Sylvia
-
Sytuacja wyglądała tak że sporo kul świstało nad jego ciałem, lecących to w jedną to w drugą stronę, a przynajmniej to sugerowały różnice w głośności wystrzałów. Niewyraźnie widział sylwetki dookoła siebie, które tylko po głosach rozpoznawał jako swoich ludzi. Najwyraźniej bronili wejścia na statek, choć nie dało się stwierdzić jak dobrze i przeciwko komu konkretnie. Dobra wiadomość była taka, że najwyraźniej nikomu nie chciało się wejść w pole ognia tylko po to, żeby zabrać Kyllanowi broń - wszystko było na miejscu i chyba nieuszkodzone.
-
Sięgnął po pistolet, wyciągnął go z kabury i odbezpieczył, licząc na to, że powolne ruchy nie zwrócą niczyjej uwagi. Jednocześnie, korzystając z drugiej ręki i nóg, usiłował wypełznąć z tego miejsca i znaleźć osłonę gdzieś pośród swoich ludzi, jego nagłe zagrzewanie ich do boju i próba ostrzelania wrogów skończyłby się pewnie szybką śmiercią, gdyby poderwał się tu i teraz, wprost na lecące ze wszystkich stron pociski.
-
Ciężko było stwierdzić czy go zauważono czy nie - parę pocisków trafiło w podłogę w jego pobliżu, ale mógł być to przypadek. Na szczęście zanim jakiś zdołał ubić Kyllana, silne ręce chwyciły go i zaciągnęły go za ścianę.
“Plag, cholero jedna, żyjesz?” Sanders potrząsnął Kyllanem mocno. “Znaczy widzę że się ruszasz, ale mózg ci musiał wysiąść żeby łapać granat ot tak.”
-
- Dobrze, że to nie był odłamkowy, bo kto by was wtedy ocalił? - odparł i zaśmiał się, choć raczej ponuro. - Liczyłem, że zdążę go odrzucić, taki odruch, wrodzona brawura albo jakieś braki o tutaj. - dodał, pukając się lekko w czaszkę. Ponownie zabezpieczył i schował pistolet do kabury, korzystając z bezpiecznej osłony, po czym dobył strzelby i wychylił się zza ściany dwukrotnie. Raz, aby ocenić sytuację i namierzyć wrogów, drugi raz aby oddać w kierunku każdego z nich kilka strzałów.
-
“Znaczy, może nam to trochę pomogło, bo twoje ciało zasłoniło większość blasku. Gdyby wszystkich nas ogłuszyło, pewnie wrogowie już byliby na pokładzie. Teraz…”
Łypiąc zza osłony, Kyllan zobaczył szereg opancerzonych ludzi idących przez śluzę w stronę piratów. Mieli ciężkie pancerze, tarcze - fizyczne antypociskowe tarcze, choć zapewne mieli też pola ochronne - i naturalnie broń, na szczęście jedynie w postaci kinetycznych pistoletów. Ogólnie byli jednak dość dobrze uzbrojeni, a w tak ciasnym korytarzu byli osłonięci ze wszystkich stron. Pociski jakie Kyllan wystrzelił tylko odbiły się od tarcz.
“Skurwiele były przygotowane lepiej od nas.” Sanders skomentował. “Nie wiedziałem co zrobić, więc kazałem strzelać zaporowo, kupować czas. Możemy oddać śluzę i bronić się na pokładzie, albo… w sumie nie wiem co innego można zrobić, chyba że chcemy oderwać się od ich statku i wylecieć w próżnię razem z nimi.”
-
- Z takimi pukawkami niewiele zdziałamy, poślij kilku co szybszych ludzi do zbrojowni, niech skołują granaty, odłamkowe i błyskowe, ewentualnie większe spluwy. I niech się pospieszą, bo jeśli się spóźnią, to ci goście będą ich najmniejszym problemem. Reszta zostaje tu, strzela i kupuje czas tamtym, aż wrócą. A, i niech wezmą komunikatory, w razie gdybyśmy rzeczywiście musieli się wycofać.
Gdy skończył, wychylił się ponownie i ocenił sytuację. Później schował się i zastanowił, czy ma szanse oddać taki strzał, aby zrykoszetował i zabił albo chociaż ranił któregoś z napastników.
“Miało być tak miło i gładko, a wyszło jak zawsze.” - mruknął ponuro w myślach, licząc na to, że to tylko konkurencja lub najemnicy chroniący statek, a nie specjalne oddziały antypirackie, bo wtedy dopiero mogą mieć problem. -
“Słyszałeś szefa!” Sanders krzyknął w kierunku pobliskiego pirata, który czym prędzej odwrócił się i pobiegł mniej więcej w stronę zbrojowni. “Przy odrobinie szczęścia w zbrojowni będzie ktoś skłonny pomóc z tachaniem broni. Więcej ludzi nie chcę delegować, bo wiesz…”
Kyllan musiał się schylić nieco przedwcześnie z racji że wrogi żołnierz wycelował prosto w niego i omal nie trafił. Wroga formacja była już blisko, na tyle że nie mieli większych problemów ze strzelaniem celnie, ale najwyraźniej nie mieli odwagi wyjść ze śluzy. Albo bojaźliwi albo zwyczajnie ostrożni, różnicy jeszcze się dało stwierdzić. Rykoszetowanie było jakąś opcją, ale mogło sprawić że obrońcy statku, kimkolwiek byli, poczuliby się zmuszeni do wznowienia natarcia.
-
Od czasu oddawał strzały, ale nie takie, aby zrykoszetowały, choć była to kusząca opcja, to wolał, aby tamci zostali na miejscach, dopóki nie zjawią się piraci z granatami i cięższym sprzętem, którzy byli ich jedyną nadzieją na odparcie abordażu.
-
Sytuacja przemieniła się w dość niezręczny impas, gdyż obie strony miały niemal perfekcyjną osłonę i strzelały tylko dla zachowania pozorów. Normalnie nie było to coś na co piraci by liczyli, ale przynajmniej w ten sposób chłopaki w zbrojowni mieli czas na zebranie sprzętu.
“Piraci, korsarze, czy kimkolwiek jesteście,” Nagle zza ściany tarcz zabrzmiał głos, ten sam który Kyllan pamiętał z konwersacji przez komunikatory paręnaście minut temu. “Poddajcie się a zagwarantowany wam będzie sprawiedliwy proces pod prawami niezależnej komuny Sylvii. Kontynuujcie walkę a zginiecie. Akceptujemy zarówno kapitulacje indywidualne jak i oficjalną rezygnację od waszego przywódcy.”
-
-- Mamy się poddać? Na jakich warunkach? - zapytał Kyllan. Oczywiście, nie miał zamiaru się poddać, bo aż za dobrze wiedział, że nawet gdyby proces rzeczywiście był sprawiedliwy, to i tak nie wyszedłby z tego z życiem. Ale obawiał się też, że natychmiastowe odmówienie skończy się wznowieniem szturmu przez tamtych, więc postanowił grać na zwłokę, cicho uprzedzając swoich załogantów, że o żadnym poddaniu w rzeczywistości nie ma mowy, bo przecież to wygrają.
-
Nikt z piratów nie zgłosił sprzeciwu. Najwyraźniej wierzyli że ich kapitan wie co robi… albo faktycznie liczyli na kapitulację. Ciężko stwierdzić.
“Jeśli odłożycie broń nie będziemy mieli powodu, ani prawa żeby was bardziej skrzywdzić,” Padła odpowiedź. “Przetransportujemy was na asteroidę w jednym kawałku. Kto wie, może autorytety uwierzą w waszą historię o prowadzeniu inspekcji. Jeśli wznowicie ogień, natomiast… wasz adwokat będzie miał doprawdy ciężkie zadanie.”
-
- Gwarantujecie nam stary, dobry, uczciwy proces, tak? - zapytał, wciąż usiłując grać na zwłokę. Mówiąc to, spojrzał jednocześnie na swojego oficera i bez słowa wskazał mu na komunikator, chcąc dać mu znać, że czas się kończy i wypada pogonić tych, którzy poszli do zbrojowni. Od tego, jak szybcy w nogach są ci piraci, zależy najpewniej los całej załogi.
-
Ów oficer nic nie powiedział, ale zaczął wielokrotnie naciskać na przycisk odpowiadający za połączenie. Oby ekipa ze zbrojowni zrozumiała sygnał.
“Nie mamy powodu żeby tego nie zrobić,” Ich przeciwniczka kontynuowała jak gdyby nigdy nic. “W przeciwieństwie do niektórych obecnych, my mamy zasady. Operujemy zgodnie z prawem i w sprawie prawa.”
-
- A można wiedzieć kim wy właściwie, do kurwy nędzy, jesteście? - tym razem grając na zwłokę postanowił również zaspokoić nieco ciekawość i liczyć na to, że będzie wiedział, z kim wyrównać w przyszłości rachunki.
-
“Czy to nie oczywiste?” Rozmówczyni prychnęła. “Pilnujemy prawa na i wokół wielkiej Sylvii, ostatniej prawdziwie wolnej nacji w Pasie. Regularnie jakiś watażka zapomni dlaczego nie warto tu szukać problemów, a ostatnio piraci jak wy rozmnażają się jak grzyby po nawodnieniu. Stwierdziliśmy iż warto uzbroić następny transport jaki wyślemy i bogowie musieli nas wysłuchać, gdyż dali nam okazję na pozbycie się chociaż jednej grupy pasożytów. A teraz odpowiedz, czy chcesz aby to obejmowało śmierć twoją i twoich ludzi czy lepiej nie?”
Pod koniec tej nieco przydługiej przemowy Kyllan dostrzegł jak ktoś gramoli się z przylegającego korytarz. Jego ludzie, najwyraźniej z całą ciężką bronią jaką byli w stanie znaleźć i unieść. Żeby wnieść ją i ustawić odpowiednio potrzebowali jeszcze tylko paru chwil.
-
- Śmierć to takie duże i niepotrzebne określenie. A gdybyśmy zaczęli dla was pracować? W ramach odkupienia win albo zmniejszenia kary, jaką otrzymamy przy okazji procesu? Kto lepiej zapoluje na piratów, niż sami piraci? Ci, którzy wiedzą, jak tacy jak my działają, gdzie uzupełniają zapasy, gdzie werbują rekrutów, na jakiej podstawie wybierają cele do ataków? Działając dalej w ten sposób możecie mieć szanse na złapanie kogoś, a ja proponuję wam o wiele więcej na srebrnej tacy. - ciągnął swoją grę na zwłokę, licząc na to, że tyle czasu wystarczy, aby załoganci poradzili sobie z przygotowaniem broni do akcji.
-
“Nie jesteśmy ani naiwni, ani skłonni do zawierania takich niecnych paktów.” Policjantka odpowiedziała dumnie. “Zresztą nie mamy do tego uprawnień. Złóż broń teraz, a może zostaniesz wysłuchany na Sylvii.”
Armata plazmowa była chyba gotowa do strzału, tak samo stare działko tesli. Wypalone powinny skutecznie zasiać zniszczenie w szeregach wroga… o ile uda się wyskoczyć zza rogu i wycelować na czas. I o ile plazma nie wypali dziury w ścianie śluzy, bo wtedy wszyscy będą mieli problem. Takie uroki używania broni ciężkiej na statku.
-
- Idę się poddać, jak skupią się na mnie, wyskakujecie z zabawkami i walicie. - powiedział szeptem do najbliższego załoganta i kazał mu to przekazać tamtym z armatą. A później rzeczywiście wyszedł na otwartą przestrzeń, unosząc ręce, choć wciąż trzymał w nich strzelbę. Szybko ocenił liczebność i rozstawienie przeciwnika oraz powoli przesuwał się w kierunku najbliższej osłony, nie chcąc stać na widoku, gdy tamci odpowiedzą ogniem.
-
W pierwszym szeregu było czterech tarczowników, a za nimi więcej podobnie uzbrojonych żołnierzy, jak i osoba w bardziej ozdobnym mundurze. Wszyscy szybko wycelowali w Kyllana, lecz nie zaczęli do niego strzelać natychmiast, co było plusem. Minusem było to, że korytarz nie miał praktycznie nic co można by nazwać osłoną, będąc stworzony jedynie do wysuwania się i łączenia z innym statkiem kiedy konieczne.
“Faktycznie wyszedłeś nam na spotkanie. Nie spodziewałam się tego.” Odparła umundurowana postać znajomym głosem. “Masz zamiar upuścić broń? Gdyż to znacznie poprawiłoby atmosferę.”
-
//Dobra, to przerwijmy na chwilę. Jak rozumiem stoję na środku korytarza, tak? Przez to, że nie ma tu żadnej osłony mam rozumieć, że nie zdążę nawet wskoczyć za róg czy coś w tym guście?//