Atlas
-
Wziął go i schował do kieszeni płaszcza.
- Skoro tak, to, jeśli to nie problem, prosiłbym o zaliczkę i będziemy się zbierać. Wyruszymy tak szybko jak będzie to możliwe. -
“Zostanie wam przekazana wraz z towarem, z rana nadchodzącego dnia,” Zapewnił android. “Szerokiej drogi, panie Aldon.”
-
Skinął mu głową i wstał, wyprowadzając swoich kompanów z pokoju, a potem z hotelu. Od razu ruszył w kierunku lądowiska, na którym spoczął okręt.
- Co myślicie? - zagadnął ich, gdy już oddalili się od budynku i mogli w miarę swobodnie prowadzić konwersację. -
“Myślę że można było utargować większą zapłatę,” Mruknął Thraug zanim Młody miał okazję cokolwiek powiedzieć. “Większość zaliczki pójdzie na paliwo. Wypada wykombinować co by tu przy okazji przewieść, jeśli ma się nam to naprawdę opłacić.”
-
- Z androidami ciężko się targować, kiedyś próbowałem. Tym gorzej, jeśli ma obstawę mięśniaków. Tak czy siak, po to wytargowałem zaliczkę. Zanim odlecimy musimy załatwić naprawdę drona, paliwo i powinniśmy dowiedzieć się, co rzeczywiście można tu przemycić z Cesarstwa.
-
“Ja się z tym blaszakiem nie bawię,” Powiedział Thraug, wyprzedzając grupę. “Poszukam czegoś w miarę taniego co się będzie dało dobrze sprzedać. Będę na statku za parę godzin.”
Po chwili Zavir i Młody zostali sami w uliczce. “Ten android znał twoje nazwisko,” Odezwał się ten drugi. “Musiał zrobić przegląd naszej historii. Powinno nas to niepokoić?”
-
- Póki co wolę o tym myśleć tak, że ktoś, dla kogo już pracowałem, polecił mnie temu typowi albo wyciągnął to z jakichś rejestrów służb celnych, policji czy czegoś w tym guście. Ale na pewno o to zapytam, jeśli nie będzie mieć pod ręką tylu uzbrojonych kiziorów. Towar dostarczą nam rano, wylecimy najwcześniej popołudniu następnego dnia, więc proponuję iść się napić i rzucić okiem na kawałek galaktyki. A, właśnie: Kolejna mądra rada kolegi po fachu - ciesz się życiem, bo dziś wszystko jest pięknie i cukierkowo, jutro dryfujesz nago w próżni.
-
“Um, rozumiem. Ale czy chcemy zająć się Szperaczem przed czy po piciu?”
-
- Myślę, że zajmiemy się tym jutro z rana. - odparł i rozejrzał się za najbliższym barem, przynajmniej w miarę porządnym.
-
Barów było sporo, jak przystało na znaczące centrum turystyczne, i wszystkie prezentowały się nawet ładnie. Największym problemem było znalezienie takiego z przystępnymi cenami, ale w końcu znalazł się pub oferujący proste trunki.
-
I tam też skierował swoje kroki, z przyzwyczajania jedną dłoń trzymając w pobliżu kieszeni z kredytami, a drugą nieopodal kabury z pistoletem.
-
Broń raczej nie była potrzebna, gdyż nikt inny takowej nie nosił. Kabura Zavira, a może jego postura, przyciągały tylko nerwowe spojrzenia.
“Rozumiem, że nie tracenie czujności nawet w takich miejscach jest normalne?” Zapytał Młody siadając przy barze. “Czy może nie znam za dobrze tego miejsca? Mnie się wydaje dość bezpieczne.”
-
- Tak, tak. - mruknął, zajmując miejsce obok i gestem przywołał barmana. - Wszystko ładnie, wszystko pięknie, a w miarę jak impreza się rozkręci wystarczy jedno słowo i zacznie się burda. Teraz jesteśmy w cywilizowanym miejscu, więc w grę wchodzi co najwyżej bijatyka, ale częściej bywam w spelunach, które mają ściany osmalone od strzałów. Dlatego spluwa na widoku przydaje się nawet wtedy, gdy nie zamierzasz jej użyć. A poza tym zawsze znajdzie się jakiś nachlany frajer, który będzie chciał opowiedzieć historię swojego życia, diler próbujący wcisnąć ci jakieś prochy i tak dalej. A takich widok broni w kaburze potrafi skutecznie zmotywować do odejścia i przemyślenia swojego życia.
W miarę wywodu rzeczywiście spuścił z tonu, żeby ludzie się nieco uspokoili, co wyraził odsuwając dłoń od kabury, ale wciąż uważał na kredyty. -
“Rozumiem,” Młody krótko odpowiedział, po czym swoją uwagę zwrócił na barmana, który podszedł ostrożnie do dwójki przemytników i zapytał o ich zamówienie.
-
Po chwili namysłu zamówił jakieś piwo, czyli w sam raz, żeby się napić, ale się nie upić. No i starał się wybrać coś, co nie uchodzi za szczyny, bo tego pewnie nie brakowało.
-
Młody złożył to samo zamówienie, albo mając podobny gust albo nie wiedząc za dobrze co zamówić.
“A tak hipotetycznie… co nas powstrzymuje od zwiania z towarem?” Zapytał się on kiedy barman odszedł. “Wiesz, mówisz sporo o ostrożności, ale nasz pracodawca tak ostrożny się nie wydaje. Boimy się go, czy utraty reputacji? Czy może to wszystko kwestia honoru?”
-
- Przemytnicy, jak złodzieje i piraci, mają podobno jakiś kodeks honorowy i swoje prawa, ale mnie nikt z nimi nie zapoznał. - odparł, upijając solidny łyk z kufla. - Generalnie w tych fachu dbasz o siebie, swoich kumpli i swój statek, reszta nie jest ważna. Ale bez dobrej renomy zdechniemy w końcu z głodu. No i przeważnie bardziej opłaca się zrobić robotę, którą się wzięło, bo zlecają ją zazwyczaj typy, którym nie wypada nadepnąć na odcisk. Mam przeczucie, że teraz wynajął nas właśnie ktoś taki. Wiesz, ta cała tajemniczość, android zamiast pokazania się osobiście, ostrożność, kilku ochroniarzy. Pierwszy lepszy handlarz, który chce sobie dorobić na przemycie, ale nie chce brudzić sobie rąk, to raczej nie jest.
-
“Nie, raczej nie jest z niższej półki,” Młody zgodził się. “Może to z tych Fountain Futuristics, czy jak ich tam? Słyszałem ze praktycznie władają tym księżycem, choć nie mam bladego pojęcia do czego megakorporacja nas potrzebuje. Sami nie mogą przekupić celników, czy coś tym stylu?”
-
- Takich celników można aresztować i przesłuchać tak, że w końcu wsypią. Nie wiem, czy takie oskarżenia położyłyby tak wielką korporację, ale kto wie? Dlatego używają ludzi od brudnej roboty, takich jak my, którzy nie mają potrzeby sypać władzom.
-
“Widzę…” Młody upił łyk ze swojego kufla. “Tak, to wszystko ma sens. Dzięki za wyjaśnienie… Farciarz.”