukiwaniu imienia czy informacji jest dosyć problematyczne, więc byłbym jednak wdzięczny za zebranie tych informacji w jednym miejscu)