Atlas
-
“Um, rozumiem. Ale czy chcemy zająć się Szperaczem przed czy po piciu?”
-
- Myślę, że zajmiemy się tym jutro z rana. - odparł i rozejrzał się za najbliższym barem, przynajmniej w miarę porządnym.
-
Barów było sporo, jak przystało na znaczące centrum turystyczne, i wszystkie prezentowały się nawet ładnie. Największym problemem było znalezienie takiego z przystępnymi cenami, ale w końcu znalazł się pub oferujący proste trunki.
-
I tam też skierował swoje kroki, z przyzwyczajania jedną dłoń trzymając w pobliżu kieszeni z kredytami, a drugą nieopodal kabury z pistoletem.
-
Broń raczej nie była potrzebna, gdyż nikt inny takowej nie nosił. Kabura Zavira, a może jego postura, przyciągały tylko nerwowe spojrzenia.
“Rozumiem, że nie tracenie czujności nawet w takich miejscach jest normalne?” Zapytał Młody siadając przy barze. “Czy może nie znam za dobrze tego miejsca? Mnie się wydaje dość bezpieczne.”
-
- Tak, tak. - mruknął, zajmując miejsce obok i gestem przywołał barmana. - Wszystko ładnie, wszystko pięknie, a w miarę jak impreza się rozkręci wystarczy jedno słowo i zacznie się burda. Teraz jesteśmy w cywilizowanym miejscu, więc w grę wchodzi co najwyżej bijatyka, ale częściej bywam w spelunach, które mają ściany osmalone od strzałów. Dlatego spluwa na widoku przydaje się nawet wtedy, gdy nie zamierzasz jej użyć. A poza tym zawsze znajdzie się jakiś nachlany frajer, który będzie chciał opowiedzieć historię swojego życia, diler próbujący wcisnąć ci jakieś prochy i tak dalej. A takich widok broni w kaburze potrafi skutecznie zmotywować do odejścia i przemyślenia swojego życia.
W miarę wywodu rzeczywiście spuścił z tonu, żeby ludzie się nieco uspokoili, co wyraził odsuwając dłoń od kabury, ale wciąż uważał na kredyty. -
“Rozumiem,” Młody krótko odpowiedział, po czym swoją uwagę zwrócił na barmana, który podszedł ostrożnie do dwójki przemytników i zapytał o ich zamówienie.
-
Po chwili namysłu zamówił jakieś piwo, czyli w sam raz, żeby się napić, ale się nie upić. No i starał się wybrać coś, co nie uchodzi za szczyny, bo tego pewnie nie brakowało.
-
Młody złożył to samo zamówienie, albo mając podobny gust albo nie wiedząc za dobrze co zamówić.
“A tak hipotetycznie… co nas powstrzymuje od zwiania z towarem?” Zapytał się on kiedy barman odszedł. “Wiesz, mówisz sporo o ostrożności, ale nasz pracodawca tak ostrożny się nie wydaje. Boimy się go, czy utraty reputacji? Czy może to wszystko kwestia honoru?”
-
- Przemytnicy, jak złodzieje i piraci, mają podobno jakiś kodeks honorowy i swoje prawa, ale mnie nikt z nimi nie zapoznał. - odparł, upijając solidny łyk z kufla. - Generalnie w tych fachu dbasz o siebie, swoich kumpli i swój statek, reszta nie jest ważna. Ale bez dobrej renomy zdechniemy w końcu z głodu. No i przeważnie bardziej opłaca się zrobić robotę, którą się wzięło, bo zlecają ją zazwyczaj typy, którym nie wypada nadepnąć na odcisk. Mam przeczucie, że teraz wynajął nas właśnie ktoś taki. Wiesz, ta cała tajemniczość, android zamiast pokazania się osobiście, ostrożność, kilku ochroniarzy. Pierwszy lepszy handlarz, który chce sobie dorobić na przemycie, ale nie chce brudzić sobie rąk, to raczej nie jest.
-
“Nie, raczej nie jest z niższej półki,” Młody zgodził się. “Może to z tych Fountain Futuristics, czy jak ich tam? Słyszałem ze praktycznie władają tym księżycem, choć nie mam bladego pojęcia do czego megakorporacja nas potrzebuje. Sami nie mogą przekupić celników, czy coś tym stylu?”
-
- Takich celników można aresztować i przesłuchać tak, że w końcu wsypią. Nie wiem, czy takie oskarżenia położyłyby tak wielką korporację, ale kto wie? Dlatego używają ludzi od brudnej roboty, takich jak my, którzy nie mają potrzeby sypać władzom.
-
“Widzę…” Młody upił łyk ze swojego kufla. “Tak, to wszystko ma sens. Dzięki za wyjaśnienie… Farciarz.”
-
- Znajdziemy ci jakąś chwytliwą ksywkę. - odparł na to trochę do niego, a trochę do samego siebie. Dopił piwo, zamówił kolejne, a gdy skończył pić zabrał się powoli w drogę powrotną, to jeszcze nie ten dzień, gdy kompletnie się urżnie i zacznie podrywać wszystkie atrakcyjne kobiety wokół, niezależnie od formy, co już mu się zdarzało.
-
Po nieco trudnym acz nieprzerwanym marszu, Zavir id Młody dotarli na lądowisko. Statek był wciąż strzeżony przez droidy i wyglądało na to, że sprawiły się dobrze. Poza nimi na pokładzie był jedynie Szperacz, który wyświergotał coś na powitanie.
-
Mimo wszystko upewnił się, czy nic ani nikt nie kręcił się w pobliżu, sprawdzając kamery zamontowane na statku. Przeczuwając jednak, że na Krasnala nie ma co czekać, Zavir przekąsił coś szybko, przebrał się, umył i poszedł spać, wiedząc dobrze, że od jutra zacznie się robota.
-
Spało mu się na tyle spokojnie, na ile da się w ciasnocie Szczęśliwej Gwiazdy i bez błogiej ciszy kosmosu, czyli bez koszmarów lub nagłych pobudek. Ocknął się dopiero do odgłosów głośnego chrapania z kajuty Thrauga oraz natrętnego pukania do głównych drzwi.
-
- Zaraz! - krzyknął i zaklął cicho pod nosem. Ubrał się w swój typowy strój, bo w końcu w kapeluszu i długim płaszczu ciężko nosi się skrzynie albo wykonuje przegląd, potem schował pistolety na swoje miejsca i otworzył drzwi.
-
Za drzwiami zastał dwójkę mężczyzn w szarych, korporacyjnych kombinezonach. Czyści albo hibernanci, w każdym razie nie mieli żadnych wybitnych form.
“Witamy w imieniu Atlasa,” Jeden z nich powiedział monotonnym tonem. “Czy przewozicie jakieś nielegalne towary?”
-
- A w życiu! - odparł z lekkim uśmiechem, ale spoważniał po chwili. - Nie, spokojna głowa. Przylecieliśmy wczoraj i to dość późno, nie mamy żadnych towarów w ładowni.