Czarna Gwiazda
-
Zwana Davidą przed Upadkiem, Czarna Gwiazd to siódma co do wielkości asteroida w Pasie Asteroid i baza pirackiej bandy znanej jako Diabły Próżni. Znajdują się tu słynne pirackie stocznie, gdzie powstają kolejne ich okręty, a także kwatery dla załóg, które wróciły z pirackich eskapad i muszą tam pozostać na jakiś czas.
-
Stocznie i porty Czarnej Gwiazdy były zapełnione jak rzadko kiedy i wyglądało to tak, jakby większość kapitanów przyleciała do swojej głównej bazy tego właśnie dnia. Nie bez powodu - Kapitan Thane zapowiedział iż będzie wygłaszał oświadczenie co, pomimo braku obowiązku uczęszczania i nieznanego jeszcze tematu ogłoszenia, było na tyle rzadkim wydarzeniem że w mniemaniu większości piratów warto było być na miejscu. Wśród zadokowanych statków był Sępi Pazur, który niedawno wrócił z wyprawy i wyładował swój łup. Jego załoga bez niczego do roboty zabijała czas jak mogła, a jej kapitan… no właśnie, co robił Kyllan Gav w czasie wolnym?
-
Przeważnie korzystał z dobrodziejstw techniki i chlał na umór, opijając sukcesy, takie jak duże łupy czy prosty fakt, że w tak ryzykownym zawodzie znów wywinął się z zimnych łap kostuchy, przybijając bezpiecznie do portu. Teraz jednak, słysząc o spodziewanym zebraniu, odmówił sobie tej przyjemności, chcąc być trzeźwym, gdy przyjdzie co do czego. Dlatego, zabrawszy ze sobą jedynie pistolet i nóż, przemierzał kolejne piętra stacji, rozglądając się po towarach na straganach i w sklepach.
-
Handel odbywał się na pełnych obrotach, gdyż piraci którzy dopiero co sprzedali swoje łupy teraz szukali sposobów na wydanie swych zapłat, lub po prostu uzupełniali zapasy na kolejny rejs. Oznaczało to rozmaitość towarów wszelkiej maści, lecz też spory tłok na zamkniętych rynkach asteroidy gdzie hałaśliwy tłum znacznie utrudniał zakupy.
Aż nagle wydarzyło się coś, co momentalnie uciszyło tłum. Ekrany zainstalowane w ścianach, które zazwyczaj wyświetlały nudne informacje dotyczące stanu stacji i przypominały o lokalnych prawach, naraz pokazały jakiś ciemny obraz, którego z odległości nie dało się odszyfrować. Można by nawet pomyśleć że wszystkie się wyłączyły, gdyby nie lekki szum od nich dobiegający.
-
Było to na tyle nietypowe, że zatrzymał się i spojrzał na ekran, odruchowo zbliżając dłoń do pistoletu w kaburze.
-
Po chwili ekran się nieco rozjaśnił i pokazał wciąż dość zacienione pomieszczenie. Tuż przed kamerą na wygodnie wyglądającym fotelu siedział mężczyzna ze stalową szczęką która nie pozostawiała wiele wątpliwości co do jego tożsamości. Kapitan Thane, Stalowoszczęki czy jak go kto zwał, rozłożony wygodnie i trzymający szklankę jakiegoś napoju w dłoni. W tle była jakaś inna postać, lecz jej zdecydowanie nie dało się rozpoznać.
“Pozdrowienia, moi kamraci,” Kapitan powiedział, spokojnym acz głębokim głosem. “Nadaję do was z moich kwater, gdyż chciałem pogratulować wam wszystkim, od moich wiernych dowódców po pracowitych robotników podtrzymujących naszą stację. W przeciągu ostatniego cyklu nasze operacje niemal się podwoiły w skali, a nasza nazwa stała się znana od miast Wenus po najcichsze zakamarki Chmury Oorta. Aby uczcić ten triumf, oferuję wam wszystkim toast.” Mężczyzna uniósł swoją szklankę do góry i wylał parę kropel do swojego gardła.
Tłum ponownie stał się głośny, tym razem od szeptów. Paru ludzi wyjęło jakikolwiek napój miało pod ręką i wypili łyk, w ramach dość głupio wyglądającego toastu.
-
Zawsze zastanawiało go, czy przez tę wstawkę w mordzie Kapitan czuje smaki potraw i napojów tak, jak przed dodaniem sobie tej stalowej szczęki. Niemniej, nie chciał odstawać od reszty, więc sam też sobie golnął z piersiówki, ale tylko jeden łyk, po czym od razu zakręcił ją i schował do kieszeni, czekając na to, co więcej ma do powiedzenia Pierwszy Kapitan.
-
“Lecz o ile wszyscy zasługują na pewne wynagrodzenie za swoje usługi, nie jesteśmy tu socjalistami,” Kapitan kontynuował. “Rozumiem dobrze, iż najwięksi z nas muszą być sowicie wynagrodzeni. Wielu z was zapewne wie, o czym mówię; Tak, nasz przyszły statek flagowy, Król w Czerni, jest w końcowej fazie konstrukcji.” Tutaj Stalowoszczęki dał słuchaczom chwilę na szepty i dramatyczne wdechy. “I jak niektórzy wiedzą, nie mam zamiaru zasiadać na mostku osobiście.”
-
To była ta chwila, na którą Kyll czekał od dawna, jednocześnie jednak był zawiedziony, że to już teraz. Jak każdy kapitan miał niemałą chrapkę na fotel na mostku tego okrętu, a nie był pewien, czy jego dotychczasowe dokonania wystarczą. Chciał jeszcze zrobić coś, co ugruntuje jego pozycję na szczycie listy potencjalnych kandydatów na nowego kapitana Króla w Czerni.
-
“Pomyślałem żeby wybrać najbardziej założonego z kapitanów na to stanowisko,” Thane kontynuował, odkładając pustą szklankę. “Lecz czy byłoby to uczciwe? Zawsze nagradzałem nadzwyczajnych ludzi tak sowicie jak mogłem. Z tego powodu ogłaszam, iż Królem w Czerni będzie dowodził ten, który przysłuży się Diabłom Próżni w sposób najbardziej widoczny i niezaprzeczalny w ciągu następnych czterech miesięcy. To przyjacielska konkurencja, więc nie ma powodu aby nadawać jej zasady i nadto precyzować cele. Obiecuję wam jednak, iż kiedy czas upłynie wskażę zwycięzce zgodnie z moim najlepszym sądem. Tym gotowym podjąć się wyzwania życzę powodzenia, reszcie miłego spektaklu.”
Po tych słowach, ekrany wyłączyły się tak szybko jak zmieniły program przed chwilą.
-
Odetchnął lekko, bo jego najgorsze obawy się nie spełniły, miał jeszcze czas, sporo czasu. Ale czy wystarczająco? Westchnął i podrapał się po głowie, wznawiając marsz. Jakiś czas powałęsał się jeszcze bez celu po stacji, ale ambicje nie pozwoliły mu na nic więcej, toteż skierował swoje kroki z powrotem do hangaru i swojego okrętu.
-
Załoga na szczęście nie postanowiła odlecieć sama i Sępi Pazur wciąż był zadokowany do stacji. Bogato wymalowany kuter został poprzedniego dnia opróżniony ze zbędnego balastu i zatankowany, zdolny do wyruszenia chociażby zaraz. Śluza była otwarta i pilnowana jedynie przez dwóch załogantów, którzy na widok kapitana stanęli na baczność.
-
//Ile mniej więcej przebywali na stacji?//
-
//Powiedzmy że jest to trzeci dzień//
-
Skinął im głową, oddając honory i pozwalając spocząć, a sam skierował swoje kroki na mostek, gdzie spodziewał się znaleźć swoich oficerów.
-
Intuicja Kyllana się nie myliła. Po dojściu na mostek zastał dwójkę swoich najwyższych rangą oficerów, siedzących na fotelach w tej niewielkiej przestrzeni i widocznie ze sobą dyskutujących.
“Problem w tym, że teraz każda załoga czuje to samo co nasza,” Mówił Archer. “Okazja jest warta coś tylko wtedy, kiedy jest się w unikalnej…”
“O hej Kapitanie,” Sander wtrącił nagle, zauważając Kyllana wchodzącego do pomieszczenia. “Usłyszeliśmy nowinę i powiedzmy że mocno poprawiła nastroje. To znaczy, poza panem pesymistą tutaj.”
“Realistą,” Mruknął Archer. “Ale tak, wystąpiła pewna różnica zdań.”
-
- Ja właśnie o tym. - odparł, zajmując miejsce na swoim kapitańskim fotelu. - Jak nikt inny mam chrapkę na zostanie kapitanem “Króla w Czerni”, a wy pewnie macie zamiar zostać pierwszymi oficerami na mostku tego bydlaka. Ewentualnie, jeśli ktoś będzie chciał, mogę nawet odstąpić “Sępiego Pazura”. Ale wracając: Przez cztery miesiące musimy zrobić więcej, niż zrobiliśmy od początku kariery do teraz. Czyli albo będziemy codziennie zgarniać jakiś solidny frachtowiec albo zrobimy coś tak zuchwałego, jak nikt do tej pory.
-
“O tym chciałem porozmawiać.” Archer wstał ze swojego siedzenia. “Ten cały turniej czy jakkolwiek by to nazwać… Czuję że to sposób na stworzenie rywalizacji na niższym szczeblu. Za chwilę połowa kapitanów zacznie atakować cele powyżej ich możliwości, a druga połowa spróbuje ukraść łup tym pierwszym. Desygnowana wojna domowa, choć nie jestem pewien w jakim celu.”
“Może to i lepiej?” Sander wzruszył ramionami. “Jesteśmy jedną z najlepszych załóg w tym zakątku Pasa, może najlepszą. Jak ktoś gorszy się rozbije goniąc frachtowiec, będzie dla nas potem więcej łupów. Zwłaszcza jeśli dostaniemy się na ten nowy statek.”
-
- Nie mam bladego pojęcia ile w mózgu kapitana zostało człowieka, a ile włożył tam trybików, ale póki co wszystko, co wymyślił, miało sens i się nam opłacało. Ale fakt, to może być test, Diabły są lojalne wobec siebie, a ta sytuacja może prowokować do atakowania innego kapitana, aby zabrać mu łup… My się do tego nie zniżymy, ale gdyby ktoś próbował zabrać nasz dobytek, pokażemy mu, na co nas stać. Wracając: Jakie mamy opcje? Mówię teraz o tym, co napaść i tak dalej, w przeciwieństwie do mnie mieliście okazję na chlanie i włóczenie się po kantynach, usłyszeliście coś ciekawego?
-
Oficerowie spojrzeli na siebie, i patrzyli przez dobre parę sekund zanim zwrócili się z powrotem do Kyllana.
“Jest jedna wieść która dopiero co rozeszła się po stacji,” Powoli powiedział Sander. “Ale rozeszła się właśnie dlatego, że jest dość ciekawa. Łup na który będzie niedługo polować z pół Diabłów. Interesują nas wyścigi, czy mam powiedzieć o czymś innym?”
-
- Póki co interesują mnie wszystkie opcje, więc śmiało.
-
“No cóż…” Sander usiadł z powrotem na fotelu. “Niedawno doszły do nas wieści z Sylvii, asteroidy dość blisko nas ale zbyt dużej żeby móc ją zrabować. Otóż jakiś tydzień temu zadokował tam stateczek z pojedynczym pilotem, co nie zdarza się często. Gość chciał sprzedać jakieś surowce, co zdarza się jeszcze rzadziej w tej części Pasa, no ale udało mu się coś sprzedać. Z trudem, bo z języka uniwersalnego umiał tylko podstawy a automatycznego tłumacza nie miał. To było na tyle dziwne że jeden z miejscowych zakradł się i zbadał jego statek zanim gościu odleciał z powrotem. Z początku nie wiedzieli co to w ogóle było - inżynieria nie widziana w tych stronach chyba od nigdy - ale niedługo potem ktoś dodał dwa do dwóch,” Tutaj oficer spauzował dla lepszego efektu. “Statek był Haumeański.”
-
Zamrugał oczami kilka razy i potarł w zamyśleniu podbródek.
- No, to chyba ostatnie, czego bym się spodziewał. I co z tym statkiem? Pojawił się tam po raz kolejny? -
“Nie.” Sander pokręcił głową. “Gdyby wrócił to zapewne by go rozerwali i próbowali przejąć statek. O Haumeanach trochę wiadomo, ale ich statki…”
“Ich statki są dosłownie legendarne,” Wtrącił drugi oficer. “Są w stanie przemierzyć cały Układ w przeciągu tygodnia, mimo że logicznie nie mogą zawierać zbyt wiele paliwa. W branży inżynierskiej mamy wiele teorii na ten temat, łącznie z wątpieniem czy te wszystkie historie o Haumeanach włóczących się po Chmurze są prawdziwe. Ale skoro jeden z nich zawitał aż tutaj… To musi być najbardziej zaawansowany pojazd w całym Pasie.”
-
- Sądzicie, że jest sens się tam wybrać? Wiece, czy da to nam coś więcej poza usłyszeniem tej samej historii od miejscowych?
-
“Raczej nie,” Sander odpowiedział. “Ci z którymi badałem są bardziej zainteresowani przeszukaniem przestrzenie wokół Sylvii. Wprawdzie kuterek może być już daleko, ale teoretycznie można by się dowiedzieć gdzie metodą prób i błędów. Teoretycznie.” Pierwszy oficer oparł się mocniej o siedzenie. “Twoja decyzja, plag. Ja się nie kocham w technologii i nie wiem jak duży ma sens gonienie za czymś tak małym, ale faktycznie, profit może być ogromny.”
-
Oparł się wygodniej w fotelu, podkładając dłonie pod głowę, gdy rozważał wszelkie za i przeciw.
- Mamy te myśliwce dalekiego zasięgu… - mruknął, drapiąc się po brodzie. - A gdyby tak polecieć normalnie na szlak w pobliży Sylvii i polować jak dawniej, ale jednocześnie odesłać część z nich na poszukiwania tego statku? Wiem, że to wykonalne, bardziej ciekawi mnie, czy opłacalne. Nie wiem czy moglibyśmy złapać tam coś poza nudą czekając, aż nasi piloci znajdą ten statek. -
“Jest to duże siedlisko, więc prędzej czy później jakiś statek podleci.” Sander odpowiedział. “Będą się spodziewać ataku, w końcu żyją w naszej okolicy, ale skoro czujemy się odważnie to możemy i zaryzykować walkę. Takie są rozkazy?”
-
- Tak, póki co. - powiedział w końcu. - Jeśli nie będziemy mieć z tego żadnych zysków lub straty je przewyższą to odpuścimy sobie ten stateczek i pójdziemy grabić gdzieś indziej. Wszystko gotowe do odlotu?
-
“Trzeba będzie parę rzeczy przygotować,” Sander wstał z siedzenia i skierował się ku wyjściu. “Zabiorę się za to z miejsca. Za godzinkę będziemy mogli odbić.”
Pierwszy oficer moment potem zniknął za drzwiami, zostawiając pozostałą dwójkę mężczyzn na mostku.
-
- Wiem, że żeby dojść tu, gdzie jesteśmy teraz, musieliśmy zdradzić i zabić część dawnych naszych kamratów, ale naprawdę masz aż tak złe przeczucia co do tego wszystkiego? - zagadnął Archera, który pozostał z nim na mostku, odnosząc się do jego wcześniejszych wątpliwości.
-
“Tak,” Archer westchnął. “Każdy faszysta stara się skierować ambicje podwładnych przeciwko im nawzajem, a takie gry mają zazwyczaj sumę negatywną. Choć przyznaję, perspektywa zdobycia Haumeanskiego statku… może być warta udziału w tych zawodach. Ledwo.”
-
- Wracając do tego cudeńka: Bylibyśmy w stanie rozłożyć to na śrubki i skopiować? We własnym zakresie albo w stoczniach Czarnej Gwiazdy?
-
“Nie mam pojęcia. Nie wiemy z pewnością jakiej technologii używają, wiemy tylko że musi być wiele warta. Naprawdę wiele.” Archer zmarszczył brwi jeszcze mocniej niż dotychczas. “Być może więcej niż jakikolwiek statek, jeśli wiesz co mam na myśli.”
-
- Pamiętasz, jak kiedyś po naszej najlepszej akcji schlaliśmy się w drodze powrotnej na Czarną Gwiazdę na którymś z księżyców Marsa? Dzisiaj nawet nie pamiętam którym. Ale pamiętam, że nawaliłem się tak, że gadałem jakieś głupoty, że obłowię się tak, że będę mógł kupić sobie jakąś planetę i zostać władcą galaktyki. Wtedy gadałem od rzeczy, ale teraz ta pijana wizja znów chodzi mi po głowie. Nie żeby to było proste, ale rozumiem, co może dać nam ten łup. O ile w ogóle go zdobędziemy.
-
“Ambicja to konieczność w tym fachu,” Archer uśmiechnął się lekko. “Po prostu sugeruję, żebyśmy przy okazji zachowali ostrożność. Kalkulacja ryzyka i takie sprawy.”
-
- Żeby być kimś, trzeba przeżyć dostatecznie długo. - przyznał. - Jak nie teraz, to kiedy indziej.
//Myślę, że nie mam tu już wiele do zrobienia, także możemy przewinąć do momentu odlotu czy coś?// -
Po rozmowie Archer opuścił mostek, mówiąc że musi sprawdzić napędy przed odlotem. Najwyraźniej były one w porządku, gdyż pól godziny potem do Kyllana przyszła informacja o gotowości statku do rejsu. Chwilę potem, przyszło potwierdzenie, iż sto procent załogi znajduje się obecnie na okręcie i czeka tylko na rozkaz.
-
- Nadać komunikat do kontroli lotów, a później wylatujemy. - polecił sternikowi. - Kierunek na Sylvię, ale zaczaimy się na jakimś szlaku, nie przy samej planetoidzie.
-
Po krótkiej wymianie danych z kontrolą i nieco dłuższym procesie odłączania się od portu, statek wyleciał z bazy i odleciał w przestrzeń kosmiczną. Z początku przyśpieszenie było trudne do zniesienia, lecz zmalało ono gdy wymagana prędkość została osiągnięta. Pozostawało tylko zająć się czymś na czas wielogodzinnego rejsu.
-
Skoro sytuacja nie wymagała od niego pobytu na mostku, wstał i udał się do swojej kajuty. Tam zabrał się za studiowanie tras i szlaków handlowych, aby wybrać jak najlepsze miejsce na przyczajenie się na swoje ofiary.
-
Kosmo-ekonomika była dość skomplikowana, lecz Kyllar miał w niej trochę doświadczenia. W pierwszej godzinie rejsu miał już całkiem dobre miejsce, czy może raczej orbitę okołosłoneczną do zasadzenia się.
//Przeskakujemy na Sylvię jak tylko założę temat