Obóz Śnieżnych Kłów
-
Położony nad żeglowną rzeką Pirn warowny obóz bandy nordyjskich najeźdźców pod wodzą Ulfa Śnieżnego Kła. Od północy, wschodu i zachodu chronią go zbudowane naprędce umocnienia, które wódz tej grupy poświęca jednak ciągłą uwagę. Stąd obecnie wzięcie obozu szturmem jest niemożliwe, gdyż strzegą go drewniane wieże obserwacyjne, palisada, ostrokół, fosa pełna woda, co udało się zrobić dzięki bliskości rzeki, zwodzony most, wilcze doły i wał ziemny, nie wspominając o kilku Wilkołakach i ponad pięciuset nordyjskich, żądnych krwi i łupów, zaprawionych w bojach i dobrze uzbrojonych wojownikach. Południe obozu zabezpiecza rzeka, której głębokość i rwący nurt uniemożliwiają atak wpław z drugiego brzegu i utrudniają atak z pomocą łodzi, zaś jej szerokość sprawia, że pociski z łuków i kusz nie sięgają obozu, potrzebne byłyby machiny oblężnicze z prawdziwego zdarzenia. Południową granicę obozu wyznacza jednak nie rzeka, ale wyciągnięte na brzeg drakkary, których Nordowie będą bronić za cenę życia, dobrze wiedząc, że bez tego nie uda im się uciec z tych ziem ani wrócić z łupami do ojczyzny. Za umocnieniami znajdują się namioty, w których odpoczywają i śpią wojownicy, w centrum zaś stoją te, w których składuje się łupy i spędza niewolników, tu też swoją kwaterę ma sam Ulf, dodatkowo otoczony namiotami swojej gwardii. Pomimo tak wielkiej liczebności, Nordowie nie wychodzą z obozu zbyt ochoczo, wysyłając jedynie zwiadowców i małe bandy rabujące okolicę. To, że Ulf uderzy jest zaś pewne (choćby przez braki w prowiancie, temperament swój i własnych żołnierzy), nikt tylko nie jest pewien w jakim kierunku, co próbują wykorzystać tak Drowy i Wampiry, jak i Krasnoludy i obie grupy ludzkich powstańców, usiłując przekupić ich i przeciągnąć na swoją stronę, choć nikomu się to jeszcze nie udało.
-
Agalionowi udało się, dotrzeć w pobliże obozu. Miał on tyle szczęścia, że dotarł do niego od północnej strony, co sprawiało, że nie musiał przejmować się rzeką. Musiał się mierzyć jednak z innymi problemami, jak tym czy Nordowie nie zdecydują się go od razu zastrzelić. Mógł co prawda ruszyć do obozu w nocy, pod postacią Wilkołaka, ale wtedy mógł mieć problemy z transportem swojego konia i ekwipunku, aż pod wejście do obozu. Raczej ciężko by było mu prowadzić konia, ze szponami na rękach. Najwyżej, gdy Nordowie go zobaczą, przemieni się. Dla tak doświadczonego Wilkołaka przemiana w dzień nie była problemem, chociaż nie lubił tego robić, ze względu na ból. W każdym razie, ruszył wczesnym południem, w stronę obozu. Miał przy sobie swojego konia, jednak na razie prowadził go na nogach. Uważnie rozglądał się i patrzył pod nogi, w poszukiwaniu potencjalnych pułapek. Miał złe przeczucia.
-
Nic dziwnego, większość istot miałoby złe przeczucia, zbliżając się do obwarowanego ze wszystkich stron obozu barbarzyńskich wojowników z dalekiej północy. Ale rzadko kiedy ktoś taki był Wilkołakiem, więc masz większe na start. Jako że wokół obozu pieczołowicie wykarczowano wszelkie drzewa, krzewy i inne większe zarośla, tak po to, aby zdobyć materiały na budowę umocnień, jak i utrudnić komukolwiek skryte podejście, wartownicy zauważyli cię już dawno. To, że jeszcze nikt nie wypadł z obozu, żeby zaszlachtować cię toporem ani nie posłał strzały w twoim kierunku dobrze rokuje, ale pewnie wynika też z tego, że Nordowie są ciekawi, kto jest na tyle odważny lub głupi, żeby iść ku nim samotnie.
-
Może i nie postępował rozsądnie, ale nie miał zbyt wiele do stracenia. Śmierć przynajmniej sprawiłaby, że z pewnością nie dostałby się ponownie w ohydne łapska Wampirów. Zdecydował się podejść na tyle blisko, żeby jakiś wartownik, w wieży obserwacyjnej lub jakimkolwiek obiekcie strzegącym obozu był w stanie go usłyszeć. Jeśli ten plan się powiódł, to dość głośno do niego zawołał:
- Jestem Wilkołakiem! Chcę wam pomóc!
Pozostawało mu liczyć na swoje dotychczasowe szczęście. O ile w tej wyklętej, przez pradawnych prowincji istniało jeszcze coś takiego jak szczęście… -
Wartownicy z pewnością zauważyli cię już jakiś czas temu, teraz tylko zwróciłeś na siebie uwagę większej ilości Nordów. Ba, nawet zauważyłeś kilkunastu spośród nich, którzy wyglądali zza umocnień. Wciąż nikt do ciebie nie strzelał, ale i nikt ci nie odpowiedział ani nie wyszedł ci na spotkanie.